Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Teraz, wiedząc, że on tu jest, czuję się jeszcze gorzej niż wtedy, gdy myślałem, że jestem całkiem sam. Ale mielibyśmy rzeczy do wspominania! Iluż moglibyśmy mieć wspólnych znajomych! Moglibyśmy wesprzeć się nawzajem w naszych znojnych bojach z grawitacją, dyskomfortem naszych przebrań i nielitościwym klimatem. To jednak niemożliwe. Muszę udawać, że o niczym nie wiem. Takie są zasady. Surowe, niezłomne zasady. Ja mam wykonywać swoją robotę, on swoją. Jeśli się kiedykolwiek zetkniemy, nie wolno mi w żaden sposób okazać, że wiem, kim jest. Niech więc tak będzie. Pozostanę wierny przysiędze. Ale nie będzie to łatwe. JEGO PRZYBRANE NAZWISKO brzmi Swanson. Mieszka w tym hotelu od osiemnastu miesięcy. Kierownik wie tylko tyle, że jest jakimś muzykiem. - Bardzo dziwny człowiek. Z nikim się nie zadaje, z nikim nie zamienia nawet słówka, nigdy się nie uśmiecha. Chroni swoją prywatność. Jak któregoś dnia pokojówka wlazła mu do pokoju bez pukania, to myślałem że będzie nas ciągał po sądach. Cóż, mamy tu wszelkiego rodzaju dziwaków. Kierownik sądzi, że Swanson może być członkiem jednej ze starych europejskich rodzin królewskich żyjącym na wygnaniu lub inną równie romantyczną postacią. Zdziwiłby się bardzo, gdyby znał prawdę. JA RÓWNIEŻ CHRONIĘ swą prywatność. Niedawno Elizabeth znów przypuściła na nią szturm. Było to w korytarzu obok mojego pokoju. - Oto moje nowe wiersze - powiedziała. - Jeśli jest pan zainteresowany. A w chwilę potem: - Mogę wejść? Sama je panu przeczytam. Uwielbiam czytać na głos. - I dodała: - Proszę, niech pan nie będzie zawsze taki przerażony, kiedy mnie pan spotyka. Ja nie gryzę. Słowo daję. Jestem dość łagodna. - Przepraszam. - Ja też. - Teraz w jej błyszczących oczach i zaciśniętych wąskich wargach widać złość. - Jeśli chce pan być sam, to proszę powiedzieć. Natychmiast zostawię pana w spokoju. Ale chcę żeby, pan wiedział, jaki pan jest okrutny. Niczego od pana nie żądam. Po prostu oferuję panu przyjaźń. A pan odmawia. Czyżbym rozsiewała przykry zapach? Czy naprawdę jestem taka brzydka? A może nie znosi pan moich wierszy i boi się pan mi to powiedzieć? - Elizabeth... - Żyjemy na tym świecie ledwie chwilkę. Dlaczego nie moglibyśmy przez ten czas być bardziej dla siebie mili? Dlaczego nie możemy kochać się, dzielić się wszystkim, otwierać się na siebie? Czas na trip na jawie. Na porozumienie dusz. - Nagle zmieniła ton, sprytnie nadając głosowi inną barwę. - Jak wiem, kobiety cię nie kręcą. Ale dla mnie to jeszcze nie powód, żeby kogoś przekreślać. Każdy z nas ma swój sposób na życie. Przecież nie musi nas łączyć seks. Możemy po prostu ze sobą rozmawiać. Otwierać kanały porozumienia. Prawda? Powiedz nie, a więcej nie będę zawracać ci głowy, ale proszę cię, nie mów nie. To byłoby jak zamknięcie drzwi przed życiem, Dawidzie. A zamknąwszy je, zaczyna się po trochu umierać. Uparciucha. Powinienem posłać ją do diabła, ale jedyną alternatywą jest samotność. I do tego ta jej szczerość i otwartość. Jej ciepło, jej chęć wyrwania mnie z mojej lunatycznej samotności. Czy to jest w stanie jakkolwiek mi zaszkodzić? Wiedza o tym, że tuż obok mnie żyje Swanson, tak bliski, lecz oddzielony ode mnie mocą żelaznych rozkazów, przyczyniła się do zintensyfikowania mojego poczucia osamotnienia. Mógłbym zaryzykować i pozwolić Elizabeth na bliższą ze mną zażyłość. To ją uszczęśliwi. Mnie także to uszczęśliwi. Mógłbym nawet pozyskać w ten sposób więcej cennych informacji dla moich współplanetników z Ojczystego Świata. Oczywiście, pewne bariery muszą zostać utrzymane. - Nie chciałem być niemiły. Myślę, że mnie źle zrozumiałaś, Elizabeth. Wcale cię nie odrzucam. Wejdź. Wejdź, proszę. Zaskoczona wchodzi do mojego pokoju. Jest tu pierwszym gościem. Spogląda na moją ubogą biblioteczkę, na skromne umeblowanie, na ultrafalowy nadajnik tak sprytnie zakamuflowany, że każdy widzi w nim jedynie oryginalną rzeźbę. Siada. Spódnica unosi się jej wysoko ponad kolana. Ma ładne nogi, jeśli dobrze rozumiem miejscowe kryteria jakości. Jestem zdecydowany, by nie dopuścić do żadnych seksualnych gierek