Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ten szal był czternasty, natomiast piętnasty dotyczył piętnastego stulecia, okazał się owym słynnym plakatem odtworzonym igłą i nitką, Iskander pokazuje przyszłość, tylko że na horyzoncie nie ma nic, żadnych palców poranka, tylko bezkresne fale nocy. Kolejny szal przedstawiał Pinkie w scenie samobójstwa. Ostatnie dwa były najgorsze - szal o piekle, które, jak się zorientował Omar Chajjam Śakil już jako dziecko, znajdowało się na zachodzie kraju w sąsiedztwie K., gdzie całkowicie niepostrzeżenie w ślad za secesją Wschodu zrodził się ruch separatystów; nastąpiło rozmnożenie owieczkojebców, ale wyrżnął ich do nogi, wszystko było tam szkarłatne, tylko szkarłatne i jeszcze raz szkarłatne, to, co uczynił, by nie było już więcej secesji, w imię hasła "nigdy więcej Wschodniego Skrzydła", ciała leżały porozrzucane to tu, to tam na powierzchni szala: mężczyźni pozbawieni genitaliów, porąbane nogi, wnętrzności na miejscu twarzy, słowem obcy legion trupów zacierający wspomnienie o rządach Razy Hajdara, w retrospektywie nadający tamtemu okresowi pewien aspekt łagodności i tolerancji, ponieważ z nikim porównać się go nie da, córko, tego zwykłego człowieka, twojego mistrza ludzkiego podejścia, straciłam rachubę zwłok na moim szalu, dwadzieścia, pięćdziesiąt, sto tysięcy trupów, kto wie, brak szkarłatnej nici na tej ziemi, aby przedstawić krew, ludzi powieszonych głową w dół i psy przy ich wnętrznościach, ludzi o drugich ustach rozchylonych w bezradnym uśmiechu dziur po pociskach, ludzi zjednoczonych w robaczym świecie z szala życia i śmierci. Ostatni szal, a na nim Mały Mir Harappa, Mały Mir pogrzebany pod jakimś pniem, ale oczywiście podniósł się, aby pochwycić swego kuzyna w urojony uścisk, wciągnąć Iskandra Harappę do piekła... osiemnasty szal i arcydzieło, panoramiczny krajobraz, twarda ziemia jej wygnania rozciągająca się na powierzchni materiału; od Mohendżo po Daro, wieśniacy dźwigali wiadra na nosidłach, konie biegały swobodnie, kobiety uprawiały ziemię, światła poranka rozpalone w cudzie różowo-niebieskiego haftu - Daro budziło się po nocy, a przy stopniach od strony wielkiej werandy kołysało się w porannej bryzie coś długiego i ciężkiego: pojedyncza śmierć po rzezi z siedemnastego szala, Mały Mir Harappa powieszony za szyję pod wystającym dachem rodzinnego domu, martwy w pierwszych miesiącach rządów Przewodniczącego; niewidzące oczy wpatrzone ciągle w to samo miejsce, gdzie pewnego razu zwłokom niekochanego psa pozwolono zgnić, tak jest, Rani przedstawiła jego ciało z dokładnością, która zapierała oddech w piersiach, nie zapominając o niczym, ani o wypatroszonych jelitach, ani o rozcięciu od pachą, przez które usunięto serce, ani o odciętym języku, o niczym; przy zwłokach stał wieśniak, nad nim zaś widniała wyszyta czarną nitką uwaga: Wygląda to tak - rzekł mężczyzna - jakby obrabowano ciało. Niby jakiś dom". To naturalnie z powodu rzekomego współuczestnictwa w zamordowaniu Małego Mira Harappy przyszło Iskandrowi walczyć o swoje życie. Oskarżony o popełnienie zbrodni został syn martwego mężczyzny, Harun. Jednakże tego ostatniego sądzono in absentia po ucieczce z kraju, jak przypuszczano, choć niewykluczone, iż Harun zwyczajnie zniknął, zapadł się pod ziemię. Żaden z morderców nie znalazł się na osiemnastym szalu Rani... lecz kiedy wszystkie osiemnaście szali rozłożono i z podziwem obejrzano, nadeszła pora odwrócić się od Harappów, Rani i Ardźumand, odizolowanych w owym domu, którego rozkład osiągnął taki stan, że krwistoczerwona woda wypływała z pordzewiałych kranów. Pora cofnąć wskazówki zegara, Iskander wstaje z grobu, ale jednocześnie usuwa się w cień opowieści. Kiedy Harappowie podnosili się i upadali, inni ludzie wiedli swoje życie. Rozdział dziesiąty Kobieta w woalu Żyła sobie niegdyś młoda kobieta, Sufija Zinobia, znana też jako "Hańba". Była drobnej budowy, miała słabość do nasion sosny, a kiedy szła, jej ramiona i nogi poruszały się w sposób wielce nieskoordynowany. Mimo ruchowej nieporadności, nie ściągnęłaby na siebie uwagi osoby postronnej jako istota szczególnie anormalna, bo w ciągu pierwszych dwudziestu jeden lat życia nabyła typowy zespół fizycznych cech - w tym małą, surową twarz - który sprawiał, że zdawała się wyglądać niezwykle dojrzale, jeśli zapomnieć o tym, iż osiągnęła rozwój umysłowy mniej więcej siedmiolatka. Miała nawet męża, Omara Chajjama Śakila, i nigdy nie narzekała, że rodzice wybrali dla niej mężczyznę, który był od niej starszy o pełne trzydzieści jeden lat, to znaczy starszy od jej ojca. Mimo pozorów wspomniana Sufija Zinobia w istocie okazała się jedną z tych nadprzyrodzonych istot, tych aniołów mścicieli, niszczycieli, wilkołaków albo wampirów, o których chętnie czytamy w powieściach, wzdychając z wdzięcznością lub choćby z odrobiną zadowolenia, gdy napędzają nam strachu, bo tak naprawdę nie wierzymy, że są czymś więcej niż tylko abstrakcjami, wytworami czyjejś wyobraźni; wiemy przecież (lecz o tym nie mówimy), że już tylko prawdopodobieństwo ich istnienia podważałoby zasady, według których żyjemy, procesy, dzięki którym rozumiemy funkcjonowanie świata. Wewnątrz Sufiji Zinobii czaiła się Bestia. Mieliśmy okazję zaobserwować co nieco z okresu dojrzewania tego okropnego potwora; widzieliśmy, jak nasyciwszy się pewnymi emocjami, od czasu do czasu brała dziewczynę w posiadanie. W dwóch przypadkach Sufija ciężko zachorowała, otarta się o śmierć; najprawdopodobniej obie choroby, zapalenie mózgu i niewydolność systemu immunologicznego, oznaczały dążenie jej powszedniego wcielenia, mianowicie sufijozinobiości, do pokonania Bestii, choćby to się miało stać kosztem jej własnego życia. Ale Bestia nie została zniszczona