Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Przy parkingu policja, pogotowie, t³umy, ludzie biegn¹ i pêdz¹ na wózkach inwalidzkich. - Pielgrzymka czy co? - pytam. - „Ich Troje”! - Wie pani, ile wzi¹³? - pyta zjadliwie kasjerka w sklepie - dwadzieœcia tysiêcy i szeœædziesiêciu ochroniarzy. - Kiedy œpiewa? - upewniam siê, czy zd¹¿ê wyjœæ. - Co pani, dwadzieœcia tysiêcy za podpisywanie p³yt. Dawniej piosenkarz na festynie œpiewa³. Teraz rozdaje autografy, a muzyka leci z magnetofonu. I p³ac¹ mu za promocjê samego siebie. Piotr mówi przyjacielowi, ¿e zaczyna pisaæ coœ nowego, na co on: - No tak, po Scenach z ¿ycia trzeba zatrzeæ z³e wra¿enie. Czy my puœciliœmy b¹ka? Zatrzeæ wra¿enie i œlady samodzielnego myœlenia. Przyjaciel ma talent, ale go konsekwentnie rozmywa, na prawdziwe pisarstwo siê nie odwa¿y. Muniek w akcji charytatywnej Centrum Zdrowia Dziecka. 28 IV S¹ ju¿ tabletki na bezsennoœæ, niech wynajd¹ na œnienie. Nie chcê mieæ snów, te zwyk³e te¿ s¹ koszmarem, porywaj¹ w inny œwiat, gdzie nie ma si³y ci¹¿enia logiki. Nie chcê siê odrywaæ od jawy, od rozs¹dku. Chyba kiedyœ nie wstanê. Zostanê w ³ó¿ku, wyobra¿aj¹c sobie, co bêdzie: codzienna butelka mleka, pieluszka, soczek, œniadanie, ubieranie, herbata dla Piotra i ceremonia³ budzenia go (Pola po nim skacze, ja os³aniam wrz¹tek, ogólne buzi) i tak rytmicznie do nocy. Po kolei rytua³ godzin, ¿eby jeszcze by³ czas siê tym zachwycaæ. Zbli¿a mi siê okres i do tej cielesnej probówki powyginanej w kobiece kszta³ty dolewa siê kropla gniewnych hormonów. Ciecz w probówce dymi, buzuje. Zostaje osad smutku. Wszystko jest iluminacj¹ Foera. Nie jest wy³¹cznie „proz¹ magiczn¹”, ale i zgryŸliw¹: kwarta³ ¿ydowski (getto) i kwarta³ ludzki, synagoga ci¹gniêta na kó³kach w miarê przesuwania siê granicy. „Ka¿dy z nas jest przecie¿ taki dobry, ¿e inni nie s¹ go warci”. „Ukraina mia³a ob³aziæ pierwsze urodziny”. „Pozycjê 69 wynaleziono w szeœædziesi¹tym dziewi¹tym roku. Mój przyjaciel Gregory zna przyjaciela bratanka wynalazcy”. 29 IV Chwila nieuwagi i Pola zmiksowa³a nam œniadanie w swoim dzieciêcym mikserku na korbê. Mimo wszystko ³ó¿kowy przegl¹d zaleg³ej prasy. Piotr swojej szwedzkiej, ja „Paris Matcha”. Zagl¹da mi przez ramiê: - A co u Belmondo? - Staruszek jest po wylewie, bêdzie chodzi³ o lasce, ale i bêdzie mia³ dziecko. - Wylew spermy? - Jestem od kilku dni tak bardzo szczêœliwy, bez powodu - cieszy siê przez telefon kuzyn. Chyba znam ten powód: skumulowana serotonina. To nie on jest szczêœliwy, to prozac. On nie by³by w stanie. W dzieciñstwie rodzice wydrapali mu organ szczêœcia, walcz¹c miêdzy sob¹ z ma³¿eñskiego obowi¹zku. Przed snem mam czas przejrzeæ wycinki prasowe przys³ane z wydawnictwa, recenzje Scen z ¿ycia pozama³¿eñskiego. Pomijaj¹c zabawne g³upoty typu: „W tej ksi¹¿ce Gretkowska rozmawia o seksie z niejakim Pietuch¹, albo go uprawiaj¹” - wra¿enie, ¿e pisz¹ te recenzje poszkodowani w jakimœ wypadku czy katastrofie, np. ¿ycia w Polsce. Le¿¹ teraz na poboczu prowincji przykryci gazetami, które starannie zapisali. Zwyczajem jest zachwyt nad poprzednimi ksi¹¿kami, œwietnymi w porównaniu z dnem najnowszej. Tak samo by³o z Polk¹: „poœlizg ginekologiczny” - poród?; „obraza kobiecoœci” - bycie w ci¹¿y obraz¹? I to typowe uogólnianie: coœ mnie urazi³o, wiêc urazi³o ca³y œwiat, bo ja to gazeta, wiêc absolut. 30 IV Po wczorajszym przes³uchaniu Millera przez Komisjê komentarz radiowy: „To, co powiedzia³ do Ziobry - «Pan jest zerem» - jest przejawem specyficznego poczucia humoru premiera”. „Pan jest zero” - mówi facet nieumiej¹cy poprawnie wypowiedzieæ swojego nazwiska. „Myller” - przedstawia siê cwaniacko. Upapranie w pyrylowsk¹ w³adzê, te 40 lat komunistycznej glamzy to te¿ poczucie humoru? Si³¹ opowiedziany ¿art? Pierwszy letni dzieñ. Jedziemy do ogrodu w Powsinie. Piotr ³apie Po³ê milimetr przed skokiem do przepaœci. - Chyba jesteœmy za starzy na rodziców - dyszy. - Za starzy s¹ ci, którzy nie mog¹ ju¿ upilnowaæ dziecka - pada na ³awkê ze zmêczenia. „Pornografia” - ocena Scen z ¿ycia we „Wproœcie”. Pisz¹cy to facet, w rêku nie mia³ pornografii, najwy¿ej swojego kutasa przy ró¿nych okazjach fizjologicznych. W ka¿dym razie s³up og³oszeniowy, jakim sta³o siê to pismo, postanowi³ mieæ ostre pogl¹dy. Nigdy nie dawali du¿o miejsca na kulturê. Tylko reklamy spektakli, sponsoringi oraz nagonki. Powszechne plucie na wszystko. Bez argumentów, same pomyje. Niedawno by³ tekst „Przereklamowani” o czo³ówce polskiej literatury, okraszony zdjêciami pisarzy w stylu listów goñczych. W artykule o wielu z nich nie by³o s³owa, same twarze, wprost napiêtnowani. Podstawowy b³¹d redaktorski, ale to drobiazg. Redakcja tkwi w o wiele wiêkszym b³êdzie, ¿e literatura to polityka. W polskiej kulturze jak w sejmie: hucpa i zak³amanie. Wystarczy po kolei demaskowaæ i wyraziæ swoje antypatie, by za³atwiæ publicznie przeciwnika. A ¿e w polityce jest szlam, to mo¿na siê obrzucaæ b³otem: Gretkowska - Samoobrona, Tokarczuk - SLD, a Pilch - Unia Pracy, i w mordê. Mas³owsk¹ sflekowaæ na zawsze. Gdyby nie Pilch wbijaj¹cy zawistnikom do g³owy, ¿e dziewczyna ma talent, podobne recenzje - „be³kot” - pisaliby o niej wszêdzie. Nasze po-¿ycie literackie. Skoro ca³a polska literatura do œmietnika, to po co w ogóle pisaæ recenzje po polsku. Krytyk powinien siê zaj¹æ czymœ na jego poziomie i wys³aæ teksty do „New Yorkera” po angielsku. „Wprost” ma odpa³ polityczno-demaskatorski i przez to niewiele z kultur¹ do czynienia, a z drugiej strony „Polityka” zachowuje siê po staremu: popieramy naszych. I to s¹ dwa najwa¿niejsze tygodniki opiniotwórcze. 1 V - Czyja puœci³em siê z tirówk¹, czy co? - Piotr broni siê przed moim zrzêdzeniem, wyrzucaj¹c pochowane w samochodzie pude³ka z McDonalda. W³aœnie tak. Kulinarnie zrobi³ to z tirów¹. W domu nie jemy tego, tamtego, wieczorem nic. A on zjad³ paszê, bo to nawet nie jedzenie te nuggetsy w McDonaldzie: przemielona skóra, pióra, dzioby i pazury posypane chemi¹ dla smaku i zabicia smrodu. Nic tam nie jest jadalne, fastfudztwo. Wystrój zamiast kolorków powinien byæ w bia³o-zielone pasy: biologiczny Auschwitz, gdzie nic nie mo¿e siê zmarnowaæ, ani stary dziób, ani zje³cza³y smar. Ju¿ rok mam prawo jazdy. Gdyby nie warszawscy kierowcy, dawno by³abym po wypadku. W pierwszych dniach samodzielnego je¿d¿enia zatrzyma³am ruch na rogu Marsza³kowskiej i Œwiêtokrzyskiej. Nikt siê nie dar³, nie tr¹bi³. Taktownie pomogli mi rozwi¹zaæ ten wêze³ gordyjski na skrzy¿owaniu. Przy moich ewidentnych b³êdach potrafi¹ daæ pierwszeñstwo. Piotr uwa¿a, ¿e to szwedzka rejestracja i blondynka za kierownic¹ u³atwiaj¹ brniêcie przez miasto. Ja wiem swoje: mam taryfê ulgow¹ pocz¹tkuj¹cych. Taki abonament dla idiotów, oby jak najpóŸniej siê skoñczy³. Nie mam doœwiadczenia, muszê polegaæ na intuicji. U¿y³am jej pierwszy raz, jad¹c z instruktorem przez Pu³awsk¹. Niby wszystko OK, ale czujê, ¿e jedziemy w czarn¹ dziurê. Œcisnê³am kierownicê i mówiê instruktorowi: - Bojê siê. - Czego? - Nie wiem, coœ siê dzieje