Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Pani Ewo, koleżanka wprowadzi panią w nową politykę firmy, ja nie mam zdrowia. Jest pani wolna. Bąknęłam pod nosem przeprosiny, ale szef już nie słuchał, wygrzebując z szuflady jakieś tabletki. Jeszcze tego brakowało, żebym własnego szefa wysłała na tamten świat. * * * - Ty, Ewka, powiedział ci? - Tak, że mnie wylewa! - rzuciłam ze złością. Że też ta Baśka musi we wszystko wściubiać nos. Dostałam reprymendę, to fakt, ale to nie jej rzecz. - Więc jednak. Myślałam, że tylko straszy. - Co? Wściekł się trochę i tyle. Nic wielkiego. - Nic wielkiego, a jednak wylewa. Do kiedy pracujesz? „Co ona gada, odbiło jej?” - Spojrzałam na nią jak na wariata. - Ewka, ocknij się, bo nie rozumiem. Powiedział czy nie? - Co miał powiedzieć? - wydusiłam przez zęby. Wściec się można z tą Baśką. - No... że cię zwalnia. - Jak... zwalnia! - zbaraniałam. - Kazał tylko, żebyś mi przedstawiła nową strategię firmy. . - To właśnie to. Polityka oszczędnościowa. Likwiduje stanowisko i obcina koszty. Ewka, strasznie mi przykro. Zresztą spodziewałam się, że coś takiego wymyśli, nie wiedziałam tylko, na kogo wypadnie. Masz coś innego na oku? Patrzyłam na nią tępo, a w mojej głowie pobudzone adrenaliną neurony rozpaczliwie układały awaryjny plan działania: „Zebrania w administracji to raz, pozowanie szemranemu artyście to dwa, mogę też wystawić Filka do konkursu piękności. Ma warunki i chyba nieźle płacą, a jak nie, to sprzedam kocią skórkę i cześć” - pomyślałam, a głośno odparłam: - Jeszcze nie, ale coś wymyślę. Wyszłam z pokoju. „Spokojnie, trzeba zebrać myśli. Tylko spokojnie. Nie jest źle, naprawdę nie jest źle, co dobrego dostrzegam w tej sytuacji? La, la, la, jak wesoło mi, la, la, la, jestem spokojna, zupełnie spokojna, posłucham wróbelków... spokojnie, spokojnie... Wylewaaa mnieee?!!!” * * * Droga Babciu! Kiedyś mi powiedziałaś, żebym się nie przejmowała przeciwnościami losu, bo co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Piękna sentencja, ale w moim przypadku chyba nie działa. Życie mi dokopało, wgniotło w podłoże i nie wiem, czy się podniosę. Przepraszam, babuniu, za ten pesymizm, ale moje życie w obecnej formie jest do bani. Do wielkiej mydlanej bombiastej bani. Wiem, że Tobie mogę się zwierzyć, bo jesteś najtwardsza w naszej rodzinie i moja żółć egzystencjalna nie wpłynie negatywnie na twój nastrój. Nie mogę tego powiedzieć rodzicom, znasz ich. Mama by zaraz dostała wysypki, tato gorączki i zamiast jednego problemu miałabym dwa. Piszę zatem do ciebie, babciu, prosząc o zachowanie równowagi. Mój problem to: nie mam pracy, pieniędzy, męża, dziecka i perspektyw. Przyznasz, babciu, że bania na całej linii. Zamyśliłam się nad kartką. Dlaczego los jest dla mnie taki niełaskawy? Za co się wezmę, wszystko szlag trafia. Działa przez jakiś czas, jakby na zachętę, a potem dostaję w łeb aż miło. O co tu chodzi? Czyżby tkwiła w tym jakaś mądrość, której nie potrafię odczytać? No dobrze, jaka na przykład? Marność nad marnościami i memento mori? Pięknie. Tyle że ja akurat memento! Poza tym nie chcę wiele... mężczyznę, miłość, niebo bez chmur, życie w tonacji dur... i mały biały domek... (w ogródku będę hodować maciejkę i bez, a domek konieczne musi mieć ciemne okiennice)... i jeszcze chcę troje dzieci tuptających bosymi stopkami po dębowej podłodze salonu, siedzieć wieczorami przy kominku, popijać czerwone wino (widziałam takie fajne kieliszki w IKEA), głaskać śpiącego Filka i słuchać, jak mąż wygrywa na fortepianie mazurki Chopina. Czy to tak dużo? A na początek to chciałabym mieć pieniądze na kosmetyczkę. Dzwonię do malarza. Nagle zerwałam się na równe nogi. Która godzina?! Przecież mamy dziś wizytę u weterynarza! Filek, ty mnie naprawdę drogo kosztujesz. Podrywaj tyłek i w drogę. * * * Filek i weterynarz patrzyli na siebie przez krótką chwilę, po czym lekarz zabrał się do szczegółowych oględzin. - Nie ma wątpliwości. Rozwiązanie powinno nastąpić za jakiś tydzień - rzekł z uśmiechem i delikatnie poklepał Filka po głowie. Filek zamruczał. - Ale co, zatruł się czymś? Czemu jest taki ospały? - W tym stanie to nic dziwnego, gromadzi siły. Jak już będzie po wszystkim, werwa powróci. - Ale to samo przejdzie? Nie potrzeba jakiegoś lekarstwa? - Ależ pani jest zabawna. A kobieta w ciąży potrzebuje leków? Rodzi i stan wyjątkowy mija. Patrzyłam na faceta rozbawionym wzrokiem. - Szczerze mówiąc, nie rozumiem, co ma kobieta w ciąży do mojego kota? Niech mi pan powie otwarcie, na co mój kot jest chory? - Na nic nie jest chory. Te zmiany są tylko skutkiem ciąży, poza tym jest zdrowy jak rydz. Trzeba było od razu powiedzieć, przez telefon, to bym pani nie fatygował. Mogą się dziać jeszcze różne dziwne rzeczy i proszę to kojarzyć tylko z ciążą
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nagle sobie uświadomiłem, że wszelkie informacje, które otrzymałem od istot – wiedzę pochodzącą z samego przeżycia, w tym z poprzedniego NDE – mogłem w końcu otrzymać...
- Perfecki ruszył w kierunku tych dźwięków, jak ku światłu, były tuż-tuż, przyspieszył kroku, kiedy nagle poczuł, że spada gdzieś nie wiadomo 303 gdzie, a po chwili rzucał się...
- Najczęściej wtedy, gdy bardzo długo pracuje nad celem i nagle pojawia się w jego świadomości coś takiego, że wie wszystko, co można wiedzieć o danym celu...
- Po raz pierwszy w historii Saaurów Sha-shahan sam dobrowolnie oddawał dziedziczny miecz, podczas gdy jego serce jeszcze biło...
- dycha zasmucony Hryć, chmurzy się i ściąga Powinna była wyjść, pragnie tego jego serce, 174 175 przyszedł tutaj...
- Nagle drgnąłem, bo w oddali zapłonęły dwa reflektory i szybko za- częły się zbliżać ku nam...
- Wielkiej subtelności był chłopiec! Delikates! A metody mamy ciekawe, aż się serce weseli...
- Mało na serce nie padłam! Dolała sobie koniaku i chlupnęła z energią...
- Czas uporać się z obydwoma problemami: pierwszy z nich to kamień-serce...
- Ratując serce stają się przyczyną miażdżycy typu wapniowego...