Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Trzęsącymi się rękami zapaliła papierosa. - I wszystko, co w samochodzie - ciągnęła z goryczą. - Wie pan, jak to jest, człowiek różne rzeczy wozi, sama już nie wiem, co miałam w bagażniku. A u sąsiada podobno gosposia się obudziła i widziała samochód w bramie, ale myślała, że to pan wyjeżdża, więc co się miała wtrącać. Oni się akurat ostro kłócili... Rano wyszło na jaw, że pan w domu, garaż otwarty, samochodu nie ma, a potem dopiero zauważyli, że i u mnie wszystko na oścież, no więc przyszli zapytać... Karol bardzo źle pomyślał o gosposi. Wniosek, że kłócić się należy po cichu, tak, żeby nikt nie słyszał, nie miał do niego dostępu. Przelotnie zastanowił się, co by było, gdyby wszyscy zerwali się z łóżek i czynnie zaprotestowali przeciwko kradzieży, zarazem dzwoniąc gdzie popadnie, alarmując i wzywając policję.Można by w złodziei czymś rzucać... Lepiej strzelać, ale nie ma z czego... Przypomnienie, że sam mieszka na terenie podwójnie strzeżonym, sprawiło mu wielką przyjemność, która pozwoliła okazać konkubinie szczere współczucie. Troskliwie wypytał o wszystkie rodzaje zabezpieczeń, stosowane u niej i u sąsiada, doznał dodatkowej satysfakcji na myśl, że u siebie wymyślił lepsze, po czym dyplomatycznie przystąpił do załatwiania swojego interesu. Udało mu się. Rozdygotana, rozgoryczona i zniechęcona do życia konkubina wyjawiła mu nawet więcej niż chciał, jednakże w ostatniej chwili ocknął się w niej handlowy instynkt. Nazwisko i adres figuranta, proszę bardzo, ale nie za darmo. Gdyby nie zadowolenie z samego siebie, wzmożone popełnioną tu kradzieżą, Karol wdałby się w ostre targi i poskąpił ekwiwalentu. Nastrój, w jaki popadł, pozwolił mu okazać pobłażliwą hojność. Bez wielkich korowodów kupił po prostu upragnione informacje za całkiem rozsądną kwotę, która zdecydowanie podbudowała samopoczucie konkubiny, a jemu żadnej zgryzoty nie przyczyniła. Wydał pieniądze, niech będzie, za to czasu zbyt wiele nie stracił i zyskał mnóstwo dodatkowej wiedzy praktycznej. Opłacało się. Deszcz znów zaczął siąpić, pojechał zatem wprost do domu. * * * Trzask otwieranych i zamykanych drzwi wyrwał Malwinę z zadumy. Wracał Karol, tylko on wchodził z takim łomotem. Proszę, jak idealnie zdążył na kolację i jak mądrze postąpiła, trzymając pożywienie w stanie gorącym, ciekawe, jaki sobie znajdzie powód do awantury... Karol nie zamierzał się awanturować. Dobry nastrój w nim trwał, a głodny czuł się zaledwie średnio. Powęszył w kierunku kuchni, wonie stamtąd wiały apetyczne, wszystko zatem było w porządku. - Będę jadł! - ogłosił w przestrzeń gromko, ale dość łagodnym głosem. Malwina doznała ulgi, pełnej triumfu. Może zaspokoić jego żądanie w mgnieniu oka, a w dodatku wyjawił je, nie wkroczył w ponurym milczeniu, zmuszającym ją do odgadywania jego życzeń. Jeśli ryczy, jest w niezłym humorze, w chwilach prawdziwej furii odzywał się syczącym, przenikliwym szeptem. Nie wiadomo, co prawda, czy wystarczą mu potrawy obiadowe, może zachce mu się zestawu typowego raczej dla kolacji, ale co jej szkodzi postawić na stole wszystko? Ileż pośpiechu, zdąży, Karol polezie jeszcze przecież do gabinetu, pójdzie do łazienki, przebierze się... Może i Justynka będzie jadła, chociaż na prawdziwą kolację jeszcze za wcześnie, ale kto ją tam wie. Obie może zjedzą jakąś drobnostkę. Karol rzeczywiście odpracował swoje czynności wstępne, co pozwoliło Malwinie zastawić stół wszystkim. Potrawka, makaron, sałatki różne, szyneczka, serek, pieczywko... Śledzik marynowany i galaretka z drobiu. Wygrzebując z lodówki i donosząc na stół rozmaite frykasy, ugruntowywała w sobie niezłomne postanowienie: na wszelkie sposoby udawać uczucia do niego, żeby nic nie zdołało zachwiać jej alibi doskonałym. Obfitość pożywienia Karola rozzłościła. Nie na bazie skąpstwa, nie w obawie, że jest tego za dużo i coś mogłoby się zmarnować, a przez pełną niemożność dokonania wyboru. Wszystko było bardzo dobre i właściwie wszystko chciałby zjeść, niestety, z góry wiedział, że owemu wszystkiemu nie da rady. Na coś się musi zdecydować i po cholerę było podtykać mu pod nos ten nadmiar? - To ma być obiad czy kolacja? - spytał kąśliwie