Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Zadrżała, lecz ten nieprawdziwy świat, jaśniejący ponad ciemnym fiordem, wprawił ją w podziw. To nie Ziemia, a jedynie płaska tarcza o średnicy dwudziestu czterech tysięcy kilometrów i masie około 215,67x10 ton. Co oznaczało, że posiada albo generator grawitacyjny, albo warstwę neutronium na spodzie. Kręciła się bardzo poWoli, jak moneta wrzucona w syrop, taszcząc ze sobą sztuczne słońce, księżyc i planety. Choć Kin znała te dane, jednak siedząc tam, trudno było w nie uwierzyć. Znów zadrżała. Przeszył ją mróz. Zimne światło gwiazd. Mechaniczna rzeczywistość. Bez astronomii. Zresztą ta może i istniała, lecz wówczas musiała być farsą. Świat, na którym śmiałkowie spadali w otchłań, pełen smoków, trolli, mitów... Tuż nad czymś, co z braku lepszego określenia trzeba było nazwać horyzontem, dostrzegła planetę. Poruszała się jednak zbyt szybko, I nagle rozbłysła pióropuszem ognia. Spadła gdzieś na wschodzie. Kin wydało się, że poczuła uderzenie. Pobiegła ku wyciągniętym na plażę łodziom, gdzie iskrzył się oszroniony kształt. - Srebrna? Idiotka. Jak wiele Shandyjek jest na dysku? - Ach, Kin, na pewno to widziałaś. - Co to było? - Reszta naszego statku. To było jedynie kwestią czasu. Marco powinien go raczej zniszczyć, niż pozostawić własnemu losowi. Miejmy nadzieję, że spadł do morza albo na pustynię, skoro już zleciał po tej stronie. - Jest to na pewno doskonały sposób na powiedzenie rządzącym, że tu jesteśmy. Najpierw niszczymy im planetę, a potem zrzucamy na głowy statek. - Zanim zobaczyłam go, zauważyłam coś jeszcze - stwierdziła Srebrna. - Widzisz tę plenetę, tam nisko? Co to jest? - Gdybyśmy byli na Ziemi, w tej pozycji znajdowałaby się Wenus. - Właśnie. Nie ma księżyca. Kin poczuła dreszczyk podniecenia. Twórcy dysku o czymś zapomnieli. Jak mogli? Wenus z Adonisem, księżycem prawie tak dużym jak ziemski, królowały na niebie o świcie i o zachodzie słońca. Dlaczego księżyca nie zbudowano tutaj? Tajemnica. - Można by napisać książkę o związkach astronomii z socjologią - stwierdziła Srebrna. - Ja na przykład zawsze uważałam, że ludzie pierwsi ruszyli w kosmos, bo coś nad ich głowami wciąż im przypominało, iż we wszechświecie wszystko obraca się wokół czegoś. Mieliście system, który pokazał wam, że nie wszystko kręci się dookoła Ziemi. My mieliśmy naszego Bliźniaka, Kungowie w ogóle nie widzieli nieba. Gdyby prawdziwa Ziemia nie miała Księżyca, to wasza historia na pewno byłaby bardziej skomplikowana. Siedziały tak i podziwiały, jak na niebo bezksiężycowego świata powoli wdziera się szarość. Kin wtuliła się w futro towarzyszki i zastanowiła, czy autokuchnia jest bezpieczna. Zapewne była. Wikingowie mieli powody, by obawiać się Marco. Srebrna najwyraźniej pomyślała o tym samym. - Kin? Nie śpisz? - spytała. - Mm. - Obiecaj, że jak autokuchnia się zepsuje, zwiążesz mnie i pozwolisz, by Marco mnie zabił. Kin usiadła, krzywiąc się w ciemności. - Oczywiście, że nie. A poza tym jak moglibyśmy cię związać? - Nawet w tej chwili masz przy sobie ogłuszacz. Zauważyłam go już wcześniej, uczono mnie obserwować. Zróbcie to, bo boję się tego, czym mogłabym zostać. Kin mruknęła coś niewyraźnego i położyła się z powrotem, myśląc o Shandyjce. Nie jadły pokarmu ludzi czy Kungów. Zanim autokuchnie weszły do powszechnego użycia, pozwalano im wyruszać w kosmos jedynie z osobistymi zamrażarkami. Raz, kiedy ludzki statek przewoził na Wspaniałą Ziemię czterech ambasadorów Shand, urządzenie to zepsuło się. Dyplomaci byli istotami cywilizowanymi, lecz kiedy Shandyjczyk zostaje pozbawiony pożywienia, po dwóch dniach zmienia się we wściekłe zwierzę. Milion lat ewolucji wycieka wraz ze śliną z pyska. Powstrzymywali się przez pięćdziesiąt sześć godzin. Nie ocalał nikt. Ostatnia Shandyjka, kiedy obudziła się z żarłocznego amoku i zobaczyła wnętrze swojej kabiny, odebrała sobie życie. Normalny przedstawiciel jej gatunku nie zrobiłby tego, lecz ambasadorów szkolono w myśleniu kategoriami kosmopolitycznymi. Prawdą było, że Shandyjki lubiły jeść Shandów. Czy rytualny kanibalizm można dopasować do cywilizacji? Im się udało. Istniała też Gra. Jej zasady były stare i proste. Dwie Shandyjki wchodziły z dwóch stron do wydzielonego kawałka lasu czy tundry. Specjalne reguły określały zasady używania broni. Zwyciężczynię czekała uczta. Kin poczuła ogromną ciekawość. - Srebrna, czy kiedykolwiek brałaś udział w Grze? - spytała delikatnie. - Dlaczego pytasz? Tak. Trzy razy, kiedy czułam straszliwy głód. Dwa razy w domu, raz gdzieś tam, nielegalnie. Ostatnim razem moją przeciwniczką była Regius profesor lingwistyki Uniwersytetu w Gelt. W mojej zamrażarce coś z niej jeszcze zostało. Trochę mi szkoda, że jej śmierć poszła w sumie na marne. - Ale istnieją już autokuchnie, Gra nie jest konieczna. Srebrna wzruszyła ramionami. - Została tradycja
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- czerwonokrwisty - rubin spinelowy, różowoczerwony - bałaś rubin, niebieskoczerwony - spinel almandynowy i hiacyntowoczerwony lub słomianożółty - rubicell...
- Potem bardzo wymownie i z wielkim przejęciem się ostrzegał swoje owieczki, aby jako prostaczkowie, ubodzy niby owi ptakowie niebiescy, a zatem mili Bogu, nie słuchali...
- Towarzysz Lansora raz jeszcze schwycił w żelazny uścisk kościste ramię młodego człowieka i wyszli razem z "Roju Gwiazd" w chłód ulicy...
- Dzień był skwarny okrutnie, lecz z dala, od północy i od zachodu, gromadziły się chmury żelaznego koloru na niebie jak gdyby w porozrywanych kawałach i stamtąd cokolwiek...
- W odcinku Społeczeństwo doskonałe statek musi odchylić tor fragmentu jądra gwiazdy, lecącego w kierunku Moabu IV...
- Kasztelan widział, że w mieście duch upadł i patrzył na ni- sko ciągnące z północy chmury jak na pomoc niebieską, nim ziemska nadejdzie...
- Gwiazdy były ogromne i białe, a na czarny firmament wspinał się tłusty półksiężyc...
- W kuli ciemności błyszczały gwiazdy...
- To była jakaś sztuczka umysłu, jakieś makabryczne przywidzenie, spowodowane koszmarnym snem Bena...
- Oszczędzę ci opisu tej sztuczki, bo widzę, że masz na oku tamte brzozy...