Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Potrzebowała czarnego światła. Czym dla innych było słońce, tym dla niej była ciemność. Tyle w tej twarzy rozpaczy i pogardy, że zadrżał, przejęty grozą, jak tam na dole, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Oto ma cel przed sobą, a nie jest w stanie jąć się pracy. Tyle cierpienia widział oglądając przykutych więźniów, a jednak własna męka wydała mu się najgorsza. Jego niespokojne oczy rozszerzyły się nagle z przerażenia. Z jękiem grozy odskoczył od ściany. Bowiem wydało mu się nagle, że stojąc tak przyciśnięty do zimnego muru jest jednym z tych bezsilnych skazańców w lochu, z wbitym w ścianę żelaznym naszyjnikiem, szarpanym rozpaczliwie bez nadziei uwolnienia. Z lękiem spojrzał na mur, mimo woli dotknął ręką szyi. Ulica. Miasto. Czarna Bolonia. Miał wrażenie, że się dusi. Ach, uwolnić się od tego ucisku! Wszystko przesłoniła krwawa mgła. Stał jeszcze chwilę, pogryzione wargi skrzywił zły uśmiech. Tak, zacznie od tego, co najważniejsze. Przynajmniej przestrzeże go. Może ten Florentczyk zrozumie, że nie można bezkarnie odbierać chleba innym artystom i niszczyć im przyszłości. Zacisnąwszy zęby aż do bólu, z włosami sklejonymi potem, ruszył długimi krokami z powrotem ku Palazzo Aldovrandi. Michelangelo tymczasem przy blasku świec oglądał najcenniejsze zbiory starca chwaląc je ze szczerym zachwytem; były rzeczywiście piękne. A potem musiał opowiedzieć Aldovrandiemu o Florencji, o swej podróży do Wenecji, aż wreszcie powieki starca zaczęły opadać ze zmęczenia. Udał się na spoczynek, rezygnując nawet z codziennej lektury Dantego, uspokojony obietnicą Michelangela, że jutro będą już czytać razem. Młodzieniec poszedł się również położyć. Był tak zmęczony, że przygody dzisiejszego dnia wydawały mu się snem. Usiłował wszystko wiernie odtworzyć w pamięci. Przeszli potajemnie przez bramę bolońską i ukryli się w zatłoczonych ulicach, wszakże czujne oko straży poznało cudzoziemców i właśnie gdy przechodzili loggią uniwersytetu, kilka par rąk wyciągnęło się ku nim. Nie mieli pieczęci na palcach, poprowadzono ich więc środkiem ulicy, wśród tłumów obojętnych na to widowisko. Słońce zgasło, wchłonęły ich ciemności więzienia. Stracili nadzieję. Tylko on, Michelangelo, buntował się. Chodził po celi jak zwierzę w klatce, szukając drogi ucieczki. Z podziemi odezwał się ponury szum głosów, potem ryki spotęgowane echem i akustyką. Jęczało żelazo, skowyczała ziemia. Z głębokich lochów raz po raz buchał potok ponurego wycia, coraz głośniejszego. Myślał wtedy, że śmierć nadchodzi. I oto wkroczył starzec w szkarłatach. Usiadł, by go sądzić, mógł wydać go katu - a po chwili starcze dłonie objęły jego głowę niby wspomnienie domu. A teraz - złoto, marmury, bogactwo barw, posągów, puszyste kobierce i zamorskie wonie, zwiewne tkaniny i przepych książęcy, dom patrycjusza... Za dnia straszono go katem, w nocy obiecywano sławę i honory. Wygnaniec przygotowuje się, by lec w batystowej pościeli i marzyć o domu rodzinnym. Są takie dni - myśli - w których wszystko nosi znamię łaski bożej wyraźniej i jaśniej niż kiedy indziej. Takie dni, w których od samego świtu wszystko, zda się, jest pod strażą skrzydeł anielskich, pod ochroną świętego, któremu ten dzień jest poświęcony. Opieka jego otacza wszystko - złe i dobre - jak słoneczna jasność; słabną siły nieczyste, każdy smutek obraca się w radość, każdy popiół w nadzieję. Nigdy nie kładł się na spoczynek bez wieczornej modlitwy, toteż i dziś wyjął z płaszcza swój psałterz, gdyż od wielu lat przywykł odmawiać jeden ze stu pięćdziesięciu psalmów. Wkrótce zrozumiał, że ta księga była dla niego nie tylko modlitewnikiem, była też jakby kroniką, gdzie opisane było wszystko to, co w ciągu dnia przeżył, lepiej, niż potrafiłby sam zapisać. W zwierciadle wierszy psalmów przygody minionego dnia uwypuklały się we właściwym świetle. I przywykł szukać w psalmach hasła na dzień następny, hasła, dzięki któremu zrozumiałby to, co było niezrozumiałe, klucza, którym otworzyłby to, co było zamknięte. Wierzył, że psalmy odmawiane kolejno stanowią jak gdyby nadprzyrodzony kręgosłup jego przeznaczenia. Ukląkł więc przy łóżku, ale w tej samej chwili wszedł służący, podał mu z ukłonem kartkę papieru i znowu zniknął w drzwiach ukrytych na ciężką, bogatą zasłoną. Michelangelo ze zdumieniem odczytał niewyraźnie, w pośpiechu napisane zdanie: "W Bolonii rzeźbiarze nie żyją długo!" Noc. Dni i noce nawleczone na różaniec czasu. świta, ściemnia się i znowu świta. Noce i dni. Obce miasto. - ...dlatego, święty ojcze Dominiku, równy patriarchom, módl się za mnie! Michelangelo wstał od grobu św. Dominika i znowu chwycił dłuto. Kościół S. Domenico był jasny, pełen woni kwiatów i kadzidła, ciepłego światła świec i słońca. Było już po mszy i lud zstępował z Kalwarii wracając do swych zajęć, rzemiosła, wina, broni, garnków i patelni. W tym również kryła się tajemnica. Jeszcze przed chwilą byli obecni przy Nieustającej Ofierze, a w parę minut potem, wychodząc z kościoła, wypytywali się nawzajem o zdrowie, rozmawiali o złych interesach i marnych zbiorach. Nikt nie wołał głosem pełnym zgrozy, że przecież tą Ofiarą był Syn Boży, nikt nie bił się w piersi i nie uciekał, nie krył się z przerażenia. Szli z uśmiechem na ustach. Mieszczki poprawiały fałdy spódnic i rozmyślały o sprawunkach, dziewczęta chwytały się pod ręce, a kawalerowie śpieszyli, by znaleźć się przy kropielnicach wcześniej niż one. Mnich z niechęcią stwierdził, że nikt dziś nie kupuje odpustów, widocznie kazanie nie było dość mocne
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Rozkaz operacyjny NKWD ZSRR nr 00485 RozkazujÄ™: 1...
- Tu chodzi o to, kto mógł mieć specjalne zakusy na R...
- - Czy Betty-Anne Jesperson była ostatnia? - Nie miałem nic wspólnego ze śmiercią tej małej Philippy, jeśli o to panu chodzi...
- * Nie wszyscy paleontolowie zgadzają się z taką oceną czasu wymierania - wielu sądzi, iż trwało to jednak dłużej...
- Pacholta i wszyscy mBodzieDcy od rana zajci byli przy stadach
- W amerykańskich samochodach jest nożny...
- Piloci z innych gangów nie chcieli za wiele mówić o tym, co działo się w trakcie przesłuchań, a ja zorientowałem się, że po prostu sami nie mają o tym pojęcia...
- Po- łożone na krańcach kontynentu Santiago de Compostela przyciągało przez setki lat pobożnych pielgrzymów z samego centrum...
- Oferta konfrontacyjna może liczyć na przyjęcie tam, gdzie dominuje przeświadczenie, iż między współczesnością poezji a przeszłością istnieje głęboka przepaść: słowo...
- Oczy błyszczały mu bardzo, bardzo mocno, szczególnie to zza monokla, a Baudelaire'owie ze zgrozą rozpoznali jego straszliwą minę...