Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wszedłem do biura, zasalutowałem kapitanowi Nive'owi i admirał Tavirze, a na- stępnie odsunąłem trzecie krzesło sprzed biurka Nive'a- to, które stało tyłem do drzwi od sąsiedniego pokoju. Admirał Tavira, w czarnym kombinezonie pilota, dopasowanej do niego czapce i krótkiej kurtce założyła nogę na nogę, machając swobodną nogą w przód i w tył zdecydowanie niecierpliwie. - Dziękujemy, że zechciał się pan do nas przyłączyć, kapitanie Idanian. Ukłoniłem się jej. - To dla mnie zaszczyt, pani admirał. W czym mogę pomóc? - Zbieram informacje na temat bitwy pod Xa Fel. Jak pan zapewne wie, w prze- szłości moi doradcy dość skutecznie potrafili utrzymać „Gnębiciela" z dala od poważ- niejszych kłopotów. - Tavira przyglądała mi się spod półprzymkniętych powiek swoimi czarownymi oczami. - Pod Xa Fel zawiedli mnie, ale jednak wyczuli pewną obecność. - Obecność? - zmarszczyłem brwi. - Chyba nie do końca rozumiem. - Słyszałeś kiedyś o rycerzach Jedi? - Jej pytanie zabrzmiało miękko, niemal uwo- dzicielsko. Czekając na moją odpowiedź, zwilżyła wargi różowym koniuszkiem języka, wpatrując się we mnie z rosnącą intensywnością. Sposób, w jaki zadała pytanie, posta- wa i ton głosu sugerowały nagrodę za powiedzenie prawdy, a ja byłem zdumiony, jak wielką miałem ochotę jej dogodzić. Słowa Exara Kuna, że ta kobieta mogłaby być mo- ja, przeleciały mi przez głowę, ale natychmiast potem mignął obraz Mirax, wywołując ukłucie bólu. W tym samym momencie poczułem obecność wpełzającą do mojego umysłu. Wsuwała się niepewnie i delikatnie, jak galaretka opatrunkowa rozwijana na po- wierzchni świadomości. Gdybym nie szkolił się w użyciu Mocy, nigdy bym jej nie wy- czuł, przypisując wszystko przenikliwemu wzrokowi pani admirał. Dzięki podstawom, jakie dało mi szkolenie, potrafiłem wyczuć sondowanie, więc zacząłem bronić się, by nie sięgnęło głębiej. Przypomniałem sobie, jak Luke wszedł do mojego umysłu, kierując swoje myśli w tym samym kierunku co moje. Odwróciłem tym razem tę technikę. Jeśli badający szu- kał informacji o Mocy i rycerzach Jedi, to proszę bardzo, będzie je mieć. Wyszperałem każdą wzmiankę o rycerzach Jedi ze wszystkich szmirowatych holodram i pseudonau- kowych reportaży, jakie mogłem sobie przypomnieć. Utworzyłem w głowie skupisko takich obrazów i wpuściłem tam sondującą mnie obecność, pozwalając jej pławić się w bogactwie danych. - Słyszałem, pani admirał. - Zaczerwieniłem się i spuściłem wzrok. - Jako dziecko obsesyjnie się nimi interesowałem. Oglądałem na ich temat wszystko, co się dało, bo to doprowadzało do furii moją rodzinę. Oczywiście nie wiedziałem wtedy, na jakie ryzyko narażam bliskich, ani nie rozumiałem, jakie ryzyko przedstawiają Jedi dla Imperium. Wiem, że Nowa Republika ma podobno paru rycerzy Jedi, a jeden z nich jest chyba od- powiedzialny za zniszczenie Caridy. - Rzeczywiście. - Oczy Taviry zalśniły. - Podczas bitwy o Xa Fel moi ludzie wy- czuli obecność Jedi. Wiesz coś o tym? Odrzuciłem głowę w tył i roześmiałem się. - No tak, teraz to wszystko trzyma się kupy. Zmarszczyła czoło. - Co trzyma się kupy? - Torpedy protonowe. Właśnie tego użyłby przeciwko „Gnębicielowi". Nive potrząsnął głową. - Jeszcze raz, tym razem z plikami pomocy! Spojrzałem na nich otwarcie, dodając wrażenie szoku do skupiska wspomnień na temat Jedi w mojej głowie. - Ten Jedi, Luke Starkiller czy Adam Darklighter, Biggs Skywalker czy jak mu tam, ten, który zniszczył Gwiazdę Śmierci nad Yavin... to on używał torped protono- wych. Nic dziwnego, że wystrzelił je też w pani statek, zanim odleciał. Moi przeciwni- cy byli z Eskadry Łotrów, a przecież on jest ich założycielem. Wyczułem to samo zaskoczenie, które pojawiło się na twarzy Taviry, w umyśle badającym mój mózg