Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Siostra Beatrice przez kilka minut się nie odzywała, a Jo- hann wdał się w kolejną tyradę na temat charakteru Araba. Tego ranka zastanawiał się, dlaczego żadne z nich nie widziało ani śladu obecności Yasina po swojej stronie wyspy. - Ten człowiek jest albo niezwykle sprytny - mówił - albo w ogóle nas ignoruje. Prawdopodobnie doszedł do wniosku, że później będzie mógł do nas przyjść z gałązką oliwną w dłoni. I tutaj grubo się omyli. - Bracie Johannie - odezwała się siostra Beatrice, wykorzystując krótką przerwę w monologu Johanna. - Proszę, nie obraź się na mnie za to pytanie, ale skoro wiedziałeś o wszystkich jego wyrokach za przestępstwa natury seksualnej, dlaczego w ogóle przyjąłeś go do pracy w Valhalli? Johann wzruszył ramionami. - Mea culpa - powiedział. - Myślałem wówczas, że jego techniczny talent, którego nasza placówka tak potrzebowała, jest ważniejszy niż więzienna kartoteka... Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak straszliwy błąd popełniłem. - Uśmiechnął się. - Ale nie jestem jeszcze zbyt stary, by nauczyć się tego i owego, prawda? Nie, nie jesteś - powiedziała do siebie siostra Beatrice. I mam nadzieję, że już wkrótce nauczysz się najtrudniejszej doktryny całego chrześcijaństwa... Każda istota ludzka bez względu na to, jak haniebny czyn popełniła, ma prawo do uzyskania przebaczenia. Na godzinę przed świtem obudził Johanna bardzo dziwny zapach. Nie można było się omylić. Na wyspie musiał szaleć jakiś pożar. Wyszedłszy z jaskini, wspiął się na pobliską skałę. W oddali zobaczył łunę. Zaciągnął się głęboko, badając woń dymu, a później wrócił do jaskini i obudził siostrę Beatrice. - Gdzieś na wyspie się pali - powiedział. - Zamierzam wejść na górę i zobaczyć, w którym miejscu. Siostra Beatrice także pociągnęła nosem. - Ja też czuję dym - stwierdziła. - Pójdę z tobą, jeżeli poczekasz chwilę, aż się umyję. Johann powiódł ją powoli ścieżką w górę zbocza. Im wyżej wchodzili, tym wyraźniej widzieli szalejący pożar. Był dość duży i obejmował mniej więcej pięć procent powierzchni wyspy. Paliły się nadbrzeżne zarośla, ale było widać, że z każdą chwilą płomienie pochłaniają coraz więcej terenów położonych wyżej, u podnóża góry. Wyglądało na to, że pożar wybuchł w pobliżu placu budowy domu Yasina. Mężczyzna i zakonnica w tej samej chwili zobaczyli świecącą długą wstęgę. Pojawiła się daleko nad jeziorem i z początku była widoczna jako jasna poświata. Już jednak po kilku sekundach, mknąc z dużą prędkością, znalazła się nad wyspą, a potem obniżywszy się, przeleciała nad płonącymi zaroślami. Po kilku minutach świetlista wstęga, okrążywszy kilka razy miejsce pożaru, odleciała z powrotem nad wodę i zaczęła się oddalać. Oboje ją śledzili wzrokiem, aż zniknęła w ciemnościach za horyzontem. Siostra Beatrice przeżegnała się i zmówiła cichą modlitwę. - Czasami zapominam - odezwała się po chwili - że ty, Yasin i ja nie jesteśmy jedynymi mieszkańcami tego świata. Nasi aniołowie są tutaj także, nawet jeżeli pojawiają się tylko sporadycznie. Johann przyglądał się pożarowi. Ponieważ nie wiał silny wiatr, ogień rozszerzał się dosyć wolno. Mimo to było jasne, że gęste zarośla sprzyjają rozprzestrzenieniu się ognia na pozostałą część wyspy. Ocaleć mogły jedynie jej oba krańce, gdzie znajdowały się jaskinie. Ich sztuczne słońce zapaliło się, jak zawsze, niemal w jednej chwili, tak że Johann i siostra Beatrice chcąc przyzwyczaić się do nagłej jasności, musieli zamknąć oczy. W świetle dnia pożar nie wyglądał tak groźnie. Mężczyzna i zakonnica mogli stwierdzić, że wybuchł na skraju zarośli tuż za placem budowy domu Yasina, a później rozszerzył się w trzech kierunkach: na prawo i lewo od wznoszonego domu oraz w głąb wyspy, gdzie teren się lekko wznosił. Sam dom nie został strawiony przez pożar, ale tuż za nim rozciągała się czarna, dymiąca pustynia. Johann i siostra Beatrice spędzili kilka następnych minut na zboczu góry, rozglądając się w poszukiwaniu Yasina. Przyglądali się uważnie zaroślom na granicy ognia, plaży i skałom w pobliżu jaskiń, gdzie mieszkał. Nigdzie go jednak nie zobaczyli. - Mam nadzieję, że nic mu się nie stało - odezwała się siostra Beatńce, - Jestem pewien, że nie - odparł Johann