Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

.. - Zaczerwieniła się od szyi aż po skronie. - Chciałam ci tylko pokazać, jaki numer wyciąłeś wczoraj Betsy. O mało nie umarła, tak ją przestraszyłeś. Przepraszam, naprawdę... Pocałował ją. Jakby to było najzwyklejszą rzeczą na świecie, wziął ją w ramiona i pocałował. Jego usta tak żarliwie wpijały się w jej wargi, że Lindsey prawie straciła równowagę. Przytulił ją jeszcze mocniej. - Dobrze wiesz, jak mężczyzna powinien zaczynać dzień. - Marko... - Lindsey z trudem złapała oddech. - Ni- 64 PODWÓJNE ŻYCIE LINDSEY gdy nie myślałam, że coś takiego może się nam zdarzyć. Musisz mi uwierzyć. Nie wolno nam... - Ale właśnie to nam się zdarzyło. Mój Boże, Lindsey, marzyłem o tym od chwili, kiedy pierwszy raz mnie dotknęłaś. - Prawie mnie nie znasz. - Za to wiem, co czuję, i wierzę, że ty czujesz to samo. - To, co czujemy, nie ma tu nic do rzeczy. Pocałował ją znowu, mocno, upajając się namiętnością, z jaką Lindsey odwzajemniła pocałunek. Jednak wypuścił ją z objęć, kiedy się odsunęła. - Lindsey, jesteś wystarczająco zagadkowa, żeby doprowadzić mnie do rozpaczy, choć sporo o tobie wiem. Znam twoje zalety, twój talent. Podziwiam twoją osobowość, ale też od samego początku wyczuwam w tobie lęk. - Kiedy zatrzepotała rzęsami i próbowała odwrócić wzrok, ujął w dłonie jej twarz. - Wiem, że walczysz z tym równie zaciekle, jak ja. - Nie wolno nam tego robić. - Całować się? Cieszyć się swoim towarzystwem? Lindsey, zrozum, gdyby choć jedno z nas nie traktowało poważnie zasad profesjonalnej etyki, kochalibyśmy się już w tej chwili - pod moją deską kreślarską albo przy tej szafie z aktami. Kiedy Lindsey wyszła z pokoju Marka i zamknęła się w gabinecie Amandy, zdała sobie sprawę, że ich znajomość przekroczyła granice flirtu. Nie miała na sobie kostiumu klowna ani grubej warstwy makijażu, który maskowałby rumieńce na policzkach. Słyszała jeszcze łomot własnego serca, czuła smak pocałunku Marka na ustach. W południe pospiesznie wymknęła się z biura. PODWÓJNE ŻYCIE LINDSEY 65 We wtorek rano dowiedziała się, że Marko załatwia interesy poza biurem. W środę było to samo. Miał spotkania z klientami albo z drukarzami, ona jednak nie zamierzała pytać Karen, czy celowo tak planował swoje zajęcia, czy był to tylko zbieg okoliczności. W czwartek, kiedy z rozwianymi przez wiatr włosami przekraczała próg agencji, spodziewała się, że Marko znów będzie zajęty. Miała na sobie wytarte dżinsy i rozpiętą pod szyją koszulową bluzkę. Marko siedział przy desce kreślarskiej. Lindsey była tym tak zaskoczona, że stanęła jak wryta. Spojrzał na nią mrocznym wzrokiem, ale potem ukłonił się jej z przesadną galanterią i ruszył do drzwi. Musiała się uśmiechnąć. - Dzień dobry - przywitał ją w progu. - Kawa z mlekiem i jedną kostką cukru? - Poproszę o herbatę, najlepiej z cytryną - odpowiedziała, wchodząc do gabinetu Amandy. - To coś nowego. - Wszedł za nią. - Lepiej, żebyś nie myślał, że jestem bardzo stała w upodobaniach i że łatwo mnie rozgryźć. - To akurat nie przyszłoby mi do głowy. Ale mam pod ręką kilka innych określeń. - Mianowicie? - Utalentowana, twórcza, niezależna... - Dzięki. Jesteś świetny. Powinieneś zostać psychologiem. - Nieuchwytna, nieśmiała. Zakłopotana. - Dosyć, chciałabym dostać tę herbatę. - Tak jak ja... - Dotknął jej ramienia. - Marko... - Załatwiałem sprawy poza biurem. Wiesz, jakie to uczucie widzieć cię po tylu dniach? 66 PODWÓJNE ŻYCIE LINDSEY - Nie - skłamała, próbując zapanować nad drżącym głosem. - Wspaniałe uczucie, pomijając fakt, że mam kłopoty z zasypianiem i że zepsułaś mój pomedziałkowy mecz tenisa. - Niczego takiego nie zrobiłam. - Byłem kompletnie zdekoncentrowany, łagodnie mówiąc. Raz po raz popełniałem głupie błędy, podwójne błędy serwisowe, stracone okazje na zdobycie punktu. - Może dobrze by ci zrobił długi, zimny prysznic. -Lindsey cofnęła się o krok. - Tego też próbowałem. Mroziłem do bólu to rozpalone, cholernie nieposłuszne ciało, ale efekt był marny. Mam nadzieję, że z tobą nic podobnego się nie działo. - Marko, nie wolno ci tak mówić... ani tak myśleć - szepnęła, odciągając go z pola widzenia Karen. - A czuję się normalnie, dziękuję- dodała po chwili z wymuszoną swobodą. - Poziom twojej adrenaliny też jest w normie? Marko wybuchnął niskim, gardłowym śmiechem. - Poziom mojej adrenaliny nie powinien cię obchodzić. Pracowałam popołudniami, czasami i wieczorem. - I nie zastanawiałaś się, w jaki sposób moglibyśmy połączyć przyjemne z pożytecznym? - Jedno wyklucza drugie, dobrze o tym wiesz. A teraz pozwól mi wreszcie zrobić sobie tę herbatę i zaczynajmy. - Już zaczęliśmy. Na razie praca, a potem lunch. Dominie pytał o ciebie. Lindsey najpierw otworzyła szeroko oczy, a potem się uśmiechnęła. - Co ma znaczyć ten uśmiech? PODWÓJNE ŻYCIE LINDSEY 67 - Jesteś cholernie... pociągający, i to mnie za bardzo rozprasza. - Naprawdę? - Tak, Marko, ale nic się nie da z tym zrobić. Wbij to sobie do głowy