Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Już to mówiłaś. - Ale to prawda. Rzeczywiście jest mi przykro. A ty pytałeś .. - Wiem, że pytałem - przerwał jej Jeremy. - Dobrze wiem;, że pytałem. Wstał z fotela. Gdyby mógł teraz napić się whisky. - Wygrałaś, Mags. Odchodzę. - Och. - Maggie wstała z łóżka. Cóż takiego powiedziała ze Jeremy był tak bardzo przygnębiony'? Wyglądało na to, że już nastąpił koniec propozycji małżeńskich- i pocałunków Z jed¬ nej strony była z tego zadowolona, ale odczuwała smutek. 76 tez pewien Jeremy skierował się już w stronę drzwi prowadzących do ogrodu, obrócił się jednak. - Obiecaj mi tylko jedną rzecz, dobrze, Mags? Maggie podeszła do niego. Wyglądało to tak, jakby uprzejma gospodyni odprowadzała do drzwi zaproszonego na podwieczorek gościa. - Oczywiście. Jeśli będę mogła. - Myślę, że będziesz mogła. To tylko drobnostka. Wyjadę, ale ciotka Pegeen będzie wiedziała, jak można się ze mną skontak tować. Jeśli tak się zdarzy... że dowiesz się, czy to tylko chodzi o mnie, czy o mężczyzn w ogóle, czy napiszesz do mnie? Nic wielkiego, jedno zdanie. ,,Tak, to ty" albo ,,Nie, to nie ty". Czy możesz mi to obiecać? - Dobrze, Jerry. - Maggie skinęła niepewnie głową. - Grzeczna dziewczyna. - Jerry pocałował ją w policzek i wy szedł na taras. - A więc do widzenia. Maggie patrzyła, jak Jeremy przekłada nogę przez mur, aby zeskoczyć na trawnik. - Jerry?! - Tak? zawołała. spojrzał na nią. - Gdzie idziesz? - Nie wiem diabła. spytała. powiedział, uśmiechając się lekko. - Chyba do - Och - westchnęła Maggie. - Pozdrów go ode mnie. - Dobrze - odpowiedział jej już bez uśmiechu i zniknął za murem. Część druga 9 Londyn, luty 1876 Kamerdyner, który pracuje w domu księcia Rawlingsa, może się spodziewać, że będzie miał wiele obowiązków. Do jego rutynowych zajęć należy zatrudnianie, nadzorowanie i wyrzucanie z pracy niższego personelu. Musi również zaopatrywać piwnicę z winem, zamykać srebra na noc, anonsować gości, a nawet prasować gazety, jeśli farba drukarska jest zbyt świeża. A kiedy w domu przebywał jego pan - w tym wypadku stryj księcia, lord Edward - zawsze były jakieś dodatkowe zajęcia, na przykład poszukiwanie tuzina najpiękniejszych róż w samym środku zimy, aby postawić je przy nakryciu lady Pegeen. Czasem też, w trakcie sesji parlamentarnych, pojawiały się groźby, które trzeba było zgłaszać na policję. Ale to zdarzało się niezwykle rzadko. Jedynie podczas sezonu towarzyskiego lord i lady Rawlings wracali do domu o dziwnych porach i kamerdynera budził z głębokiego snu dzwonek do drzwi o piątej rano. Ale przeważnie otwierał im lokaj. Teraz lord i lady przebywali jeszcze na wsi chociaż spodziewano się ich wkrótce a lokaj poszedł z kolegami świętować swoje zaręczyny, więc Evers był tej nocy jedynym mężczyzną w miejskim domu księcia Rawlings. I ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, było opuszczenie ciepłego łóżka - miał już w końcu pięćdziesiąt lat - i zejście na dół, aby otworzyć drzwi. O tej porze można było spodziewać się tylko złych wiadomości. Evers przykrył głowę poduszką i czekał, mając nadzieję, że 81 PATRICIA CABOT PORTRET osoba, która dzwoni do drzwi, dojdzie do wniosku, że nikogo nie ma w domu. Jednak ten, który dzwonił, wiedział, że ktoś, mu w końcu otworzy, więc dzwonek dźwięczał nieprzerwanie Evers zrozumiał, że jeśli to potrwa dłużej, to zbudzą się przebywające w domu kobiety i zareagują paniką na tę nocną wizytę. Zdecydował się więc wstać z łóżka, włożył szlafrok i ranne pantofle i z całą szybkością, na jaką pozwalał mu wiek i zły stan zdrowia, zaczął schodzić z czwartego piętra. Dotarcie do drzwi zabrało mu kilka minut. Przez ten czas nocny gość nic przestawał dzwonie. Robił sobie z tego nawet zabawę. dzwonił dwa razy, czekał, dzwonił raz, po czyni następowały cztery szybkie, naglące dzwonki, które wydawały się mówić otwórzcie drzwi, jest zimno na dworze. - Idę! - zawołał Evers, kiedy dotarł wreszcie do wyłożonego marmurem holu. Jeśli na dworze było zimno, to równie zimno było w tym nieogrzewanym pomieszczeniu. Evers wstrząsnął się. wspominając z utęsknieniem swoje ciepło łóżko. - Idę. Na litość, przestań dzwonić, już idę! Kiedy udało mu się wreszcie uporać z rozlicznymi zamkami i otworzyć drzwi, zobaczył, że człowiek, który tam stał nie był nocnym stróżem, czego spodziewał się Evers, ani też dostawcą mleka, który przez pomyłkę dzwonił do frontowych drzwi Evers nie znał mężczyzny, którego sylwetka majaczyła w gęstej zimowej mgle Londynu, wiedział jednak, że ma przed sobą dżentelmena. Owiniętego w długi płaszcz, odzianego w futrzaną czapę wełniany szalik i skórzane rękawiczki mężczyzny nie poznałaby pewnie jego własna matka