Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Spał krótko i źle. Kosmata, dusząca wichura wiała przez całą noc od gór Moabu, od Morza Soli, z kotliny rzeki Amon, ze skalnych wąwozów i bezdennych rozpadlin, bulgotała, kipiała jak wrzątek i zalewała żywym ogniem kamienne mury Macherontu. Tetrarcha błądził wzrokiem po cedrowej powale i myślał z podziwem o przewidującej mądrości swojego ojca, który na gruzach dawnej twierdzy Aleksandra Janneusza wzniósł tę fortecę wśród niedostępnych wąwozów, na łysym szczycie skały, w smutnym krajobrazie, w przerażającej pustce, gdzie jedynym objawem życia jest szczekanie szakali, lot sępów i wycie chamsinów. Nigdzie ani drzewa, ani cienia, tylko w dole martwe oko Morza Soli wypalone przez słoneczny żar, od którego szaleją nawet najbardziej odporne na skwar osły. Wokoło ziemia spękana, zeschnięta na kość, o zmiennych kolorach szaro_czerwono_fioletowych, a niżej w dolinach tryskające źródła, jedne wrzące jak ziemia za dnia, inne zimne jak ziemia w nocy. Macheront był doskonale uzbrojoną strażnicą, umocnioną wysokimi murami, najeżoną wieżami obronnymi i obficie zaopatrzoną w broń i żywność. W środku tej twierdzy, pomyślanej dla obrony południowych granic Perei przed napadami sąsiednich Nabatejczyków, Herod Wielki zbudował z przesadnym przepychem wspaniały pałac, pełen komnat wykładanych marmurem, basenów kąpielowych ozdobionych mozaikami, fontann, portyków, a przede wszystkim ogrodów, bujnie kwitnących na przekór prawom jałowej pustyni dzięki olbrzymim nakładom pieniędzy i mozolnym wysiłkom najbardziej doświadczonych w swoim zawodzie ogrodników. Antypas podobnie jak jego ojciec nigdzie nie czuł się tak bezpieczny - ani w Jerozolimie, ani w Jerycho - jak właśnie tutaj, w niedostępnych, bezwodnych, zżartych skwarem górach, otoczonych bezdennymi wąwozami. Czyżby ich dzikość była odbiciem wewnętrznego obrazu duszy ojca i syna? Wspólnoty ich myśli i uczuć? Myślał teraz o ojcu prawie z tkliwością, nie tylko jako dostojny spadkobierca świętego i przerażającego snu o obciętych głowach, ale jako wdzięczny dziedzic tego warownego pałacu, w którym nic mu nie grozi od Rzymian, od ludu Izraela i od byłego teścia, mściwego Areresa, wciąż jeszcze nie mogącego mu zapomnieć zniewagi, jakiej doznała jego porzucona córka. Utkwił spojrzenie w czerwonej, malowanej na pompejańską modłę, ścianie ozdobionej malowidłem przedstawiającym jakąś scenę mitologiczną na tle cyprysów i morza, pod portykiem, który łudząco przedłużał perspektywę komnaty i napełniał ją morskim powietrzem, chłodnym cieniem i krzykiem mew. Tetrarcha poddał się orzeźwiającemu złudzeniu morza i pałacu nad morzem przypominającego siedzibę cesarza na Capri. Opanowało go uczucie szczerej wdzięczności dla imperatora. Cesarz bowiem wbrew intrygom potężnego Sejana obdarzał tetrarchę sympatią i w sporach między nim a prokuratorem Poncjuszem często stawał po stronie galilejskiego królika. A stosunki między Antypasem a prokuratorem pogarszały się z dnia na dzień. Przyczyny były głębokie. Związkowi Antypasa z Herodiadą patronowała mądra i dalekosiężna myśl ambitnej Hasmonejki, która marzyła o odbudowie dla swojego męża potężnego królestwa Heroda Wielkiego od Morza Galilejskiego na północy po pustynię Idumei na południu. Przeciwstawiając się więc nienawistnej wobec Izraela polityce Sejana, pragnęła obalić Poncjusza i wytłumaczyć cesarzowi, że jedynym sposobem na zachowanie stałego pokoju na Wschodzie jest zniesienie urzędu prokuratora i połączenie pod królewskim berłem Antypasa w jedno państwo Galilei, Perei i Judei ze stolicą w Jerozolimie. Herodiada i Antypas składnie rozwijali chytre zabiegi, ale sprawa nie była łatwa, gdyż w tej trudnej rozgrywce, w której jedną stronę stanowili Sejan i Poncjusz, a drugą Tyberiusz, należało wziąć również pod uwagę i trzecią stronę, nie mniej trudną do zjednania lub pokonania, a mianowicie lud Izraela, oporny wobec tradycji Heroda Wielkiego i nienawidzący wszystkiego, co pochodziło z jego przeklętego pnia. A co najgorsze, od chwili małżeństwa Antypasa z Herodiadą, zatem od chwili - o złośliwy losie! - gdy tetrarcha pod wpływem mądrej myśli Herodiady postanowił pozyskać dla swojego planu cesarza Tyberiusza i lud Izraela, dumny Jeszurun, dotknięty do głębi w swoich uczuciach religijnych, z powodu obrażającego Elohim małżeństwa króla z żoną żyjącego brata, odwrócił się od swojego władcy, milczał pogardliwie lub przez usta swojego proroka Johanana ben Zecharia miotał z początku ostrzeżenia, a potem przekleństwa na bluźnierczych małżonków. Za oknami wciąż huczał chamsin. Kiedy otrzymał ostatni list od cesarza? To było chyba jeszcze przed nowiem księżyca. Natychmiast odpisał. I równocześnie Agryppa wysłał list do Kaliguli. Te listy już powinny być w Rzymie. Z początku obawiał się, że Agryppa przysporzy mu wiele kłopotów. A teraz jest tak łagodny i potulny. Bo nie ma pieniędzy i jest całkowicie zdany na jego łaskę. Ale ufać Agryppie na pewno nie można. Chociaż jest bratem Herodiady. Płynie w nim krew Hasmonejczyków. Wspaniałych, dumnych, bohaterskich Hasmonejczyków! Skąd pomiotom Heroda do królewskiego rodu! A jeżeli tak samo myśli Herodiada? Przecież i w niej płynie krew hasmonejska. Więc dlaczego ufa Herodiadzie, a nie ufa jej bratu, Agryppie? Ta sama krew i to samo ciało. Czyżby należało być ostrożnym nawet wobec własnej żony? Herodiada popiera Agryppę. Cóż w tym złego, że go popiera? To dobrze, że popiera, bo Agryppa mimo swojej lekkomyślności, hulaszczego trybu życia i niesłychanej rozrzutności - dał jej dowody w Rzymie, gdzie w towarzystwie następcy tronu Kaliguli i złotej młodzieży w krótkim czasie roztrwonił cały majątek - ma wpływy u dworu cesarskiego; Kaligula go uwielbia, a sam boski Tyberiusz czuje do niego ojcowską słabość. Ile to razy cesarz i babka Kaliguli, Antonia, ratowali Agryppę przed wierzycielami i grożącym mu więzieniem za długi! Ale długi rosły, wzbierały jak Tyber w porę jesiennych deszczów, aż przelały się przez brzegi, a wtedy zniecierpliwiony cesarz, chcąc dać nauczkę niepoprawnemu rozrzutnikowi, zamknął kiesę, babka Antonia na rozkaz Tyberiusza zatrzasnęła szkatułę, i Agryppa poczuł się zmuszony wraz z żoną Kypros uciec przed zbyt natrętnymi wierzycielami do Judei, w czym był mu pomocny sam następca tronu