Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Dlatego też zwykłem się śmiać, kiedy ten lub ów nazywa mnie pracowitym; mnie, który w porównaniu z nim jest skończonym leniem! Ale któż z tych, co całe życie ślęczą nad nauką, nie musiałby wydać się wobec niego człowiekiem oddanym tylko spaniu i nieróbstwu? Pewnie jednak chciałbyś się dowiedzieć, co ja przeżyłem pozostawiony w Misenum, jakie lęki i przypadki? Mówiąc słowami poety: Choć ducha przeraża samo wspomnienie – zacznę opowiadać! Otóż po wyjeździe wuja resztę czasu poświęciłem studiom, bo przecież po to zostałem. Następnie kąpiel, wieczerza, sen niespokojny i krótki. W dniach poprzednich już się dawało odczuć drżenie ziemi, było jednak o tyle mniej straszne, że w Kampanii częste. Ale tej nocy wzmogło się potwornie. Można było sądzić, że wszystko wokół nie tylko się porusza, ale wnet runie. Wbiegła do mej sypialni matka, właśnie gdy ja już wstawałem, żeby ją zbudzić, jeśliby spała. Usiedliśmy na placu dzielącym morze od naszych zabudowań. I nie wiem, czy mam to nazwać stałością ducha, czy też nierozwagą; a miałem wtedy lat osiemnaście. Oto zażądałem książki Tytusa Liwiusza i czytałem ją, jakby nic się w ogóle nie działo; ba, nawet robiłem sobie wypiski, jak przedtem!” Są to wyjątki z kilku różnych listów Pliniusza Młodszego, pisanych z początkiem wieku II n.e., swobodnie zestawione. Ich adresatem był Korneliusz Tacyt, sławny historyk. Miłośnicy starożytności znają je dobrze, szerszy wszakże ogół chyba mniej, niż na to zasługują. Zresztą, przytacza się zwykle tylko jeden z owych listów, ten opisujący śmierć Pliniusza Starszego, wówczas komendanta floty w Misenum. Autor Historii naturalnej (bo tak przyjęło się u nas podawać tytuł dzieła oznaczający właściwie Badania przyrodnicze) zginął, jak powszechnie wiadomo, w sierpniu roku 79 podczas wybuchu Wezuwiusza, który to wybuch pogrzebał pod popiołami Pompeję. Z wszystkich jego wymienionych dzieł dotarło do nas w całości tylko to jedno, rodzaj wielkiej encyklopedii rozumowanej, to jest ułożonej nie według haseł, ale działami. Jedyna znana nam encyklopedia starożytna! Kopalnia informacji z wszystkich dziedzin ówczesnego życia, pomnik niewiarogodnego wręcz wysiłku jednego tylko człowieka, a zarazem rzecz mająca swoje walory językowe i pełna osobistych refleksji autora. Już sama Historia naturalna wystarczyłaby, aby zapewnić Pliniuszowi nieśmiertelną chwałę i poczesne miejsce w dziejach światowej nauki. A przecież także inne jego prace żyją do dziś przynajmniej pośrednio, z nich to bowiem czerpali różne dane pisarze starożytni. Sławna Germania Tacyta ponad wszelką wątpliwość zawdzięcza bardzo dużo Pliniuszowym Wojnom z Germanami i chyba był tam również opis ziem nad Odrą i Wisłą. Wreszcie, jako ukoronowanie życia tak pracowitego, tak dobrze zorganizowanego i owocnego – dobrowolna, męska wyprawa w samo centrum rozpętanego kataklizmu. Wybuch Wezuwiusza – przypomnijmy – był czymś wtedy niezwykłym i niespodziewanym, ponieważ wulkan ten od wieków uchodził za niemal wygasły, czynna natomiast, wciąż groźna i opisywana była Etna na Sycylii. Uczony i dowódca spełnia do końca wszystkie swe obowiązki: bada i niesie pomoc zagrożonym. Zginął prawdziwie na posterunku, w domu u stóp Wezuwiusza, ale śmiercią dość łagodną, zasnął bowiem na wieki – podczas snu; bezpośrednią przyczyną zgonu było zapewne niedotlenienie serca w atmosferze przesyconej wyziewami wulkanu. To zdaje się wynikać z opisu, jaki przekazał jego siostrzeniec pozostawiony w Misenum. A i on usiłował po swojemu iść w ślady odważnej postawy wuja. Czynił to może trochę śmiesznie, trochę jakby pozował, sam to przyznaje: czytał mianowicie i ekscerpował księgi historyczne Tytusa Liwiusza, choć ziemia drżała tak mocno, że strach było przebywać pod dachem. W pomroce słychać było 43 szlochanie kobiet, płacz dzieci, rozpaczliwe głosy tych, co szukali swych najbliższych; jedni modlili się głośno i wręcz prosili bogów, aby rychłą śmierć zesłali, ale jeszcze więcej było takich, którzy wołali, że nie ma już bogów, a noc, co zapada, jest ostatnią, wieczną, śmiercią i zgonem wszystkiego... Kiedy w roku 1979 mijało 1900 lat od zagłady Pompei i śmierci Pliniusza Starszego, ukazało się sporo prac i artykułów poświęconych tej tematyce w różnych krajach i w rozmaitych językach. Sądzę jednak, że o tamtych wydarzeniach godzi się pamiętać zawsze i właśnie nierocznicowo, w każdym roku i w każdej sytuacji. Systematyczna, niezmordowana i dobrze zorganizowana praca na co dzień i spokojne, nieustraszone wypełnianie swych obowiązków nawet wtedy, gdy wydaje się, że to nie ma sensu, kataklizm bowiem pochłonie wszystko – oto postawa prawdziwie rzymska i męska. Starożytność nie znała, na szczęście, widma grzyba atomowego. Kształt chmury nad Wezuwiuszem był podobny, choć nie stanowił dzieła ludzkiego geniuszu – i obłędu. Groza wszakże i w tym wypadku musiała wywierać tak samo wpływ paraliżujący. Nie na wszystkich jednak, jak świadczą przykłady obu Pliniuszów. A cóż by rzekli oni, gdyby ujrzeli, że nawet znacznie mniej dramatyczne wydarzenia wystarczą, by zakłócić spokój naszego ducha i rytm pracy? Nie musimy, jak Pliniusz Starszy, udawać się w samo epicentrum katastrofy. Możemy jednak w każdej sytuacji wzorować się na jego siostrzeńcu – choćby to była tylko poza. Ale bywają też dobre pozy. 44 Sprawy olimpiad Gałązka dzikiej oliwki Jeśli się zastanowić, co właściwie przejęliśmy po starożytnych igrzyskach olimpijskich, ostateczny wniosek musi brzmieć dziwnie i paradoksalnie: bardzo wiele – i prawie nic. Bardzo wiele, jeśli mamy na myśli sprawy zasadnicze, ogólne. Przecież to starożytnym zawdzięczamy samą ideę odbywania zawodów sportowych w regularnych, czteroletnich odstępach czasowych