Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Pug zamilkł na chwilę. - Kiedy byłem w Crydee, przez pewien czas myślałem, że kocham Carline, ale teraz sam już nie wiem. Czy to coś dziwnego? Laurie pokręcił głową. - Nie, Pug. Kochać można na wiele sposobów. Czasami zdarza się, że tak bardzo pragniemy kochać, iż nie przywiązujemy większej wagi do tego, kogo obdarzamy swoim uczuciem. Innym razem z kolei czynimy z miłości tak czyste i szlachetne uczucie, że żadna biedna ludzka istota nie jest w stanie sprostać naszej wizji. Ale najczęściej bywa tak, że miłość jest pewnego rodzaju poznaniem, okazją do powiedzenia: "Jest w tobie coś, co pragnę czcić". I nie musi się to od razu wiązać z małżeństwem czy nawet fizyczną miłością. Jest przecież miłość rodziców, miłość do miasta czy narodu, miłość życia czy też miłość do ludzi. Każda jest inna, lecz wszystkie są miłością. Ale powiedz mi jedno, Pug. Czy uważasz, że twoje uczucia do Katali przypominają ci uczucie, jakim darzyłeś Carline? Pug wzruszył ramionami i uśmiechnął się. - Nie, niezupełnie... nie do końca. Z Carline czułem, że powinienem trzymać ją na dystans, nie pozwolić się jej zbliżyć za bardzo. Jakbym kontrolował to, co się między nami działo... tak mi się wydaje. Laurie delikatnie spróbował dowiedzieć się czegoś więcej. - A Katala? Pug znowu wzruszył ramionami. - Nie wiem. To coś innego. Nie czuję, że powinienem ją kontrolować... czy coś w tym rodzaju. Raczej mam wrażenie, że jest coś, co bardzo jej chcę powiedzieć, ale nie wiem jak. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy i uśmiechnęła się do mnie, było tak samo: wszystko we mnie nagle zamarło. Z Carline mogłem rozmawiać, to znaczy, kiedy była cicho i mi na to pozwalała. Katala milczy, lecz ja mimo to nie wiem, co powiedzieć. - Przerwał na chwilę. Z piersi wydobyło się ni to westchnienie, ni to jęk. - Już samo myślenie o Katali sprawia mi ból, Laurie. Laurie położył się na wznak na posłaniu. Zaśmiał się dobrodusznie. - O tak! Dobrze znam ten ból. Muszę przyznać, że masz dobry gust, który wiedzie cię ku bardzo interesującym kobietom. Z tego, co widzę, Katala jest naprawdę wspaniała, a księżniczka Carline... - Zrobię wszystko, aby cię jej przedstawić, kiedy wrócimy - przerwał lekko poirytowany Pug. - Trzymam cię za słowo. - Laurie zignorował jego przytyk. - Słuchaj, Pug, miałem tylko na myśli, że masz prawdziwy dar odkrywania kobiet, które są naprawdę godne zachodu. To nic złego. - Po chwili dodał zasmuconym tonem: - Szczerze żałuję, że ja nie mam takiego talentu. Zwykle wplątuję się w jakieś dziwne znajomości z dziewuchami z knajpy, córkami jakichś wsiowych prostaków czy po prostu, mówiąc krótko, ze zwykłymi ulicznicami. Nie mam pojęcia, co ci powiedzieć. - Laurie... - zaczął Pug. Laurie usiadł na posłaniu i popatrzył na przyjaciela. - Nie wiem, nie wiem, co robić. Laurie przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, po czym jakby go nagle olśniło. Przechylając głowę w tył, zaniósł się gromkim śmiechem. Spostrzegł, jak na twarzy Puga narasta gniew. Wzniósł ręce w błagalnym geście. - Przepraszam, Pug. Wybacz mi. Nie chciałem wprawiać cię w zakłopotanie. Po prostu akurat nie to spodziewałem się usłyszeć. Udobruchany nieco Pug spojrzał na niego uważniej. - Kiedy dostałem się do niewoli, byłem bardzo młody. Miałem niecałe szesnaście lat. Zawsze byłem drobniejszy i niższy niż reszta chłopaków i dziewczyny nie zwracały na mnie uwagi. Dopiero Carline... A potem, kiedy otrzymałem tytuł szlachecki, bały się do mnie odezwać. Niech to szlag trafi, Laurie. Cztery lata gniłem w bagnach. Kiedy niby miałem poznać jakąś kobietę, co? Laurie milczał, aż napięcie zelżało. - Pug, nie miałem pojęcia... no tak, masz rację, kiedy miałeś się tym zajmować? - Co mam robić? Poradź mi, Laurie. - A co byś chciał zrobić? - spytał Laurie, patrząc z troską na przyjaciela. - Chciałbym pójść do niej. Tak mi się wydaje... zresztą, nie wiem. - Posłuchaj, nigdy nie sądziłem, że będę miał tego rodzaju rozmowę z kimś innym niż z synem... jeżeli kiedyś będę go miał. - Laurie potarł brodę w zadumie. - Nie nabijałem się z ciebie, wierz mi. Tylko że to przyszło tak nagle... nie spodziewałem się po prostu. - Zbierając myśli, spojrzał w dal. - Mój ojciec wyrzucił mnie z domu, kiedy miałem zaledwie dwanaście lat. Byłem najstarszym synem, a on miał siedem gąb do wykarmienia, a poza tym i tak nigdy nie ciągnęło mnie za bardzo do rolnictwa. Razem z drugim chłopakiem z sąsiedztwa powędrowaliśmy do Tyr-Sog, gdzie przez rok żyłem, włócząc się po ulicach. Mój towarzysz dołączył do bandy najemników - został chłopakiem na posyłki u ich kucharza. Potem, jak się dowiedziałem, sam został żołnierzem. Ja z kolei zahaczyłem się przy wędrownej trupie muzyków. Przez jakiś czas byłem w terminie u żonglera i od niego właśnie nauczyłem się pieśni, podań, opowieści i ballad. A przy okazji ciągle wędrowałem, wędrowałem i jeszcze raz wędrowałem. Kiedy skończyłem trzynaście lat, byłem już właściwie dorosłym mężczyzną. W trupie artystów była pewna kobieta, wdowa po pieśniarzu, która spędzała życie na włóczędze ze swoimi braćmi i dalszymi kuzynami. Dopiero co skończyła dwadzieścia lat, ale mnie wydawała się strasznie stara. To ona właśnie wprowadziła mnie w arkana przeróżnych gier damsko męskich. Przerwał na chwilę, przypominając sobie dawno zapomniane przeżycia. Na twarzy zagościł na chwilę przygaszony uśmiech. - To było piętnaście lat temu... a ja ciągle widzę jej twarz. Oboje byliśmy trochę zagubieni. Żadne z nas tego nie planowało, to po prostu zdarzyło się pewnego popołudnia na drodze. Była bardzo delikatna