Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Rzuciła się ku niemu. – Nie, nie możesz tego zrobić. Jeszcze za wcześnie. Spojrzał na nią przytomnie. Chociaż drugie uderzenie w głowę omal go nie zabiło, chyba przywróciło mu pamięć. Potem znów przemówił i Jesionna zrozumiała dość słów, by pojąć, o co mu chodzi. – To ty mnie uderzyłaś? – zapytał. Ostrożnie dotknął szybko gojącej się rany na czole i dużego guza z boku głowy. Roześmiała się, zaskoczona, że mógł tak pomyśleć. – Nie. Uratowałam cię. – Za pomocą gestów i powtarzania słów raz po raz, aż je zrozumiał, wyjaśniła mu okoliczności, w jakich spadł z klifu. – Ach, tak, atak wielkich ptaków. Tak, teraz już pamiętam. Myślałem, że nie żyję. – Omal do tego nie doprowadziłeś, kiedy znowu upadłeś, całkiem niedawno. – Nie wiedziałem, gdzie jestem. A ty tylko siedziałaś bez ruchu. – Tak. – Dziewczyna uznała, że nie warto próbować mu wyjaśnić, jak do tego doszło. Może później. – Jestem Jesionna – powiedziała, wskazując na siebie. Potem rozejrzała się Wokoło w poszukiwaniu Mądrusi, ale istotka zniknęła. – Obern – odparł Cudzoziemiec, również wskazując na siebie. – Tutaj mieszkasz? Prościej było zgodzić się z nim, niż tłumaczyć, w jakich okolicznościach znalazła się w tym miejscu. – Tak. – Pochodzę z ludu Morskich Wędrowców. Muszę wrócić do domu, bo mój ojciec na pewno myśli, że nie żyję. Nie miała pojęcia, gdzie jest jego dom. Siedzieli chwilę w milczeniu. Jesionna czuła się głupio i zastanawiała, co dalej zrobić. Posłyszała jakiś hałas na zewnątrz. Podniosła oczy i zobaczyła migotliwe światło za zasłoną drzwiową. – Zaczekaj tutaj – powiedziała do Oberna, podkreślając słowa gestem, na wypadek, gdyby nie zrozumiał. Skinął głową. Ostrożnie podeszła do drzwi i odsunęła kotarę. Światło nadal świeciło, ale jakby gdzieś dalej. Nie osłabiając czujności, Jesionna wysunęła głowę na zewnątrz i rozejrzała się wokół. Kiedy nic nie zobaczyła, zrobiła jeszcze jeden krok... Coś spadło jej z hałasem na głowę, aż runęła na ziemię. Rozpoznała sieć, znacznie cięższą od tych, które zwykli byli pleść Ludzie z Bagien. Na próżno starała się uwolnić. Dwaj mężczyźni owinęli ją sznurami i mocno związali. Potem ktoś nowy pojawił się w jej polu widzenia. – Wreszcie cię złapałem, duszku z Bagien – powiedział przybysz. Mgła przysłaniała jego twarz, ale nawet gdyby nie to, Jesionna rozpoznałaby w nim zabójcę Kazi, choć w tamtym strasznym miejscu też nie widziała jego rysów. – Ty, Ralse, zobacz, czy ktoś jeszcze jest w środku. – Nikogo nie ma! – zawołała Jesionna. Ale tamci i tak weszli do zrujnowanej komnaty i wrócili z Obernem, związanym tak jak ona sama. Zanieśli ich oboje do znajomej przystani i rzucili na oczekującą tratwę. Odepchnęli się drągami i odbili od wyspy. 20 Pani Marcala była z siebie zadowolona. Nie dość, że podstęp wprowadził w błąd wszystkich na dworze w Rendelsham, to jeszcze Harous sprawiał wrażenie całkowicie nią oczarowanego. A przecież Harous był najatrakcyjniejszym, najprzystojniejszym wielmożą na dworze. Zatrzymała się w jego miejskiej rezydencji i teraz poważnie rozważała propozycję, by przyjąć gościnę na zamku Cragden. Wiedziała, że w takim zaproszeniu nie ma nic niestosownego; przecież Marcala to jego daleka kuzynka. Takie układy były powszechne wśród krewnych. Oczywiście, gdyby ich wzajemne stosunki wykroczyły poza więzi rodzinne, nic nie ukryje się przed oczami służby, która doskonale wiedziała, do czego może ich to doprowadzić. Cóż, takie układy również były rozpowszechnione. W dodatku tą drogą wypełni swoje zobowiązanie wobec królowej Ysy. Ta kobieta to chodzące niebezpieczeństwo. Zawsze opłacało się być z nią w dobrych stosunkach. Mając więc ważne powody za i żadnych przeciw, Marcala postanowiła, że przyjmie uprzejmą propozycję Harousa. Królowa będzie chciała o tym wiedzieć. W drodze do komnaty Ysy, ku swemu niezadowoleniu, Marcala spotkała księcia Floriana. Wydawał się mniej pijany niż zwykle, choć nie wywarło to zbawiennego wpływu na jego maniery. – Jak tam, śliczna damo? – Stanął przed nią, zagradzając drogę ramieniem