Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Wyglądał trochę inaczej niż tatuś, ale tylko dlatego, że miał maskę z dnia zaćmienia. A zresztą twarz jest nieistotna, podobnie jak wzrost, mógł nosić buty na grubych podeszwach, a nawet koturnach. Nie zdziwiłabym się, gdyby przyszedł na szczudłach. Szczudłach?! - zawołała zdumiona Ruth. - Boże, tego już za wiele! Tom Mahout zmarł długo przed prezydenturą Reagana, a poza tym był taki niezgrabny, że powinien mieć polisę ubezpieczeniową na wypadek spadnięcia ze schodów! Szczudła?! Och, dziecino, teraz już wiem, że się ze mnie nabijasz! Nieważne - odrzekła Dobra Żona z pogodnym uporem. - To był on. Wszędzie poznałabym ten zapach: gęsty, ciepły jak krew. Nie zapach ostryg ani skóry potartej miedziakami. Nawet nie zapach krwi. Zapach... Myśl urwała się i odpłynęła. Jessie zapadła w sen. 15 Dwudziestego lipca tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego trzeciego roku została sama z ojcem w "Sunset Trails" z dwóch powodów. Pierwszy był tylko pretekstem na użytek innych: Jessie twierdziła, że ciągle się boi pani Gilette, choć minęło przeszło pięć lat (w istocie prawie sześć) od incydentu z ciasteczkiem i klapsem w rękę. Drugi, prawdziwy powód był znacznie prostszy: zaćmienie Słońca zdarza się przecież raz w życiu i Jessie chciała spędzić ten wyjątkowy dzień tylko z tatusiem. Matka domyślała się tego i nie podobało jej się to, że mąż i jedenastoletnia córka manipulują nią niczym marionetką, lecz musiała się pogodzić z faktem dokonanym: Jessie poszła najpierw do tatusia. Nie miała jeszcze nawet jedenastu lat, lecz nie była bynajmniej głupia. Podejrzenia Sally Mahout pokrywały się całkowicie z prawdą: Jessie rozpoczęła starannie przemyślaną kampanię, aby spędzić dzień zaćmienia wyłącznie z ojcem. Znacznie później uznała to za kolejny powód, by nie wspominać nikomu o tym, co się wówczas zdarzyło, ktoś - na przykład matka - mógłby powiedzieć, że Jessie nie ma prawa się skarżyć, bo przecież sama tego chciała. W wigilię zaćmienia Jessie podeszła do ojca siedzącego na tarasie i czytającego "Profiles in Courage" w miękkiej okładce, Sally, Will i Maddy chlapali się, rozbawieni, w jeziorze. Usiadła obok, a on obdarzył ją uśmiechem, który natychmiast odwzajemniła. Przed rozmową pomalowała sobie wargi szminką "Peppermint Yum-Yum", prezentem urodzinowym od Maddy. Z początku pomadka nie przypadła Jessie do gustu - miała odcień jak dla dziecka i smakowała jak "Pepsodent" - ale tatuś powiedział, że jego Kruszyna ładnie w niej wygląda, a to zmieniło szminkę w najcenniejszy artykuł kosmetyczny przechowywany niczym skarb i zarezerwowany tylko na specjalne okazje. Tom wysłuchał uważnie tego, co miała do powiedzenia, lecz nie starał się ukryć błysku sceptycznego rozbawienia w oczach. - Naprawdę twierdzisz, że ciągle się boisz Adrienne Gilette? - spytał, kiedy córka powtórzyła starą opowieść o tym, jak pani Gilette dała jej po łapach, gdy Jessie sięgnęła po ostatnie ciasteczko na talerzu. - Zaraz, kiedy to było?... Nie wiem, ale pracowałem wtedy jeszcze u Dunningera, więc na pewno przed tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym dziewiątym rokiem. I po tylu latach ciągle cię to prześladuje? To niewiarygodne, moja kochana! - No cóż... wiesz... tylko trochę. - Otworzyła szerzej oczy, usiłując zasugerować, że cała sprawa jest znacznie ważniejsza. Tak naprawdę nie miała pojęcia, czy ciągle się boi starej Puchatki, ale wiedziała, że pani Gilette to piekielnie nudny babsztyl, i nie miała ochoty podziwiać jedynego zaćmienia Słońca, jakie zapewne kiedykolwiek zobaczy, w jej towarzystwie, skoro mogła je obejrzeć z tatusiem, którego całym sercem podziwiała. Obserwowała wyraz jego twarzy i doszła z ulgą do wniosku, że jest przyjazny, może nawet konspiracyjny. - A poza tym chcę zostać z tobą - dodała z uśmiechem. Tom uniósł jej dłoń do ust i pocałował niczym francuski galant. Nie ogolił się tego dnia - podczas wakacji często z tego rezygnował - i szorstki zarost wywołał przyjemną gęsią skórkę na ramionach i plecach Jessie. - Comme tu es douce - powiedział. - Ma jolie mademoiselle. Je t'aime. Zachichotała, nie rozumiejąc jego niezgrabnej francuszczyzny, lecz nabrała nagle pewności, że wszystko potoczy się wedle jej myśli. - Będzie naprawdę fajnie! - powiedziała szczęśliwym głosem. - Tylko my dwoje. Zrobię wczesną kolację i zjemy ją tutaj, na tarasie. Uśmiechnął się szeroko. - Hamburgery a deux! Roześmiała się, kiwając głową i klaszcząc z zadowoleniem. Później Tom powiedział coś, co nawet wówczas wydało jej się nieco dziwne, bo przecież zupełnie nie interesował się ubraniami i modą. - Mogłabyś włożyć tę swoją nową letnią sukienkę. - Jasne, skoro chcesz - odrzekła, choć już wcześniej postanowiła poprosić matkę, by wymieniła sukienkę