Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

— Był dla niej czymś wyjątkowym, a później dla taty… Harfiarz powiedział: — Ima, Swanee, zajmiecie się transportem? — Mężczyźni przytaknęli skwapliwie. — Co jeszcze? — Rozejrzyj się dobrze, chłopcze — poradził Swanee. — Gdybyś o czymś zapomniał, zawsze możemy to odzyskać, ale… Kindan szybko przebiegł wszystkie pokoje. Zajrzał do kuchni i popatrzył pytająco na harfiarza. — Mistrzu, może brakuje ci garnków albo talerzy? Zist zaprzeczył ruchem głowy. — Dom harfiarza jest dobrze zaopatrzony. Kindan przygryzł wargę i po chwili zastanowienia pokiwał głową. — W takim razie to chyba wszystko. Swanee popatrzył na niego badawczo i oświadczył: — Doskonale, zabierzemy twoje rzeczy, a resztę rozdamy. Dziękuję, chłopcze, wielu ludzi będzie ci wdzięcznych za to, czego sam nie potrzebujesz. Kindan bez słowa pokiwał głową, niezupełnie rozumiejąc, o czym mówi zaopatrzeniowiec. Nuella poprosiła Dalora, żeby wszystko jej opowiedział, gdy przyszedł do niej na górę. — Kindan przeniósł się do harfiarza? — zawołała, gdy zakończył relację. — A wuj Tarik wprowadza się do dawnego domu Danila. — Dalor cieszył się, że wreszcie nie będzie musiał wysłuchiwać jego utyskiwań. — To straszne! — Nuella jęknęła cicho. — Jak będę spotykać się z harfiarzem, gdy Kindan tam zamieszka? Dalor zmarszczył czoło. — Nie mam pojęcia. — Mistrz Zist miał mnie nauczyć gry na dudach… — szepnęła ze smutkiem. — Już nieźle sobie radzisz — pocieszył ją brat. — Ale tylko ty o tym wiesz — powiedziała żałośnie. — I mama — poprawił. — Ten wypadek pokrzyżował tacie plany, prawda? Dalor wzruszył ramionami. Nuella westchnęła. — Chciałabym… — urwała i potrząsnęła głową, nie wypowiadając życzenia. Po chwili podniosła dudy i zaczęła grać smutną melodię. Parę godzin później Kindan wreszcie — choć nadal oszołomiony — usiadł na własnym łóżku we własnym pokoju. Przez ścianę słyszał, jak harfiarz krząta się w sąsiednim pomieszczeniu. Mistrz Zist kilka razy zajrzał do niego, by spytać: — Wszystko w porządku, chłopcze? Za pierwszym razem Kindan podskoczył zaskoczony i nie był w stanie wykrztusić słowa. Gdy pokiwał głową, harfiarz powiedział: — W takim razie zajmę się swoimi sprawami. Gdybyś czegoś potrzebował, weź sobie z kuchni. Ja będę w gabinecie. Pamiętaj, żeby mi nie przeszkadzać. Jedno spojrzenie na twarz mistrza utwierdziło Kindana w przekonaniu, że łamanie zakazu nie byłoby rozsądne. W milczeniu pokiwał głową. — Dobrze — powiedział mistrz Zist, gdy cisza się przeciągała. — Urządź się jak najwygodniej, a po skończonej pracy zasiądziemy do kolacji. Kindan usłyszał głosy płynące z gabinetu, jeden należał do harfiarza, a drugi do kogoś młodego. Z zaciekawieniem nadstawił ucha. Przypominał jakby głos Dalora, ale brzmiał zbyt cicho, więc nie miał absolutnej pewności. Może mistrz Zist nadrabiał z Dalorem opuszczone zajęcia. Zastanowił się, czy przypadkiem Dalor nie pobierał dodatkowych lekcji również u czeladnika Jofriego. Może jako syn naczelnego górnika rzeczywiście miał przywileje i nie musiał uczestniczyć w zajęciach wraz z innymi dziećmi. Wszystkie dzieci w obozie uważały Dalora za chorowitego. Z drugiej strony, Kindan nie przypominał sobie, żeby Dalor kiedykolwiek chorował. Może Jenella, która tyle razy poroniła, bała się o zdrowie syna i zatrzymywała go w domu, gdy tylko jej się zdawało, że dostrzega oznaki choroby. To jednak wydawało się mało prawdopodobne… Poza tym ten głos brzmiał jakby trochę inaczej. Kindan zastanowił się, czy po uchyleniu drzwi nie słyszałby go wyraźniej. Gdy rozważał ten pomysł, za ścianą odezwał się ktoś trzeci. Natychmiast rozpoznał głos górnika Natalona, wyraźnie zdradzający niezadowolenie. Sądząc z brzmienia wypowiedzi, Kindan był pewien, że Natalon dobrze zna właściciela młodego głosu. A zatem to na pewno Dalor, zadecydował. Może Natalon rozzłościł się, gdy zobaczył, że jego syn zawraca głowę mistrzowi. Głosy wzniosły się na pożegnanie, a potem rozległy się kroki, cichnące w miarę zbliżania się do wyjścia. Chwilę później mistrz Zist wyszedł na korytarz i zapukał do drzwi pokoju. Nie spotkawszy się dotąd z taką kurtuazją, Kindan nie wiedział, jak zareagować. — Mogę wejść? — zapytał mistrz Zist po krótkim oczekiwaniu na odpowiedź. Kindan otworzył drzwi. — Oczywiście, mistrzu. Harfiarz wszedł do pokoju i rozejrzał się. — Urządzony? — Tak, dziękuję. — To dobrze. — Zist energicznie pokiwał głową. — Chodź na kolację. Kindan poczuł apetyczny zapach na długo zanim zobaczył gulasz w garnku, który znał z kuchni Jenelli. Wyjął talerze i sztućce, nakrył do stołu. Mistrz Zist nałożył jedzenie. Posilali się w krępującej ciszy. Kindan szybko zmiótł swoją porcję i czekał grzecznie, zastanawiając się, czy dostanie dokładkę. Mistrz Zist jadł powoli, starannie przeżuwając każdy kęs. Kindan nie wytrzymał i zaczął wiercić się na krześle. — Masz ochotę na deser? — zapytał mistrz. — No… — Kindan poczerwieniał — zastanawiałem się, czy mógłbym dostać jeszcze trochę gulaszu. Mistrz Zist wskazał garnek. — Kiedy jesteśmy sami, Kindanie, bierz, ile tylko zechcesz. Gdy chłopiec napełniał talerz, mistrz Zist przyglądał mu się z zadumą. — Zawsze możesz wziąć dokładkę — powiedział. — Wystarczy, że poprosisz. Kindan, już z ustami pełnymi gulaszu, uśmiechnął się i pokiwał głową. — Miałeś starsze rodzeństwo, prawda? Kindan przytaknął. Mistrz Zist westchnął. — Ja byłem najstarszy w rodzinie. Nie wyobrażam sobie, jak to jest być najmłodszym, ale domyślam się, że pewnie ostatni dostawałeś dokładkę… albo deser. — Nie było tak źle. Sis pilnowała, żebym zawsze miał coś do zjedzenia. — Skrzywił się. — Ale Kaylek zawsze próbował podkradać mi desery. — Jego twarz posmutniała, gdy wrócił myślami w przeszłość