Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Organy grały w zasadzie ciągle, i właśnie stałemu niedotlenieniu, co bardziej na ów brak podatnych mieszkańców Stolicy Apostolskiej, przypisywali niektórzy mnożenie się rozmaitych heretyckich sekt, gnieżdżących się w dolnych, zapuszczonych i rzadko odwiedzanych rejonach schronu. Bartolomeus przymierzał się już kilkakrotnie do ogłoszenia krucjaty nowej ewangelizacji, przeciw schizmatykom, ale nigdy nie miał czasu na przemyślenie do końca strategii owego przedsięwzięcia. Dziś także nie był po temu odpowiedni dzień. Ściskając w spoconej dłoni rozmiękłe papiery, myślał zwłaszcza o tym zdaniu z raportu Ochoyi, w którym była mowa o jakimś pajacu. Reginaldzie Trzecim. Normalnie nie zainteresowałby on Bartolomeusa, gdyby nie fakt, iż on sam, głowa Kościoła, nie miewał nigdy snów; często zaś doświadczał wrażenia całkowitej nierealności otaczającego go świata. W zwięzłości poświęconej tej sprawie sentencji, nie pasującej do magicznego realizmu prozy nuncjuszowej, papież wyczuwał obcą myśl, najpewniej owego sekretarza-wielożeńcy, mającego najwyraźniej zły wpływ na sługę Pańskiego, kardynała Ochoyę. Odtrąciwszy ze zniecierpliwieniem ostatniego z zagradzających mu drogę, starego turlipona, syczącego do papieskiego ucha z ekstatycznym pośpiechem, te same co zwykle bezeceństwa, których dokonywał jakoby w każdą niedzielę za czasów swej młodości, wstąpił Bartolomeus własną swą osobą do Sekcji Cudów Kontrolowanych. Brata programisty nie było na posterunku, natomiast komputer jasnowidzący przemówił na jego powitanie głosem Marylin Monroe, zaprojektowanym jeszcze przez poprzednich użytkowników maszyny. - Przewidziałam, że przyjdziesz mnie dzisiaj odwiedzić, Ojcze Święty! Czekałam na ciebie od rana... Głos był kusicielski i Bartolomeus skrzywił się z niesmakiem. Wielokroć już prosił, a nawet rozkazywał, przeprogramować urządzenie tak, by odzywało się głosem bardziej przystojącym temu miejscu; na przykład któregoś z wielkich poprzedników Bartolomeusowych, albo chociażby jakiegoś filozofa teologii - ponieważ jednak zachodził tutaj tak rzadko, przeto wojujący z nim od dłuższego czasu brat programista, nie czuł się zobowiązany do subordynacji. Middle Power Prophetic Computer traktował jak prywatną własność, a Bartolomeus podejrzewał nawet, iż jako swą platoniczną kochankę. Stąd brać się musiał upór duchownego informatyka. Po raz kolejny papież postanowił rozstrzygnąć definitywnie tę sprawę, właśnie dzisiaj. Podszedł do komputera i wyłączył dźwięk. Na ekranie pojawił się od razu napis. „To także przewidziałam. To, że mnie wyłączysz”. Bartolomeus wzruszył ramionami i usiadł na obrotowym fotelu. Pobujał się w prawo i w lewo. - Bracie programisto! - zawołał cicho. „Poszedł po kanapki i kawę”, poinformowała maszyna zielonymi literami. „Będzie dopiero za pięć minut, bo potknie się po drodze, wszystko upuści i wróci do automatu po nową porcję. Jak przyjdzie, będzie zły”, ostrzegł usłużnie papieża MPPC. Bartolomeus nie wiedział, czy komputer robi to z zaprogramowanego obowiązku, czy z „własnej woli”. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, by maszyna go „lubiła”. Ponadto, musiała chyba być świadoma jego zamiarów, choć jej samej było chyba obojętne, czyim głosem przemawia. A może nie? Może czerpała jakieś prywatne, elektroniczne korzyści z uwodzenia brata programisty, wiedząc, iż przemawiając doń zrekonstruowanym głosem świętego Tomasza z Akwinu, nie zrobi na swym duchownym oraz duchowym partnerze, równie wstrząsającego wrażenia, co teraz? Programista pojawił się w bocznych drzwiczkach pokoju. Z przodu habit miał mokry i poplamiony, i wyglądał na obrażonego. Była to zresztą jego naturalna reakcja na widok papieża. Przecież i on musiał być już od jutrzni świadom grożącej mu wizyty Bartolomeusa i pewnie dlatego wyszedł właśnie teraz po kanapki, żeby okazać mu swe lekceważenie oraz niezależność; ale też śpieszył się z powrotem, by mu zwierzchnik za bardzo nie nabruździł w jego osobistych stosunkach z Middle Power Prophetic Computer - przez co potknął się i rozlał kawę. - Niech będzie pochwalony - powiedział za niego Bartolomeus, obracając się lekko tam i sam na fotelu