Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Był to jedyny sposób. - Profesorze Kryłow, w interesie państwa chcę, abyście mi coś powiedzieli. Proszę powiedzieć mi wszystko, co wiecie o planie Aurora. Profesor Kryłow siedział, jakby ktoś dał mu w twarz. Następnie poczerwieniał z gniewu. - Generale Karpow, zapominacie się - rzucił. - Nie wiem, o czym mówicie. - Moim zdaniem wiecie - odrzekł Karpow spokojnie - i powinniście mi powiedzieć, co przewiduje ten plan. W odpowiedzi profesor Kryłow wyciągnął dłoń rozkazującym gestem. - Wasze pełnomocnictwo proszę. - Moim pełnomocnictwem jest mój stopień i miejsce pracy - odparł Karpow. - Jeśli nie macie pełnomocnictwa podpisanego osobiście przez towarzysza sekretarza generalnego, to nie macie żadnych uprawnień - powiedział lodowato Kryłow. Wstał i ruszył w stronę telefonu. - W samej rzeczy uważam, że sposobem waszego postępowania powinni się zainteresować ci, którzy są wyżej od was. - Podniósł słuchawkę i zaczął nakręcać numer. - To może nie być najlepszy pomysł - odrzekł Karpow. - Czy wiecie, że jeden z waszych współpracowników, emerytowanyy pułkownik K$g$b, Philby już nie daje znaku życia? Kryłow przestał nakręcać numer. - Co to znaczy: "Nie daje znaku życia"? - zapytał. W jego głosie, dotychczas całkowicie zrównoważonym, pojawiły się pierwsze oznaki zwątpienia. - Proszę usiąść i wysłuchać mnie - powiedział Karpow. Akademik zrobił tak jak mu radził. Gdzieś dalej we wnętrzu mieszkania, jakieś drzwi otworzyły się i zamknęły. W tej krótkiej chwili doleciały stamtąd dźwięki zachodniej muzyki jazzowej, które ścichły, gdy drzwi zamknięto z powrotem. - To właśnie znaczy "nie daje znaku życia" - odparł Karpow. - Nie ma go w domu, szofer został odprawiony, żona nie ma pojęcia, gdzie jest i kiedy, jeśli w ogóle, wróci. - Był to blef i to bardzo słabymi kartami. Jednak we wzroku profesora pojawił się cień niepokoju. Potem jednak ponownie wrócił do równowagi. - Nie ma mowy, abym omawiał z wami sprawy wagi państwowej, towarzyszu generale. Myślę, że muszę was pożegnać. - To nie takie proste - odrzekł Karpow. - Proszę mi powiedzieć, profesorze, macie syna imieniem Leonid, prawda? - Tak - przyznał. - I co z tego? - Właśnie chciałbym wam to wyjaśnić - zaproponował Karpow. Po drugiej stronie Europy John Preston jechał wraz z synem z parku safari w Windsor. Kończył się ciepły wiosenny dzień. - Muszę jeszcze kogoś odwiedzić, zanim wrócimy do domu - powiedział ojciec. - To niedaleko i nie zabierze nam dużo czasu. Byłeś kiedyś w Aldermaston? Chłopiec otworzył szeroko oczy. - W fabryce bomb? - zapytał. - To nie całkiem fabryka bomb - poprawił go Preston. - Raczej instytut badawczy. - Rany, nie byłem. Jedziemy tam? Wpuszczą mnie do środka? - No, wpuszczą mnie. Ty będziesz musiał zaczekać w samochodzie na parkingu. To nie potrwa długo. Skręcił na północ, by dojechać do autostrady M#4