Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Państwo Merrowdene byli jego najbliższymi sąsiadami, nie licząc oczywiście Evansa, i utożsamianie pani Merrowdene z bohaterką głośnej swego czasu sprawy zaniepokoiło go. - To było dawno... - wtrącił niepewnie. - Dziewięć lat temu - zauważył, jak zawsze skrupulatny, Evans. - Dziewięć lat i trzy miesiące. Pamiętasz tę sprawę? - Niezbyt dokładnie. - Okazało się, że Anthony zażywał arszenik - wyjaśnił Evans. - Została więc uniewinniona. - A cóż mogli innego zrobić? - Absolutnie nic. Jedyny werdykt, jaki można było wydać na podstawie dowodów. Całkowicie słuszny. - A zatem wszystko w porządku - skwitował Haydock. - Nie rozumiem, czym sobie zawracamy głowę. - Kto sobie zawraca głowę? - Sądziłem, że ty. - Ani trochę. - Sprawa minęła i jest zakończona - podsumował kapitan. - Jeżeli pani Merrowdene miała nieszczęście być oskarżona o morderstwo i uniewinniona... - Zazwyczaj uniewinnienia nie uważa się za nieszczęście - wtrącił Evans. - Wiesz, co mam na myśli - powiedział kapitan Haydock zirytowany. - Jeżeli biedna kobieta przeżyła tak okropne doświadczenie, nie nasza sprawa je odgrzebywać, prawda? Evans nie odpowiedział. - Daj spokój, Evans. Ta kobieta była niewinna. Sam to przed chwilą powiedziałeś. - Nie powiedziałem, że była niewinna. Stwierdziłem, że została uniewinniona. - To na jedno wychodzi. - Nie zawsze. Kapitan Haydock, który właśnie rozpoczął czyszczenie fajki, przerwał czynność i uniósł głowę. Jego twarz przybrała czujny wyraz. - Hola, hola, przyjacielu - powiedział. - A więc stąd wieje wiatr... Uważasz zatem, że ona nie była niewinna? - Tego nie twierdzę. Poprostu nie wiem. Anthony zażywał arszenik. Podawała mu go żona. Pewnego dnia przez pomyłkę wziął o wiele za dużo. Czy pomylił się sam, czy też była to pomyłka żony? Nikt nie potrafił tego stwierdzić. W tej sytuacji ława przysięgłych postąpiła słusznie, wydając werdykt na korzyść oskarżonej. Wszystko jest w zupełnym porządku i nie doszukuję się tu błędu. A jednak chciałbym mieć pewność. Kapitan Haydock ponownie skoncentrował uwagę na fajce. - No cóż - powiedział wolno - to nie nasza sprawa. - Nie jestem taki pewien... - Ależ z pewnością... - Posłuchaj mnie przez chwilę. Ten człowiek, Merrowdene, robił pewnego wieczoru w swym laboratorium analizy, pamiętasz...? - Tak. Wspomniał o próbie Marsha wykrywającej związki arsenu. Powiedział, że będziesz wszystko o tym wiedział, że to coś w sam raz dla ciebie. Po czym zachichotał. Nie wspomniałby o tym, jeśli choć przez chwilę by pomyślał... Evans przerwał mu: - Masz na myśli, że nie powiedziałby tego, gdyby coś wiedział. Jak długo oni są małżeństwem? Mówiłeś, że sześć lat? Zakładam się o wszystko, on nie ma pojęcia, że jego żona to głośna kiedyś pani Anthony. - I na pewno nie dowie się tego ode mnie - stwierdził kapitan Haydock stanowczo. Evans nie zwrócił na to uwagi i mówił dalej: - Przerwałeś mi wątek. Po wykonaniu testu Marsha, Merrowdene podgrzał substancję w probówce i metaliczny osad rozpuścił w wodzie. Następnie wytrącił go, dodając azotanu srebra. Był to test na obecność chloranów. Zwykły, prosty test. Przypadkiem jednak w książce, która leżała na stole, przeczytałem te słowa: H2SO4 rozkłada chlorany, wydzielając przy tym Cl4O2. Po podgrzaniu następuje reakcja wybuchowa, dlatego też mieszanka powinna być przechowywana w chłodnej temperaturze i można jej używać tylko w niewielkiej ilości. Haydock wpatrywał się w przyjaciela. - No i co z tego? - Tylko to. W moim zawodzie również przeprowadzamy testy. Testy na mordercę. Łączymy fakty, oceniamy je, a resztę poddajemy drobiazgowej analizie, uwzględniając uprzedzenia i częste pomyłki świadków. Ale istnieje również inny test na wykrycie mordercy, absolutnie pewny, tylko że dość niebezpieczny! Otóż morderca rzadko zadowala się jedną zbrodnią. Daj mu czas, o nic go nie podejrzewaj, a popełni następną. Zatrzymujesz na przykład mężczyznę. Zamordował on żonę czy nie? Przypuśćmy, że okoliczności nie przemawiają w pełni przeciw niemu. Rzuć okiem na jego przeszłość. Jeśli odkryjesz, że miał kilka żon i że wszystkie zmarły, powiedzmy, w dziwny sposób, wtedy już wiesz! Oczywiście, nie mówię jak prawnik. Mówię o wewnętrznym przekonaniu. Kiedy więc już wiesz, możesz szukać dowodów. - A więc? - Przechodzę do sedna
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Dzidy i muszkiety poruszały się z taką dokładnością, jakby żelazne władały nimi ręce, krzyki wojenne rozlegały się tak gromko, jakby z najzdrowszych wychodziły piersi -...
- Cała bliższa i dalsza rodzina poruszona jest do żywego zapowiedzią tragicznej katastrofy, jaka zdaje się wisieć niby miecz Damoklesa nad głową drogiego wszystkim...
- Lecący samolot wskazywał im, którym szlakiem wodnym poruszają się marines i w którym kierunku zmierzają...
- Powodem była świadomość, że gdzieś tam, skąd nadlatują rakiety, znajduje się przynajmniej jeden wrogi okręt dorównujący technicznie tym dowodzonym przez kapitan Harrington...
- Dążenie do ograniczenia wpływów komunistycznych w Wietnamie i stabilizowania sytuacji w duchu kapitalistycznym prowadziły stopniowo do wznawiania działań...
- Poruszała się po kuchni niczym duch, biorąc coś do ręki i zaraz odkładając, i ani razu w ni- czym nam nie przeszkodziła...
- Czekali na decyzję, czy kapitan będzie mógł zostać w bazie, czy też dostanie rozkaz powrotu do niewoli...
- Wciąż miała na sobie to samo ubranie i poruszała się ze zwykłą dla niej swobodą...
- s,tkie war twy - od kapitalistycznego przed si'biorcy do robotnika - s† sobie wzajemnie potrzebne...