Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Obould nie nosił swojej wspaniałej zbroi. Odsłonił się, lecz nie wyglądał bezradnie. Mięśnie torsu grały przy każdym kroku, a węzły żył na kończynach wyglądały na zbyt mocno napięte. Prezentował się tak samo godnie, jakby był w pełni uzbrojony i opancerzony. Wykrzywił pysk w groźnym warkocie, którego intensywność wciąż narastała i wydawało się, że cielesna powłoka nie zdoła go utrzymać. Na górze Arganth opuścił poziomo jedną z pochodni, po czym machnął nią przed sobą. Pierwszy orczy więzień został doprowadzony przed Oboulda i ciśnięty na kolana. Istota piskała żałośnie, lecz te głosy wkrótce utonęły w okrzykach szamanów, wyśpiewujących imię swego bóstwa. Zaśpiew rozlewał się, ogarniał pierwsze szeregi tłumu, aż wszystkie orki połączyły się w wezwaniu do Gruumsha. Było to tak hipnotyzujące, że nawet Kaer’lic przyłapała się na wymawianiu tego imienia. Rozejrzała się nerwowo dookoła, mając nadzieję, że Tos’un tego nie widział, po czym uśmiechnęła się widząc, że on także szepcze imię orczego bóstwa. Dała mu mocną sójkę w bok, przypominając, kim jest. Zwróciła oczy ku posągowi w chwili, kiedy Arganth krzyknął i szybko skrzyżował pochodnie przed sobą, a tłum natychmiast ucichł. Spoglądając na Oboulda, Kaer’lic dostrzegła, że skądś w jego dłoni pojawiło się wielkie ostrze. Uniósł je wolno nad głowę i opuścił z krzykiem, ścinając głowę klęczącego orka. Tłum zaryczał. Przyprowadzono drugiego więźnia, któremu kazano uklęknąć obok pozbawionego głowy ciała. I tak to trwało przez dziesięciu więźniów, zaśpiewy i ścinanie głów, a każda egzekucja wywoływała coraz głośniejszy okrzyk ku czci Gruumsha. Z każdą z nich Obould zdawał się być coraz wyższy i potężniejszy. Skóra zdawała się coraz ciaśniej opinać wielką pierś. Gdy zakończono składanie ofiar, szamani znów podjęli swój taniec, a tłum zaczął śpiewać ku czci wielkiego Jednookiego. Wtedy przyprowadzono kolejną ofiarę, wielkiego byka o mocno spętanych nogach. Otaczający go wojownicy poganiali go włóczniami i nie pozwalali zejść na bok, prowadząc wprost przed swojego króla. Obould dłuższy czas spoglądał na byka: wydawało się, że ta dwójka zahipnotyzowała się nawzajem. Król złapał byka za rogi, lecz ani jeden, ani drugi nie poruszył się, nadal nie odrywając od siebie wzroku. Arganth zszedł i wraz z szamanami otoczyli byka. Zaczęli jednocześnie rzucać czary, w każdym zdaniu przywołując imię Gruumsha, oczekując błogosławieństwa swego boga. Kaer’lic znała dość słów, by rozpoznać zaklęcie – inwokacja ta na pewien czas znacznie zwiększała siłę obdarowywanego. Drowka wyczuwała jednak, że w tym zaklęciu kryło się coś jeszcze, gdyż jego moc była tak potężna, iż czuła mrowienie nawet z oddali. Wokół byka i Oboulda zaczęły wirować dziwne, różnobarwne światełka, zielone, żółte i różowe. Wyglądało na to, że wydobywają się z byka i jest ich coraz więcej. Poleciały, by ogarnąć orczego króla. Każda z nich zdawała się odbierać nieco siły zwierzęciu, stojącemu już na drżących nogach, jednocześnie czyniąc Oboulda coraz potężniejszym. Dopiero gdy ceremonia dobiegła końca, Kaer’lic pojęła, że w międzyczasie rozcięto krępujące byka więzy. Jedyną osobą, która go trzymała, był Obould. Wszyscy zamilkli, tłum zamarł w napięciu. Obould i zwierzę nadal spoglądali na siebie. Nagle król orków z wielką siłą i zręcznością obrócił byczy łeb. Zamieniwszy ręce, obracał dalej, całkowicie przekręcając głowę biednego zwierzęcia. Trwał tak przez dłuższą chwilę, wciąż spoglądając na byka. Rozluźnił uchwyt i zwierzę padło. Obould uniósł ręce do nieba i krzyknął: – Gruumsh! Fala energii wytrysnęła z niego i przeleciała przez zaskoczony i milczący tłum. Minęła chwila, nim Kaer’lic zorientowała się, że klęczy, podobnie jak wszyscy wokół. Zerknęła na gigantów – klęczeli jak ona. Żaden z nich, a zwłaszcza Gerti, nie wyglądał na zadowolonego z tego faktu. I znów szamani podjęli swój dziki taniec wokół posągu. Nikt z tłumu nie ośmielił się wstać, choć wszyscy dołączali swoje głosy do zaśpiewu. Nagle znieruchomieli. Przyprowadzono kolejną istotę – wielkiego górskiego kota, prowadzonego za kark za pomocą długich żerdzi. Zwierzę zawarczało, zbliżając się do Oboulda, lecz król orków wcale się tego nie przeląkł. Pochylił się, po czym padł na czworaki, spoglądając zwierzęciu w oczy. Straże puścili pętle i cofnęli żerdzie, uwalniając kota. Pojedynek spojrzeń trwał nadal, podobnie jak pełne napięcia szepty. Kot skoczył z rykiem, wysuwając pazury. Ork chwycił go w ręce. Kły kota nie mogły wbić się w ciało Oboulda. Pazury nie mogły znaleźć uchwytu. Obould wstał i z łatwością uniósł wijące się i szarpiące zwierzę nad głowę. Trwał tak przez chwilę, po czym znów wezwał Gruumsha i zaczął poruszać się wkoło. Z każdym krokiem nabierał szybkości, zachowując równowagę przy każdym obrocie i skoku. Zatrzymał się w połowie kroku i nagle mocno szarpnął. Kot wrzasnął, po czym zwiotczał. Obould cisnął martwy zewłok na ziemię, obok ciała byka. Tłum zaczął ryczeć. Kapłani wznowili śpiew i taniec, pląsając wokół orczego króla, martwych więźniów i zwierząt. Arganth poruszał się wewnątrz kręgu, skąd po chwili wezwał ich wszystkich do kulminacji tańca. Prowadzący szaman zaczął kołysać się rytmicznie, szepcząc inkantację, której Kaer’lic nie mogła usłyszeć. Dziesięć pozbawionych głów orków podniosło się i uformowało milczący dwuszereg za Obouldem. Arganth znów zaczął rzucać czary. Nagle byk i górski kot zerwały się jak żywe