Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Tragedia godna Szekspira - powiedział drwiąco Bacon. - Czego chcesz? - Ciszy i spokoju. - Czego chcesz za napisanie tej powieści? - Odejdź i daj mi święty spokój. - Nie mogę. Prócz ciebie nie mam do kogo się z tym zwrócić. - Trzeba było zastanowić się przed podjęciem takiego zadania. Nie każdy artysta potrafi osiągnąć wymagane minimum przy pisaniu... jak się ma nazywać to twoje opus magnum? - "Panny na godziny". Bacon uśmiechnął się szeroko. - Miłej zabawy. - Błagam cię - wykrzyknął z rozpaczą Marvin. - Odmawiam. - Podaj cenę. - Jaki w mym obecnym stanie mogę mieć użytek z pieniędzy? - zapytał Bacon. - To co byś chciał? - Byś zostawił mnie w spokoju. Wyłącz komputer. - Nie mogę. Zaproponuj coś innego. Bacon przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, przymrużył oczy i w zadumie pocierał policzek swymi wąskimi palcami. - Jeśli się zgodzę napisać za ciebie tę książkę, zażądam w zamian przysługi... - Żądaj, czego zechcesz - zgodził się Marvin. - Zamierzam napisać autobiografię, która raz i na zawsze wyjaśni sprawę autorstwa sztuk Szekspira. Zobowiążesz się dopilnować, by wydano ją i rozpropagowano na całym świecie tak, by w każdym następnym wydaniu dzieł Szekspira widniało moje nazwisko jako nazwisko prawdziwego autora. - To może ciągnąć się latami. - Mam ponad czterysta lat - odparł Bacon. - Mogę sobie pozwolić na kilkadziesiąt lat zwłoki. - Ale ja nie mogę - zaprotestował Marvin. - W takim razie miło było cię poznać. Wychodząc z pokoju nie zapomnij zgasić światła. - Nie zadowolisz się eleganckim popiersiem w miejscowym muzeum sztuki? - Do widzenia, Marvin. - A co powiesz na plakaty holograficzne? Mam przyjaciela, który je robi. Bacon popatrzył na niego i nawet nie odpowiedział. - No dobrze, dobrze - z głębokim westchnieniem zgodził się Marvin. - Umowa stoi. - Nie mogę zmusić cię do dotrzymania jej warunków - odrzekł Bacon - ale, jak mi Bóg miły, jeśli złamiesz dane mi słowo, będę cię straszył dniami i nocami do końca twego życia. - Możesz być spokojny. - W porządku - odpowiedział Bacon. - Potrzebne mi są pewne informacje, zanim zabiorę się do pisania. - To tylko powieść erotyczna... - Nie będzie nią, gdy ją skończę. Marvin wzruszył ramionami. - Dobra, pytaj. Jeśli nie będę miał materiałów, zdobędę je. - Zacznijmy od informacji podstawowej... - To znaczy? - Co to takiego te "panny na godziny"? Bacon napisał powieść w dziewięć dni. Marvin zmienił jedenaście słów, których nie rozumiał. I tylko ich dotyczyły poprawki, które oszołomiony redaktor naniósł w wydawnictwie przed wysłaniem powieści do składu. Następnie Marvin zdecydował się na miesiąc wakacji przed rozpoczęciem poszukiwań nowych sposobów zarobienia na życie i spłacenia wierzycieli. Jak się okazało, musiał czekać na to zaledwie dziewiętnaście dni. - To hit! - Piosenki są hitami. Książki są bestsellerami - poprawił go Bacon. - Nieważna nazwa, ważne, że jesteśmy bogaci! - tu Marvin zrobił krótką przerwę. - A tak między nami mówiąc, to skąd u licha znasz takie słowo jak bestseller? W twoich czasach nie było nic takiego. - Jestem tu zamknięty dniami i nocami z kupą procesorów tekstów - odpowiedział Bacon. - Nie mając nic lepszego do roboty studiuję słowniki. - Ach - powiedział Marvin. - A wracając do tematu, piszą o nas w "New York Timesie". Nazwali powieść pastiszem elżbietańskiego dzieła erotycznego i dodają, że to bardziej zjadliwe niż "Kandyd". - Już od pierwszej strony - odrzekł Bacon z wyższością. - I nie było w tym nic z pastiszu. Co jeszcze? - spytał po chwili. - Piszą, że jestem geniuszem i że w dziedzinie erotyki dokonałem czegoś, z czym jeszcze nie mieliśmy do czynienia. Tych kilku krytyków, którzy nie napomykają przy okazji o Szekspirze - obraz Bacona drgnął - porównuje mnie do Woltera. - Zdecydowanie drugorzędny talent - prychnął Bacon. - No, ale czegóż można się spodziewać po krytykach. - Jesteśmy na pierwszym miejscu listy bestsellerów, a w ciągu dwóch tygodni ukazało się sześć kolejnych wydań. - Tylko sześć? - zdziwił się Bacon. - Przeceniłem inteligencję amerykańskiego czytelnika. - Czyżby? - odpalił Marvin. - Prawie trzy miliony ludzi wybuliło forsę, by przeczytać debiut literacki Marvina Piltcha... - nagle z niepokojem przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę - oczywiście napisaną przy niewielkiej pomocy sir Francisa Bacona. - Przy niewielkiej pomocy - zawył Bacon. - Ty egocentryczny, egoistyczny... - Nie zapominaj o swoim ciśnieniu - wtrącił Marvin. - Ja nie muszę o nim pamiętać, ty imbecylu - wściekał się Bacon. - Jestem komputerową symulacją..