Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Klnąc na czym świat stoi wczołgał się za stertę spróchniałych gałęzi. - Zwariowałeś? - ryknął - Omal mnie nie zabiłeś! Operator-pilot musiał także przeżyć chwilę konsternacji, bo odezwał się dopiero po chwili. - Kim jesteś? - Sierżant Keith Galvin, 2 kompania 6 Legionu - odparł nieco spokojniej Keith wodząc lufą miotacza po okolicach schronienia przeciwnika - A tyś co za jeden? Znów nastąpił moment ciszy. - Varini. Hesser Varini, kapral, 1 sekcja wsparcia. Podejdź tu to pogadamy. - A dlaczego sam nie podejdziesz? - Bo ci nie ufam. - To miło z twojej strony. Od strony Variniego nic nie nadbiegło w odpowiedzi. Zapadła cisza wróżąca impas w rozmowie. Galvin postanowił jednak za wszelką cenę czegoś się dowiedzieć. - Hej, jesteś tam jeszcze? - Tak - mruknął Varini czujnie. - Kręciłeś się trochę po tym pobojowisku, więc może mi powiesz co się tutaj stało? - zapytał Keith rozglądając się. - Najpierw ty mi coś powiedz - energicznie nakazał Varini nie wychylając się nawet o cal zza osłony - Podaj hasło specjalne z akcji na Andal Andara. Galvin zastanowił się chwilę. - Andal Andara? Szkoła oficerska Floty? Oddziały Szturmowe nie miały nic wspólnego z tą pacyfikacją. Flota zrobiła to na własną rękę. - odpowiedział spokojnie - Czy o to ci chodziło? Po drugiej stronie znad połamanych paproci ostrożnie wychynęła postać przyciskająca do ramienia miotacz i zataczając łuki jego lufą postąpiła kilka kroków naprzód. Galvin uczynił podobnie, ale wstając zdecydował się schować miotacz do kabury. To czyniło go wprawdzie bezbronnym, ale pomogło przełamać nieufność tamtego. - Jeszcze chwila, a odstrzeliłbym ci łeb - mruknął Varini opuszczając broń - Ale powiedzmy, że na razie ci wierzę. Zrobił kilka kroków wstecz i podniósł upuszczoną wcześniej paczkę. Galvin zasalutował mu pobieżnie, mimo, że Varini w zasadzie powinien zrobić to pierwszy, i spróbował nadać swojemu głosowi besztający ton. - Co pan do cholery wyprawia, kapralu? - powiedział dobitnie - Mógł mnie pan zabić. Od kiedy to przestała obowiązywać na polu walki procedura rozpoznania? Varini spojrzał na niego z mieszaniną zaskoczenia i złości. - Do diabła, sierżancie - wycedził - To lepsze niż dać się ustrzelić lub złapać patrolom rebeliantów. - Co takiego? - wykrztusił Galvin natychmiast pojmując sens wypowiedzianych przez operatora słów - Opowiadaj człowieku, opowiadaj! - O czym? - Varini podejrzliwie zmrużył oczy. - O tym, co się stało! - dodał Keith zataczając ręką łuk w kierunku zamarłych wokół nich wraków i ciał - Dostałem czymś w łeb na samym początku i nie mam pojęcia w jakim świecie się obudziłem. - Nie ma co opowiadać - mruknął Varini z trudną do zdefiniowania miną - To koniec. Wszystko szlag trafił. - Wszystko? W jaki sposób? - Chcesz szczegółów? Proszę bardzo. Pamiętasz jak zwiała ochrona bunkra? - Nie. Mówiłem, że ... - Dobra, słyszałem. Jak tylko zaatakowały te podobno niegroźne miśki, zapanował chaos - totalny chaos. Plutony przy bunkrze rozbiegły się w cholerę po lesie, a jedyny, który został na miejscu zaskoczony rozproszył się i rebelianci umknęli. Okopali się przy wejściu do bunkra i odpierali wszystkie ataki jakie udało się zorganizować. Jakiś debil odwołał wszystkie AT-ST do pościgu, ale ponieważ ruszyły w jednym kierunku - przeszkadzały sobie wzajemnie, zderzały się, grzęzły w prymitywnych pułapkach. Naszych w lesie wkrótce wyrżnięto. Może siedziało tam więcej rebeliantów? Potem w jakiś sposób jeden AT-ST przeszedł w ręce wroga i dobił resztki naszych szturmujących pozycje rebeliantów pod bunkrem kontrolnym. Wtedy rebelianci wdarli się do bunkra i wysadzili emiter pola. Wtedy flota Rebelii rozprawiła się z Gwiazdą Śmierci, gdzieś około dwudziestej czasu uniwersalnego. Ale to nie był koniec. Wówczas nadleciały transportowce pełne wojska. Rebelianci odbili lądowisko i budynki koszar, a potem zepchnęli do tej kotliny resztkę garnizonu i zmiażdżyli. Wystarczy? Keith wpatrzył się z zastanowieniem w Variniego. W ciągu dnia zaledwie dumne Imperium otrzymało najcięższy chyba cios w całej swojej historii. A przecież na Gwieździe Śmierci był podobno sam... - Czy Imperator się uratował? - zapytał Galvin spoglądając mimowolnie w górę, w miejsce, gdzie kiedyś unosiła się stacja bojowa. - Nie mam pojęcia - Varini zadumał się nieco - Meldunki nic o tym nie wspominały, przynajmniej do chwili kiedy mogłem je jeszcze odbierać. Kiedy zobaczyłem lądujące transportowce rebeliantów rzuciłem w krzaki swój komunikacyjny złom i zwiałem w las. Wolałem nie ryzykować śmierci lub niewoli. Nie wiadomo co gorsze... Keith milczał. Wciąż trawił wiadomość o zniszczeniu Gwiazdy i prawdopodobnej śmierci Imperatora. Nie, żeby czuł jakiś sentyment do Imperium, owego megatotalitarnego tworu wielkiego samowładcy - senatora Palpatine. Wiedział jednak, że upadek starego porządku spowoduje wiele zmian. Niekoniecznie na korzyść. Jako żołnierz byłych Oddziałów Szturmowych nie miał czego szukać w armii rebelianckiej. A nawet gdyby miał - nie był pewien, czy skorzystałby z szansy. To oznaczało weryfikację, zdradę przysiąg, skazę na honorze, a być może pościgi za dawnymi przyjaciółmi i sądy w imię nowo pojmowanej sprawiedliwości i w odwecie. Czuł wstręt do tego rodzaju podchodów. Kochał walkę, bo w niej wszystko było proste, czarno-białe. Zabijasz lub giniesz. Nie wymagano podejmowania skomplikowanych decyzji, zwłaszcza moralnych. W takim punkcie widzenia było coś szczeniackiego, wiedział to, ale nie potrafił i nie chciał go zmienić. Wcześniej często bywał świadkiem perfidii osób uznawanych za dojrzałe i poważne, w porównaniu z którą walka na bagnety, noże czy chociażby ordynarna strzelanina była kwintesencją szczerości. Śmierć w walce wydawała mu się o niebo czystsza od powolnego konania w otoczeniu osób perfekcyjnie udających współczucie. - A co z tobą? - zapytał nagle Variniego - Co zamierzasz zrobić? Operator-pilot spojrzał na niego przenikliwie i odpowiedział spokojnym głosem: - Mam zamiar przeczekać. Miesiąc, może dwa. Tak długo, dopóki rebelianci będą utrzymywali tu stan wysokiego pogotowia. Potem spróbuję przekraść się na jakiś statek i zwiać dokądkolwiek. Może mi pomożesz? We dwóch będzie nam łatwiej. I zdążymy zebrać więcej racji żywnościowych. Tu niedaleko mam niezłą kryjówkę, wystarczy dla nas obu. - Uważasz, że to dobry pomysł? - Keith spojrzał na niego z namysłem. - Dlaczego nie - wzruszył ramionami Varini - Rebelianci przetrząsają las jak wściekli. Jednocześnie przez radio i wzmacniacze nadają gwarancje bezpieczeństwa, a mimo to co jakiś czas wybucha strzelanina. Patrole to pewnie sami nowi rekruci, takich zawsze rzucają do piechoty planetarnej. Mają bardzo nerwowe palce na spustach