Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- I nie poznałabym ciebie - dodała. - Pomyśleć tylko - roześmiał się cicho. - Gdybyś w zeszłym roku przyjechała tu na zaproszenie wuja, najprawdopodobniej ja już bym nie żył. - Chyba bardzo bym tego nie żałowała - rzuciła. - Ja też - zapewnił żarliwie. - Patrz - wskazała ręką w dół. Na padoku za stajniami dwoje ludzi tańczyło przy świetle księżyca. Wielki, trochę niezdarny mężczyzna i wysoka, zgrabna kobieta. Geraldine i Strickland. - Oto para połączona przeznaczeniem - powiedział. Odwrócił się i oparł plecami o balustradę. Przyjrzał się Rachel. - Co zamierzasz? - Juro wyjaśnię moim przyjaciółkom, że nie mogę im pomóc. Na zawsze jednak pozostanę ich dłużniczką i zwrócę im pieniądze, jak już 188 będę mogła, to znaczy za trzy lata. Pojutrze wszyscy stąd wyjedziemy. Nie poproszę wuja Richarda o moje klejnoty. Jak tylko wrócimy do Londynu, napiszę do niego i wyznam całą prawdę. I zwrócę mu tę biżuterię. Ty będziesz wolny. Możesz robić, co chcesz. Możesz szukać swojej rodziny. Dopiero niedawno przyszło mi do głowy, że zgadzając się na tę maskaradę, wyrządziłam im krzywdę. Zatrzymałam cię przy sobie o cały miesiąc dłużej, niż było konieczne. Ile cierpienia im przysporzyłam! - Rachel, po co czekać z wyznaniem? - spytał. - Wuj cię kocha. Za wsze cię kochał. Potrząsnęła głową. - Pozwól mi się z nim jutro spotkać i wszystko mu opowiedzieć - poprosił. - Potrafię tak przedstawić mu sprawy, by ci wybaczył. Nie będzie miał do ciebie żalu, gdy dowie się, że to ja zasugerowałem ma skaradę. A ty zgodziłaś się tylko dlatego, że kochasz swoje przyjaciółki i masz wobec nich dług honorowy. Przecież nie wiedziałaś, że Weston przez te wszystkie lata troszczył się o ciebie i próbował nawiązać z tobą kontakt. Wuj zrozumie, że teraz, gdy miałaś okazję go bliżej poznać i pokochać, utrzymywanie pozorów stało się dla ciebie nie do zniesie nia. Pozwól mi to dla ciebie zrobić. Odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy. - Nie - odparła. - Sama się wpakowałam w tę kabałę i sama się z niej wydobędę. Nie musiałam się zgadzać na twoją propozycję. - Więc nie pisz, tylko mu powiedz - rzucił. - Rachel, zrób to już jutro i ufaj, że on cię kocha. Zawsze cię kochał. - Już za późno - stwierdziła. - Nie zasługuję na zaufanie ani na miłość. Straciłam do nich prawo. Muzyka cichnie, walc dobiega końca. Musimy iść na kolację i wyglądać promiennie i radośnie. Wuj wydaje się dzisiaj szczęśliwy, prawda? I chyba czuje się lepiej niż wtedy, gdy tutaj przyjechaliśmy. Musimy mu podarować spokój do końca tego wieczoru. Musimy. A przynajmniej ja muszę. Alleyne pomyślał, że najchętniej by się w tej chwili zastrzelił. Bez słowa podał jej ramię. 189 Wprawdzie bal wyprawiono z okazji jej zamążpójścia, Rachel jednak nie spodziewała się przemówień i toastów podczas kolacji, a także wielkiego weselnego tortu. Wspólnie z Jonathanem musieli go pokroić i przejść od stołu do stołu, częstując wszystkich gości. Uśmiechała się przez cały czas i czuła, że robi się jej słabo. Powinna była trochę pomyśleć, zanim zgodziła się na ten plan. Okazało się, że najgorsze jeszcze przed nimi. Po rozdaniu tortu Ra- chel z Jonathanem w końcu usiedli. Wjadalni panował gwar podniece- nia. Goście niecierpliwie czekali na powrót do sali balowej na ostatnie kilka tur. Nieoczekiwanie baron Weston wstał i gestem poprosił o ciszę. Wszyscy niemal natychmiast umilkli. - Uważam za stosowne ogłosić to publicznie teraz, choć zamierzałem powiedzieć o tym mojej siostrzenicy i jej mężowi jutro na osobności - przemówił. -W jakimś sensie dotyczy to przecież całej okolicy. Wszy scy zapewne wiedzą, że jestem ostatnim męskim potomkiem mojej linii rodu. Wraz z moją śmiercią ród i tytuł wygaśnie. Na szczęście fortuna i majątek nie podlegają majoratowi i mogę nimi dysponować wedle mej woli. Długo zastanawiałem się, czy nie zostawić ich dalekiemu kuzy nowi ze strony matki, choć on mieszka w Irlandii i widziałem go zale dwie dwa czy trzy razy w życiu. Zawsze zamierzałem zostawić znaczną część fortuny mojej siostrzenicy, Rachel, ponieważ jest moją najbliższą krewną. Podczas minionych kilku tygodni poznałem ją bliżej i mocno pokochałem. Poznałem też jej męża, sir Jonathana Smitha, rozsądne go, godnego zaufania człowieka, najwyraźniej głęboko przywiązanego do ziemi. Poczyniłem kroki, by jutro zmienić mój testament. Gdy mój żywot dobiegnie końca, wszystkie moje dobra odziedziczy Rachel. Nie słyszała ożywionego gwaru i oklasków, które rozległy się po tej przemowie. Zaszumiało jej w uszach, poczuła chłód na twarzy, gdy cała krew odpłynęła jej z głowy. Uświadomiła sobie, że za chwilę ze- mdleje. Pochyliła głowę i zakryła twarz rękami. Jonathan położył jej na szyi chłodną dłoń. Odetchnęła głęboko kilka razy. Gdy uniosła głowę, wuj stał koło niej. Wstała i uścisnęła go w milcze- niu. Goście zaszemrali z aprobatą i znów zaczęli klaskać. - Rachel, to mi sprawi ogromną radość - powiedział. Odsunął ją nieco od siebie i uśmiechnął się do niej rozpromieniony. - Będę naj- szczęśliwszym z ludzi. - Nie chcę, żebyś u...u...umarł. -Jęknęła. Objęła go za szyję i ukryła twarz na jego ramieniu. Nagle sama zapragnęła umrzeć. Tak po prostu umrzeć. Później nie była w stanie pojąć, jak udało się jej przetrwać resztę wie- czoru. Uśmiechała się, rozmawiała i śmiała z gośćmi, omijając z daleka znajome osoby. Skupiła się na tym, by wyglądać na rozpromienioną młodą małżonkę