Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Yance przystawi³ pistolet do twarzy mê¿czyzny, widz¹c, ¿e siê oci¹ga, i bez ostrze¿enia nacisn¹³ spust, przesuwaj¹c lekko rêkê w bok w momencie wystrza³u. Kula przelecia³a ko³o sternika o milimetry i wbi³a siê w drewnian¹ obudowê sterówki tu¿ obok jego g³owy. Yance rzuci³ szybkie, groŸne spojrzenie na pozosta³ych na mostku, a potem znów wycelowa³ w g³owê jeszcze oszo³omionego po wystrzale mê¿czyzny. - Mo¿esz spróbowaæ swoich szans na falach... albo z dziur¹ w mózgu. Wybieraj. Sternik przez moment patrzy³ na niego, potem rzuci³ okiem na instrumenty, zawróci³ ko³em sterowym i ruszy³ w nakazanym kie- 416 runku. P³ynêli przed siebie prosto w szalej¹cy sztorm, zostawiaj¹c nurków za ruf¹. Dopiero wtedy Yance oderwa³ wzrok od sternika i zauwa¿y³, ¿e Tessy nie ma w sterówce. Rozdzia³ 77 Na mostku „Karadeniz" stal De Angelis i wpatrywa³ siê w lornetkê z wœciek³oœci¹ i niedowierzaniem. - Maj¹ to - powiedzia³ przez œciœniête zêby. - Nie wierzê w³asnym oczom. Uda³o im siê to wydostaæ. Reilly równie¿ to zobaczy³ i dreszcz przebieg³ mu po plecach. Wiêc jednak to by³a prawda. Widzia³ przed sob¹ g³owê soko³a, wyci¹gniêt¹ z otch³ani po setkach lat, dziêki uporowi jednego cz³owieka. Tesso. Co ty zrobi³aœ?! - krzycza³ bezg³oœnie z rosn¹cym przera¿eniem. Teraz ju¿ De Angelis nie cofnie siê przed niczym. Stoj¹cy tu¿ przy nich pierwszy oficer mia³ równie¿ wzrok wlepiony w greck¹ ³ódŸ, ale martwi³o go coœ innego. - Ruszyli na po³udnie. Zostawiaj¹ nurków w wodzie. Kiedy Karaka§ to us³ysza³, natychmiast wydawa³ polecenia, momentalnie zawy³a syrena, po czym w tempie karabinu maszynowego przez g³oœniki kanonierki us³yszeli rozkazy. Nurkowie zaczêli zak³adaæ sprzêt, a na pok³adzie cz³onkowie za³ogi pospiesznie przygotowywali ponton ratunkowy. De Angelis przygl¹da³ siê przez chwilê zamieszaniu na pok³adzie z niedowierzaniem. - Niech pan zostawi tych cholernych nurków - warkn¹³ i wskaza³ nerwowo „Savaronê". - Uciekaj¹. Musimy ich zatrzymaæ. 418 - Nie mo¿emy zostawiæ ludzi w wodzie - odparowa³ Karakas. z ledwo skrywan¹ z³oœci¹. - Ich statek i tak nie przedrze siê przez ten sztorm. Fale s¹ za du¿e. Musimy zawracaæ, jak tylko wy³owimy nurków. - Nie - powiedzia³ stanowczo wielebny. - Nawet je¿eli jest tylko jedna szansa na milion, ¿e uda im siê wyjœæ z tego ca³o, nie mo¿emy im na to pozwoliæ. - Wyjrza³ przez okno sterówki, a potem odwróci³ siê i stan¹³ na wprost masywnego kapitana. Jego spojrzenie by³o bezwzglêdne. - Zatopiæ ich. Reilly nie móg³ tego d³u¿ej wytrzymaæ. Rzuci³ siê w stronê De Angelisa, chwyci³ go za ramiona i okrêci³ go, by stan¹æ z nim oko w oko. - Nie mo¿esz tego zrobiæ, nie ma przecie¿... Przerwa³ w pó³ zdania. Wielebny wyci¹gn¹³ du¿y pistolet automatyczny i celowa³ pro* sto w twarz Reilly'ego. - Trzymaj siê od tego z daleka - krzykn¹³, popychaj¹c agenta z powrotem na ty³ sterówki. Reilly spojrza³ ponad ch³odn¹ stal¹ lufy, któr¹ mia³ o milimetry od twarzy, w oczy De Angelisa. P³onê³a w nich mordercza furia. - Nie ty wydajesz tu rozkazy - mówi³ wielebny przez œciœniête gard³o. - Rozumiemy siê? Z wyrazu twarzy De Angelisa Reilly wywnioskowa³, ¿e nie zawaha siê przed naciœniêciem na spust. Je¿eli siê ruszy, bêdzie po nim, a przecie¿ musia³by go jeszcze dosiêgn¹æ. Skin¹³ g³ow¹ i powoli opar³ siê d³oni¹ o œcianê, by zrównowa¿yæ ko³ysanie pok³adu. - Spokojnie - powiedzia³ cicho. - Spokojnie. De Angelis, nie spuszczaj¹c oczu z Reilly'ego, poleci³ kapitanowi: - Niech pan ka¿e strzelaæ z dzia³ka - rozkaza³ - zanim siê znajd¹ poza zasiêgiem. - Jesteœmy na wodach miêdzynarodowych - zaoponowa³ Karaka§. Reilly wiedzia³, ¿e ju¿ dawno przesta³o mu siê podobaæ to, co siê dzieje na jego statku. - Je¿eli pan nie rozumie, to przypominam, ¿e mamy do czynienia z greckim statkiem. I tak mamy dosyæ k³opotów z... 419 - Nic mnie to nie obchodzi - przerwa³ mu De Angelis. Ogarniêty sza³em zwróci³ siê twarz¹ do Karaka§a, wymachuj¹c pistoletem. -Pañski statek jest w³asnoœci¹ NATO i jako oficer dowodz¹cy rozkazujê panu, kapitanie... - Nie - powiedzia³ po prostu Karaka§. Tym razem on przerwa³, patrz¹c z góry na De Angelisa. - Nie. Nawet gdybym mia³ odpowiadaæ przed s¹dem wojskowym. Stali naprzeciw siebie bez ruchu przez pe³n¹ napiêcia chwilê. Prawa rêka wielebnego mierzy³a teraz prosto w twarz kapitana. Karakas, ani drgn¹³. Nie mia³ najmniejszego zamiaru ust¹piæ. De Angelis odsun¹³ go na bok i kaza³ Plunkettowi pilnowaæ, a sam ruszy³ w kierunku drzwi prowadz¹cych na pok³ad. - Do diab³a z nim - sykn¹³. - Sam to zrobiê. Plunkett wyci¹gn¹³ z kabury pistolet i trzyma³ kapitana na muszce, kiedy duchowny otwiera³ przesuwane drzwi. Wiatr wdar³ siê do kabiny z ogromn¹ si³¹. De Angelis uchwyci³ siê drzwi, zebra³ w sobie i wyszed³ prosto w szalej¹cy sztorm. Reilly rzuci³ pe³ne niedowierzania spojrzenie na Karaka§a i w³aœnie wtedy ogromna fala uderzy³a w burtê kutra, zmuszaj¹c wszystkich do tego, ¿eby siê czegoœ chwycili. Reilly natychmiast skorzysta³ z okazji. Rzuci³ siê na Plunketta i dopad³ go w momencie, kiedy agent CIA wyci¹ga³ rêkê do konsoli, ¿eby siê przytrzymaæ