Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

A wylew jest groźniejszy od nie-strawności. Swoją drogą, staruszka nie zjadała tego dużo. chodziło, zdaje się, o sam smak, może nawet o przypomnienie sobie smaku. Więc któregoś razu wypchnęła mnie do tego rzeźnika po polędwicę, wracam i nagle patrzę. A tu on. Ten człowiek, któremu kolejno: miałam zrobić krzywdę, chciałam pomóc, zrobiłam krzywdę. Idzie, jak gdyby nigdy nic. trochę pochylony, trochę posiwiały. Ale on. Nie miałam wątpliwości, choć jeszcze dziesięć mi-nut wcześniej mogłam się martwić, czy go poznam. Po prostu Krzysztof. Znieruchomiałam z tą siatką z krwawym ochłapem, on mnie oczywiście minął - nie znal mnie, a przy tym chyba myślał o czym innym. Był trzeźwy. W pomiętym prochowcu, wychudzony, ale trzeźwy. Gość z innego świata. Zawróciłam i posziam za nim. Uświadomiłam sobie, że nie wiem. co dalej. Może powinnam po prostu pójść swoją drogą: nie umari, jakoś sobie radził, mogłam tylko namieszać mu w życiu jeszcze bardziej. Kto wie. czy najgorsza rzecz, jaką zrobiłam, to nie właśnie wtedy: że nie zostawiłam go w spokoju, na jakimś jego własnym torze. Ale człowiekowi jest zawsze mało. I wie pan. w dodatku jak się coś czuje, to ma się wrażenie, że to jest ważny komunikat, najważniejszy, który nie zwodzi. A uczucia przecież, właśnie przeciwnie, oszukują. Podsuwają najgorsze rozwiązania. Najgłupsze. Może pan sobie kręcić głową. Ja wiem. Więc nagle zorientowałam się, że go śledzę. A on dotarł na stację, wsiadł w kolejkę, pojechał do Gdyni Głównej, a potem spacerem ruszył w stronę skweru Kościuszki. Tam wszedł na zaplecze Teatru Muzycznego. Odczekałam chwilę i zapytałam portiera, kto to jest. I tak się dowiedziałam, że pracuje jako korepetytor od śpiewu. Dla adeptów. To, że zamieszkał w Trójmieście na stałe, że znalazł tu pracę chociaż trochę związaną z zawodem, który mu odebrałam - wzruszyło mnie. Ale w tym nieobecnym spojrzeniu na ulicy... zdawało mi się, i zresztą zdawało słusznie, że dostrzegam coś niedobrego: jakąś taką... bezwładność. Coś go niosło, a on temu uiegał, ale niczego już nie chciał, niczego nie oczekiwał. Taki, wie pan. umar-ly. Umarły, który się rusza z przyzwyczajenia. Było mi go żal, ale nie chciałabym, żeby pan sądził, że to była litość. Kto wie, może nawet ja potrzebowałam go bardziej niż on mnie. On był ciągle sobą, pomijając wszystko inne. A ja mu już Agłai nie mogłam dać. - Coś jakby uśmiech przeleciało po jej twarzy. Bawiła się chwilę okularami, przesuwała je po blacie stołu. W końcu dodała, nie patrząc na mnie: - Ani zapachu wanilii. Tego dnia podczas wychodnego powędrowałam prosto pod Teatr Muzyczny. Kiedy wychodził przed szóstą - ja właściwie powinnam już wracać do mojej staruszki, którą zdążyłam przecież nieźle zdenerwować, jak wróciłam od tego rzeżnika na rogu po dwóch godzinach - podeszłam do niego i z głupia frant zapytałam, czy mógłby mi coś poiecić z repertuaru, bo ja tu od niedawna, a słyszałam... Takie brednie, wie pan. Może doszedł do wniosku, że zaczepia go jakaś samotna dziewczyna szukająca towarzystwa, wie pan, mężczyźni chętnie wpadają na takie pomysły”. Bo uprzejmie zaczął mi odpowiadać; ze sposobu, w jaki ze mną rozmawiał, jasno wynikało, jak jest cholernie samotny, w gruncie rzeczy. Nie spieszył się; rozumie pan, co mam na myśli? A ja w końcu byłam dla niego nikim. Odprowadził mnie do kolejki; powiedziałam mu, że mieszkam w Sopocie. Tak, wtedy próbowałam trochę wykorzystać porady tamtej rosyjskiej aktorki. Znowu. Ale po raz pierwszy z dobrą wiarą. Tak się zaczęliśmy spotykać; było jasne, że wytraca ze mną czas, którego mu się zrobiło w życiu strasznie dużo. Przestał szukać Zofii. Pogodził się tak, jak się można pogodzić, czy ja wiem? z własną śmiercią, jeśli się potem jeszcze coś czuje. Emanowało z niego poczucie klęski, pokryte taką nawet uroczą elegancją. Chwilami cyniz-mem. Starałam się go słuchać, ale mówił mniej niż kiedyś. Jakby oduczył się zwierzeń. Może zresztą znal mnie za mało, jak sądził. Ja na drugie spotkanie szłam właściwie z mocnym postanowieniem, że wtajemniczę go we wszystko. I na trzecie też tak szłam