Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Prze- rażenie? Strach przed Karą? Gdzie jest teraz twoja wyższość, gdzie twoja pogarda, magu ponad rangą? Pogarda była na miejscu. Jedynie chłód ustąpił miejsca wście- kłości. - Szczeniak. Im bardziej żałosne jest indywiduum, w którego ręce wpadnie kara, tym więcej czerpie ono radości z zabawy w kata. I zostawiając na mojej twarzy ślad, jak po policzku, Mart zi Gorof skrył się za niskimi drzwiami. Zaskrzypiał zasuwany ry- giel. *** „Nigdy nie walcz z tłumem! Tłum jest silniejszy od każdego maga. Tłum jest bezmyślnym, cuchnącym przeciwnikiem. Unikaj zaludnionych miejsc; nigdy nie pojawiaj się na masowych impre- zach; jeśli miałeś pecha i trafiłeś na agresywny tłum. zachowaj roz- sądek, wydostając się z tej pułapki. W żadnym wypadku nie stawaj się niewidzialny, gdyż zosta- niesz zadeptany. Jeśli twój stopień jest wyższy niż drugi, śmiało zamień się w ptaka i odleć. Porzucaj swoje rzeczy bez żalu; życie i zdrowie są ważniejsze. Jeśli twój współczynnik wilkolactwa w stosunku do masy jest niewielki, zamień się w dużego ptaka, ważącego tyle, co ty sam. Nie będziesz wszak musiał lecieć daleko. Wystarczy, że oderwiesz się od ziemi i przelecisz kilkadziesiąt metrów. Jeśli twój stopień nie pozwala ci na zamianę w ptaka, zasłoń się wszystkimi ochronnymi zaklęciami, jakie masz w swoim arse- nale, zorientuj się w jakim kierunku podąża ludzki potok i jak najszybciej się z niego wydostań. Jeśli tłum jest do ciebie wrogo nastawiony... Cóż, staraj się nigdy do tego nie doprowadzać; lecz jeśli już wpadłeś w takie tara- paty, w żadnym przypadku nie próbuj walczyć z wieloma przeciw- nikami naraz! 198 Marina i Siergiej Diaczenko Rozejrzyj się. Jeśli w pobliżu jest mur, wywróć go na tłum. Zwal drzewo, wywołaj pożar, uderz błyskawicą, zabij jednego bądź dwóch napadających; musisz przestraszyć tłum w pierwszej minu- cie potyczki. Jeśli ci się nie uda, zamień się we wszystko jedno co i uciekaj, ile sił w nogach..." *** Bękart Aggej biegał w kółko. Jak cielak wokół kołka, jak pies wokół słupa. Realnych krępujących go pęt nie było widać, jednak w niewidzialne włożyłem więcej wysiłku, niż było to nawet ko- nieczne. Choć był on magiem, był na tyle słaby, że wystarczyło po prostu porządnie go związać; nie mogłem się jednak powstrzymać. Postawiłem na efekty wizualne. Zapragnąłem dodatkowo poniżyć szczeniaka i już drugą godzinę biegał po grząskim piasku jak pies, spocony i ledwie żywy ze zmęczenia. A jego ojciec nie reagował na moje ultimatum. Miał gdzieś" Aggeja, mnie i Karę. A może po prostu nie dostał moich listów? Siedzielis'my z Orą pośYodku wydeptanego przez Aggeja krę- gu, pomiędzy wstęgą rzeki i skrajem sosnowego lasu. Krzywiąc się męczeńsko, po raz szósty pisałem patykiem na ubitym rzecznym piasku: „Pan Hort zi Tabor zaprasza pana Marta zi Gorofa na roz- mowę. Jak najszybsza odpowiedź będzie warunkiem dobrego zdro- wia bękarta Aggeja, obecnego na miejscu spotkania i poddawane- go torturom". W sprawie tortur na razie kłamałem. Aggej po prostu biegał, co przy jego wieku i profesji było dla niego nawet pożyteczne. Przesunąłem nad tekstem dłonie z rozpostartymi palcami. Sku- piłem się, mamrocząc słowa pocztowego zaklęcia; tekst stał się niewyraźny, zadrżał i zniknął. Po raz szósty. Potwierdzenie dotąd nie przyszło. Zacząłem się denerwować. - Twój ojczulek milczy - rzekłem do Aggeja. - Kicha na cie- bie. Choćbym cię zaczął ćwiartować, nawet by się nie podrapał. - To-ic - w biegu wysapał bękart. - To-ic... Ma... tuła się po- drapie. I ciebie po... drapie, i twoją babę... Pstryknąłem palcami, zwiększając tempo jego biegu. Podda- jąc się zaklęciu chłopak przyspieszył, spod jego śmigających bu- tów tryskały fontanny piasku. - Hort - cicho odezwała się Ora. Milczałem. Magom wszystko wolno 199 - Hort - powtórzyła. Nie patrzyłem na nią, jednak po tym, jak zmienił się jej głos, domyśliłem się, że jej piwne oczy niebezpiecz- nie się zwęziły. - Czasem myślę, że w słowach zi Gorofa było wiele racji. Poniżanie chłopaka sprawia panu przyjemność? - To morderca - odparłem przez zęby. - Rozbójnik. Gwałci- ciel. To nie zasługujący na życie bydlak. - Sam akL.steś - wysapał Aggej. Aha. Jeszcze nie odechcia- ło mu się pogawędek. Pstryknąłem palcami i chłopak przyspieszył jeszcze bardziej, niczym spięty ostrogami koń. - Czuję odrazę i wstyd, gdy na to patrzę - oznajmiła Ora. Przypomniało mi się czterech rzezimieszków, którzy dopadli ją wtedy w ciemnym zaułku. Niczym nie różnili się od Aggeja; staruszek, który zaczął się do niej dobierać, był wcieleniem istoty, w jaką zmieni się Aggej, jeśli dożyje takiego wieku. Otwarłem już usta, by wyłożyć Orze wszystko, co myślę na ten temat, zmieniłem jednak zdanie. Sytuacja zabrnęła w ślepą ulicz- kę; popełniłem pomyłkę, próbując szantażować starego Gorofa. Czy raczej Ora podpowiedziała mi niewłaściwy sposób. A teraz, bidulka, czuje odrazę i wstyd. Cicho, na trzy głosy, zakumkały żaby na brzegu. Rzeka była niczym czarne, brokatowe prześcieradło; przez chwilę rozchylałem nozdrza, wdychając zapachy wody, sosen i mokrego piasku. No cóż. Nie udało się. - Proszę się odwrócić - rzekłem do Ory. - Zamierzam popły- wać przy brzegu. Ora nie odpowiedziała; przekroczyłem wydeptaną przez Ag- geja ścieżkę i podszedłem do wody. Cisza. Żaby. Przez jakiś czas zastanawiałem się, czy nie zamienić się w wydrę. W końcu zdecydowałem, że przyjemność, jakiej dostar- cza kąpiel pod ludzką postacią, warta jest takich nawet niedogod- ności, jak przemoczone majtki. Podjąwszy decyzję, zrzuciłem płaszcz, koszulę i rozpiąłem pas; po chwili wahania położyłem na kupce odzieży futerał z zaklęciem Kary. Ora ostentacyjnie patrzyła w inną stronę. Zdjąłem spodnie i jeżąc się z zimna wszedłem do rzeki po kostki. Nigdy nie wskaku- ję do zimnej wody; wchodzę do niej powoli, po włosku; uczucie, kiedy ciało stopniowo zatapia orzeźwiający chłód, a po skórze roz- biegają się przyjemne mrówki, dostarcza mi specyficznej radości. 200 Marina i Siergiej Diaczenko Powoli zanurzyłem się po pierś, po czym nie wytrzymałem i zanurkowałem. Plusnęła jakaś ciemna ryba, zamilkły zdziwione żaby; kiedy wypłynąłem, poczułem niezachwianą pewność, że znaj- dę i ukarzę mistrza kamieni
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Cień nadziei pojawił się na krótką chwilę w biurze komendy policji przy Avenue Foch 1, kiedy jeden z pobliskich mieszkańców przyszedł tam, w kilka dni po napadzie, z...
- Posłużyła się koncepcją Junga, według której wszyscy mamy „cień” — nawiedzającego nas archetypalnego szatana, który wyobraża uczucia i pragnienia, normalnie przez nas...
- Macheront Herod Antypas leżał nago na łożu, mokry od potu, który cienkimi strużkami ściekał mu po piersiach i spływał po biodrach na...
- Zciany byBy udekorowane skromnie, lecz gustownie: wisiaB na nich Bupek zawierajcy skamieniaBe szcztki ryby, fotografia, na której [ciskaBem dBoD szympansa, oraz wypchany nietoperz
- One, gdy zechcą, na to przerobić nas mogą, Czym nie byliśmy nigdy; - one rażą trwogą, Wywołując cień z grobów...
- Najpierwotniejszymi z nich są owa-d o ż e r n e (Znsectroora), od których wyprowadzić można inne rzędy: latawce, nietoperze, naczelne, szczerbaki, łuskowce, zajęczaki,...
- Grupa wypadła na polankę...
- Po trzecie, całkowicie i złośliwie zmieniła charakter ojca: nigdy nie płakał i na pewno nie był niezdecydowany, wręcz przeciwnie...
- Osłabiało to siły obrony w rejonie Ardenów...
- Osoba posiadająca dar stykania mogła połączyć ze sobą dowolne dwie twarze, bez względu na to, jak uciążliwe byłoby to dla uczestników tego eksperymentu...