Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Późniejsze znaczenie tego słowa było mniej specyficzne, aż w końcu oznaczało ono nakładanie się dwóch jakichkolwiek rzeczy, włącznie z kulturami -jak w tym przypadku. Fascynował mnie sposób, w jaki słowa wchodziły do języka - szkoda, że nie jestem cywilizowany! Słowa zawsze były dla mnie bardzo ważne, gdyż my, barbarzyńcy, znamy jedynie tradycję ustnych przekazów; bez słów ne mielibyśmy Zadnej kultury. Słowa mają swoją moc, nie tylko te magiczne. Wystarczy Posłuchać, jak przeklina harpia, żeby o tym wiedzieć! Gnomy zwolniły, wyraźnie podenerwowane. - Są blisko - rzekł Gnasty. - Czuję je. Gdyby działały na nie zaklęcia odstręczające! Poczułem słaby zapach obory. Potem usłyszeliśmy chrup, chrup - odgłos gryzienia i przeżuwania - oraz czknięcia, z jakim pokarm wracał z pierwszego żołądka do pyska. W końcu weszliśmy do większej jaskini, a tam stało to bydło: trzech bykowatych facetów mojego wzrostu. Dostrzegli nas. Jeden parsknął i grzebnął bosą nogą po ziemi. Nie był ubrany, lecz cały pokryty futrem, nie wydawał się więc nagi. Opuścił rogi. Gnasty pospiesznie przyłożył rękę do czapki i cofnął się. To naprawdę była kraina bydła. - Śpiewać! - krzyknął Gnasty. - Słuchaj -- powiedziałem rozsądnie. - Czy oni nie mają takiego samego prawa do tej jaskini jak wy? W końcu są głodni i tu się pasą. -Gnitwit, idź rozpal pod garnkiem - rzekł Gnasty do towarzy sza. -Zaśpiewamy! - wykrzyknąłem. Gnomy miały naprawdę prze konujący argument! Często tak bywa, gdy rozum napotka fanatyzm. Śpiewaliśmy więc; ja pięknie wyciągałem melodię, a Tren akompaniowała mi głębokim basem. Tutaj, w sporej sali, wychodziło to bardzo dobrze; dźwięk jakby rozszerzał się i stapiał, a basowe nuty rezonowały, podczas gdy wysokie wpadały w ucho. Efekt był przyjemny, jeśli wolno mi tak powiedzieć. Bykowaci zareagowali. Agresywne byczysko zrezygnowało z agresji i wróciło do skubania trawy. Za nim stała krowiasta samica. Ta uważnie słuchała, nadstawiając uszy. -Przegnajcie je na drugi koniec - rzekł szorstko Gnasty. - Chcemy tu pracować. Tren i ja powoli przeszliśmy w odległy koniec jaskini, a bydło poszło za nami, chcąc być jak najbliżej śpiewaków. W tyle natomiast gnomy wyjęły swoje kilofy i natarły na ścianę, wyłupując spore kawały, a następnie rozbijając je dłutami. Kiedy skruszyli skałę na żwir, przesiewali ją, szukając kamieni szlachetnych. Nie znajdowali wiele, ale - rzecz jasna - taka praca jest bardzo czasochłonna, jak wszystko, co wartościowe. Nie mogłem winić pracowitych gnomów, lecz z przykrością patrzyłem na niszczenie naturalnych ścian i pięt- rzenie stert gruzu. Gnomy były bardziej cywilizowane od bykowatych, więc naturalnie powodowały większe szkody w środowisku. Kiedy skończą z jakimś odcinkiem, już nikomu na nic się nie przyda. Znaliśmy tylko jedną piosenkę, lecz najwidoczniej tym stworzeniom to wystarczyło. Krowa stopniowo podchodziła do mnie bliżej, omijając Tren, i pojąłem, że, podobnie jak gnomiczki, lepiej czuła się w towarzystwie istot własnej płci. Jeszcze raz przeważyło koleżeństwo płci słabej. Wyciągnąłem do niej rękę i samica odważyła się ją powąchać, a potem odsunęła się, wystraszona swoją śmiałością. Te stworzenia były łagodne i nie szukały kłopotów; bykowaci po prostu bronili swego terytorium, kiedy musieli. Może zaklęcie odstręczające działało na nich, lecz byli tak zdesperowani broniąc swoich pastwisk, że oparli mu się. Byłem po ich stronie. Ostatnio wiele przedstawicielek przeciwnej płci obdarzyło mnie sympatią; może sprawiało to moje obecne ciało, jednak wątpiłem, aby w ten sposób objawiała się osobowość Tren. Tymczasem byliśmy więźniami gnomów i nie wiedzieliśmy wiele 0bydle, a moje ciało jeszcze nie całkiem wróciło do sił. Musieliśmy pozostać wśród gnomów, dopóki nie znajdziemy drogi ucieczki. W końcu od śpiewu ochrypnęliśmy, co nie wpływało na uspokojenie bykowatych, więc musieliśmy zakończyć występ. Gnomy jednak zdążyły przekopać spory kawał ściany i były zadowolone. Gnomiczki niosły kilka małych diamentów; widocznie pilnowały takich kamieni. Gnomy zaprowadziły nas do naszej celi i dobrze nakarmiły. Byłbym im bardziej wdzięczny, gdybym nie wiedział, że tuczą nas, aby wsadzić do garnka, kiedy przestaniemy być użyteczni jako śpiewacy. Kiedy przestaniemy robić wrażenie na bykowatych lub gdy gnomy zakończą swoje operacje w ich jaskiniach - będzie nam gorąco. Tego wieczoru nie zauważyłem żadnych gnomów w pobliżu naszej celi, ale barbarzyńca nigdy nie ufa pozorom. Mogli umieścić jakiegoś w sąsiedniej celi, żeby podsłuchiwał, czy nie obmyślamy planu ucieczki. Dlatego nic nie powiedziałem o tym Tren. Jednak gdy w szybie wentylacyjnym zrobiło się ciemno, usiadłem przy niej, przysunąłem twarz do jej twarzy - a właściwie do mojej - i mruknąłem: — Pewnego dnia ugotują nas. — Tak, pójdziemy do garnka - przyznała. — A zatem musimy ułożyć plan ucieczki. Jutro będziesz silniej sza, ale pełnię sił odzyskasz dopiero pojutrze. Czy myślisz, że możemy czekać tak długo? — Tak sądzę - odparła. - Jaskinia, w której kopią, jest wielka 1pewnie nie jedyna. Mimo to, zaplanujmy wszystko teraz na wypadek, gdybyśmy musieli uciekać już jutro. Sądzę, że bykowaci przepuszczą nas przez swoje pastwiska, ale musimy mieć pewność, że zdołamy stamtąd wydostać się na powierzchnię. Leżałem podparty na łokciu, szepcząc jej do ucha. Ręka mi drętwiała, ale nie chciałem odsuwać się i mówić głośniej. — Hmm, czy mogę oprzeć się o ciebie? - spytałem. — Jasne - odparła ochryple. - Oprzyj mi głowę na ramieniu, a Ja cię podtrzymam
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Do tego mo|na doBczy wyznanie z niewysBanego listu do Aleksandra I: Puszkin wyznaje monarsze, |e oszczerstwo ToBstoj a-Amerykanina (ten ostatni pu[ciB plotk, |e Puszkin zostaB wychBostany na policji) zaprowadziBo go niemal na skraj samobójstwa
- Często o tym słyszałem, znała to każda służąca, często widziałem olśnienie w oczach opowiadających i zawsze uśmiechałem się do tego na wpół pobłażliwie, na wpół zazdrośnie...
- I szal autobiograficzny - portret artystki jako starej jędzy, autoportret Rani przedstawionej jako istota powstała z tego samego budulca co dom - z drewna, cegieł, blachy; jej...
- Tego dnia wszelako, kiedy w związku z przybyciem poselstwa węgierskiego i spodziewanym przyjęciem tronu Węgier przez Władysława zjechali się do Krakowa niemal wszyscy...
- Czyż nie widzieliśmy tego okrętu na własne oczy? A co się tyczy radży Hassima i jego siostry, Mas Immady, jedni mówią tak, drudzy inaczej, ale Bóg jeden zna prawdę...
- Nazimow zawołał: „Cyt!", ale już było za późno; tego, com powiedział, było dosyć dla uspokojenia Owsianego, który i tak miał mi za złe, żem się wygadał o naszej...
- Może się spełnią moje życzenia, Czytelnikom tego samego, Do Siego Roku — tymczasem żegnam, werbel, bębny, do widzenia! Pański Lord Paradox — do wiadomości: WP Rok...
- Marek, który już tego nie robił, zaproponował radzie gminnej, aby tę kwotę przeznaczyła na inny cel, oświadczając, że jeżeli ksiądz chce mieć dzwonnika, może go sobie...
- Przygotouiujc mybrane pie[ni do druku, Tretiak nie ujziB pod umag tego, |e peujn cz[ zamarto[ci Kolbergomskiej teki moByD-skiej stanomi zapisy z innych regionom Ukrainy, a tak|e z BiaBorusi
- Historia powszechna wydana przez PWN musi stać w pierwszym rzędzie, to jest podręczne kompendium, tym niemniej sam widok tego świetnego wydawnictwa też sprawia...