Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- A czy podbródek mu błyszczał? - zapytałam tknięta nagłym impulsem. Pani James popatrzyła na mnie z wyrazem przestrachu w oczach. - Teraz, jak panienka to powiedziała, to rzeczywiście przypominam sobie, że błyszczał. Ale skąd to panienka wiedziała? - To dość niezwykłe zjawisko, ale mordercy często mają błyszczące podbródki - rzuciłam bez zastanowienia. Pani James wzięła moje tłumaczenie za dobrą monetę. - Co też panienka mówi? Nigdy przedtem o tym nie słyszałam. - A czy zauważyła pani może, jaki miał typ czaszki? - Zupełnie zwyczajny typ. Przyniosę panience klucze. Zabrałam klucze i skierowałam się w stronę domu. Jak do tej pory, rozumowałam prawidłowo. Różnice w wyglądzie „lekarza” z metra i mężczyzny opisanego przez panią James były doprawdy bez znaczenia. Palto, broda, okulary w złotej oprawie. „Doktor” wyglądał co prawda na osobę w średnim wieku, jednak nad ciałem zmarłego pochylił się z wielką żywością i zręcznością. Ta sprężystość ruchów dowodziła, że musiał być młody. Ofiara wypadku w metrze (Człowiek z Naftaliny, jak go nazywałam w myślach) i ta cudzoziemka, pani de Castina, czy jak tam naprawdę brzmiało jej nazwisko, wyznaczyli sobie spotkanie w Mill House. Ich plan był następujący. Obawiając się, że ktoś ich może śledzić, albo z jakiegoś innego powodu, wybrali dość prostą metodę. Obydwoje wzięli upoważnienia od agenta na obejrzenie tego samego domu. Ich spotkanie wyglądałoby na absolutny zbieg okoliczności. To, że Człowiek z Naftaliny przypadkiem dostrzegł „doktora” i że ten widok był dla niego kompletnym zaskoczeniem, było dla mnie oczywiste. Ale co nastąpiło później? „Doktor”, pozbywszy się przebrania, podążył do Marlow za kobietą. Niewykluczone, że przebierał się w pośpiechu i na podbródku mógł ciągle mieć ślady kleju. Stąd pytanie, które zadałam pani James. Pogrążona w myślach stanęłam przed niskimi, staroświeckimi drzwiami Mill House. Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka. Hol był niewysoki i ciemny. W powietrzu unosił się zapach pleśni. Panowała tu atmosfera opuszczenia. Zadrżałam. Czy kobieta, która przyszła tu kilka dni temu, „uśmiechając się do siebie”, nie miała żadnych przeczuć wchodząc do tego domu? Czy może uśmiech zamarł na jej wargach, a serce ścisnęła bezlitosna, lodowata dłoń strachu? A może wchodziła po schodach ciągle uśmiechając się, zupełnie nieświadoma zbliżającego się niebezpieczeństwa? Serce zaczęło mi bić szybciej. Czy aby dom na pewno jest pusty? A jeśli przeznaczenie czeka tu także i na mnie? Po raz pierwszy pojęłam znaczenie jakże często nadużywanego słowa „atmosfera”. Tak, w Mill House panowała atmosfera zagrożenia, atmosfera okrucieństwa. W tym domu czaiło się zło. VII Starając się opanować ogarniające mnie uczucie strachu, zdecydowanym krokiem ruszyłam na górę. Bez trudu odnalazłam pomieszczenie, w którym wydarzyła się tragedia. W dniu kiedy odkryto ciało, padał ulewny deszcz i zabłocone buty wielu osób pozostawiły liczne ślady na ogołoconej z dywanu podłodze. Zastanawiałam się, czy morderca także pozostawił jakieś ślady. Jeżeli tak, to policja wykazała w tej sprawie pewną powściągliwość. Po namyśle odrzuciłam jednak to przypuszczenie. W dniu morderstwa było ciepło i sucho. Sam pokój nie wyglądał interesująco. Miał kształt niemal kwadratowy, dwa wykuszowe okna, zwykłe białe ściany i gładką, niczym nie przykrytą podłogę. Plamy na gołych deskach wskazywały miejsce, gdzie kiedyś kończył się dywan. Obejrzałam wszystko bardzo dokładnie, ale nie znalazłam dosłownie nic. Nic nie wskazywało na to, aby młody, utalentowany detektyw miał odkryć przeoczony przez policję trop. Wyciągnęłam notes i ołówek. Nie miałam nic do zanotowania, wobec czego zaczęłam pracowicie sporządzać szkic pokoju. Robiłam to głównie po to, aby ukryć swoje rozczarowanie spowodowane brakiem jakichkolwiek śladów. Wkładałam właśnie ołówek z powrotem do torebki, gdy nagle wyśliznął mi się z palców i potoczył po podłodze. Dom był stary, więc podłogi w nim były nierówne, wypaczone. Ołówek toczył się coraz prędzej, wreszcie zatrzymał się pod oknem. W obu wykuszach znajdowały się szerokie parapety, pod parapetami zaś wbudowane były niewielkie szafki. Mój ołówek zatrzymał się dokładnie na wprost jednej z nich. Drzwiczki szafki były oczywiście zamknięte. Pomyślałam, że gdyby były otwarte, ołówek zatrzymałby się dopiero w środku. Otworzyłam drzwiczki - ołówek natychmiast wturlał się do szafki i potoczył w jej najodleglejszy koniec. Sięgnęłam po niego. Ze względu na nieregularny kształt szafki i brak światła nie mogłam go nawet dojrzeć, musiałam więc szukać po omacku. W szafce nie było nic poza ołówkiem. Jako osoba z natury systematyczna zajęłam się drugą szafką. Na pierwszy rzut oka także wyglądała na pustą, jednak grzebałam w niej wytrwale i wkrótce mój wysiłek został nagrodzony. Natrafiłam ręką na sztywny, papierowy cylinder spoczywający w niewielkim zagłębieniu w najodleglejszym kąciku szafki. Od razu się domyśliłam, co to może być. Rolka filmu Kodaka. Nareszcie jakiś trop! Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że film równie dobrze mógł należeć do sir Eustachego Pedlera i tkwić tam już od dłuższego czasu, ale jakoś nie wydawało mi się to prawdopodobne. Czerwony papier chroniący film nie był specjalnie zakurzony; wyglądał tak, jakby leżał tam najwyżej od dwóch, trzech dni - a więc od dnia morderstwa. Po dłuższym czasie z pewnością pokrywałaby go grubsza warstwa kurzu. Kto go tutaj zgubił, mężczyzna czy kobieta? Zawartość jej torebki była chyba nienaruszona. Gdyby torebka otwarła się gwałtownie w czasie szarpaniny i wypadła niej rolka filmu, prawdopodobnie wysypałyby się też pieniądze i inne drobiazgi. Nie, tego filmu nie zgubiła kobieta. Tknięta nagłą myślą obwąchałam film podejrzliwie. Czyżby zapach naftaliny stał się moją obsesją? Mogłabym przysiąc, że film też jest nim przesiąknięty. Przytrzymałam opakowanie przy nosie. Rzeczywiście. Oprócz specyficznego zapachu samego filmu wyraźnie czułam naftalinę. No tak, do krawędzi opakowania przyczepiła się jakaś nitka, intensywnie wydzielająca woń, której tak nie lubiłam. A więc przez jakiś czas film musiał spoczywać w kieszeni mężczyzny zabitego w metrze. Czy to on zgubił go tutaj? Raczej nie. Policja dość dokładnie zbadała wszystkie jego poruszenia. Nie, to musiał być ten drugi, ten udający lekarza. Zabrał film, podobnie jak zabrał kawałek papieru. I potem upuścił go podczas szamotaniny z kobietą. Wreszcie natrafiłam na jakiś trop
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- W chwili kiedy krewny, przybyBy na widzenie z wizniem, znajdzie si ju| w siedzibie Trzeciego OddziaBu, sprawujcego piecz nad danym obozem, musi podpisa zobowizanie, |e po powrocie do miejsca zamieszkania nie zdradzi si ani jednym sBowem z tym, co przez druty nawet dojrzaB po tamtej stronie wolno[ci; podobne zobowizanie podpisuje wizieD wezwany na widzenie, zarczajc tym razem ju| pod grozb najwy|szych mier nakazanija (a| do kary [mierci wBcznie) |e nie bdzie w rozmowie poruszaB tematów zwizanych z warunkami |ycia jego i innych wizniów w obozie
- Jasne, że jest jeszcze off Broadway, a nawet off off Broadway, lecz to już inna cywilizacja...
- Jezyk ich podobniejszy do polskiego ksiazkowego, niz narzecze kaszubskie lub podhalanskie! Zly los nadal im narodowe abecadlo, narodowy kalendarz, nawet Kosciól narodowy,...
- - Chciałabym nawet, żeby ktoś tu wszedł w tej chwili i żeby ta cała komedia wreszcie się skończyła! Coś przecież musiałoby się stać, gdyby mnie tu znalazł! - Na miłość boską...
- Można by to nawet uznać za najważniejszy temat pierwszych, ukończonych przez Wyspiańskiego, scen dramatu -tak król broni swoich racji w pierwszej rozmowie z Barbarą i wokół...
- Nikt z nas nie opuści drugiego nawet w najcięższej potrzebie, nikt nie przejdzie do nieprzyjacielskiego obozu, nikt nie będzie knował zamieszania, niezgód; czynił...
- — Jakim sposobem zdążył od ciebie w osiem minut pod kino Stolica? — Wcale nie zdążył! Jeżeli nie miał pod ręką samochodu… — Samochodem też by nie zdążył...
- Nawet teraz korzystała tylko z krótkiego urlopu, jakiego udzielił jej dowódca Eskadry Łobuzów do czasu, aż senatorowie Nowej Republiki przestaną żywić niechęć do rycerzy Jedi...
- VIII Wśród mnóstwa znajomości, jakie miał Witkiewicz, znajomości zresztą * przyjaźni zmiennych, ruchomych i płynnych, wśród natłoku i kotłowiska ludzi, którzy...
- Miał witać dygnitarzy z innych światów, otwierać wszystkie posiedzenia Legislatury, przewodniczyć posiedzeniom i głosować jedynie w razie równej liczby głosów za i przeciw...