Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Kamień ten więc wciąż noszę zawieszony. Dlaczego ani zioła, ani iserepit nie uchroniły mnie przed diabełkiem pokrzywy? Stopa spuchła mi strasznie; wyglądała, jakby należała do kogoś innego. W potwora się przeistaczam? Rozpaliłem ognisko i ułożyłem stopę blisko płomieni, żeby razem z potem wypłynęło z niej złe choróbsko. Bardzo bolało; wyjąc, próbowałem nastraszyć ból. Od krzyków i pocenia się zasnąłem, chyba. I przez sen słyszałem papuzi gwar i śmiechy. Musiałem zostać w tym miejscu wiele księżyców, czekając, aż zejdzie mi opuchlizna ze stopy. Próbowałem chodzić i, ojej, bardzo mnie bolało. Nie brakowało mi jedzenia na szczęście; w sakwie miałem maniok, kukurydzę i trochę bananów. A poza tym szczęście mi pewnie dopisywało. W tymże miejscu, bez potrzeby wstawania, podpełzając trochę, wbiłem miękki kawałek drewna i wygiąłem go sznurem zakończonym pętlą, który ukryłem w ziemi. Niebawem w zasadzkę wpadła przepiórka. Miałem jedzenia na parę dni. Ale były to dni pełne katuszy, nie z powodu ciernia, ale z powodu papug. Bo dlaczego tyle ich tu jest? I na co tak czatują? Całe stada; obsiadły wszystkie gałęzie i krzewy wokół. Z każdą chwilą zlatywało się ich coraz więcej i więcej. I wszystkie wpatrywały się we mnie. Dzieje się coś? Dlaczego tak wrzeszczą? Ten cały gwar ma ze mną coś wspólnego? O mnie gadają? Co jakiś czas wybuchały papuzim śmiechem, który brzmiał jak ludzki śmiech. Drwią sobie ze mnie? Zostaniesz już tu na zawsze, gawędziarzu, przygadując? Zacząłem kamieniami rzucać, żeby je spłoszyć. Wszystko na nic, bo na chwilę wzbijały się w powietrze i wracały na swoje miejsca. I siedziały tam, mnóstwo ich siedziało, nad moją głową. Czego chcą? Co tu się dzieje, co się dziać będzie? Drugiego dnia nagle odleciały. Strasznie przerażone odleciały papugi. Wszystkie naraz, wrzeszcząc, gubiąc pióra, zderzając się w powietrzu, jakby wróg się zbliżał. Niebezpieczeństwo zwąchały, chyba. Bo skacząc z drzewa na drzewo, przeleciała właśnie nade mną gadająca małpa. Yaniri. Tak, tak, właśnie ta, czerwona, duża, wrzaskliwa małpa. Yaniri. Ogromna, hałaśliwa, otoczona stadem samic. A te skakały wokół swego samca, wymachiwały łapami, całe szczęśliwe, że są z nim. Szczęśliwe, że są jego samicami, być może. „Yaniri! Yaniri!” -krzyknąłem doń. „Pomóż mi! Nie byłeś przedtem seripigarim? Zejdź do mnie, wylecz mi stopę, chcę ruszyć dalej w drogę”. Ale gadająca małpa w ogóle nie zwróciła na mnie uwagi. Prawda to czy nie, że była przedtem wędrującym seripigarim? Dlatego nie należy na nią polować ani jeść jej mięsa, być może. Kiedy gotuje się gadającą małpę, w powietrzu wokół zaczyna unosić się zapach tytoniu, mówią. Tego samego, który wdychał i pił seripigari, którym była w poprzednim wcieleniu. Ledwie zniknął yaniri ze swą trzodą samic, wróciły papugi. Ciągnąc za sobą jeszcze więcej papug. Zacząłem im się przyglądać. Przeróżne to były papugi. Duże, małe i maciupeńkie; o dziobach długich i zakrzywionych i dziobach perkatych; były tam i papużki, i tukany, i ary. Ale przede wszystkim gadatliwe amazonki. Wszystkie gaworzyły jednocześnie, głośno, bez przerwy, w uszach rozbrzmiewał mi nieustanny papuzi grzmot. Niepokój coraz większy mnie ogarniał, gdy im się tak przyglądałem. To jednym, to drugim się przyglądałem, niespiesznie. Co one tam robią? Coś wisiało w powietrzu, na pewno, pomimo moich ziół przeciwko dziwnym dziwnościom. „Czego chcecie, o czym to tak gadacie”, zacząłem do nich krzyczeć. „O czym mówicie, z czego się tak śmiejecie”. Wystraszony, ale i strasznie ciekawością zżerany zarazem. Nigdy nie widziałem tylu papug naraz. To nie przypadek, to nie było ot tak, po prostu. Wobec tego skąd się ich tyle wzięło i dlaczego? Kto mi je przysłał? Przypomniawszy sobie Tasurincziego, przyjaciela świetlików, zacząłem próbować zrozumieć jazgot papuzi. Jeśli tyle ich się tu zleciało, gadając i gadając, czy nie dla mnie się zleciały? Chcą mi coś powiedzieć? Zamykałem oczy, wsłuchiwałem się uważnie, skupiałem na ich gadaniu. A więc próbując poczuć się papugą. Nie było łatwo. Ale dzięki temu wysiłkowi zapominałem o bólu w stopie. Zacząłem naśladować ich krzyki, ich gruchanie, ich pomruki zacząłem naśladować. Wszystkie ich dźwięki. I między jednym dźwiękiem a drugim, powolutku, słówka poszczególne, światełka w ciemnościach zacząłem słyszeć. „Uspokój się, Tasurinczi”. „Nie masz się czego bać, gawędziarzu”. „Przecież nikt nie zrobi ci nic złego”. Rozumiejąc, co mówią, być może. Nie, nie śmiejcie się, nie śniło mi się to. Naprawdę tak mówiły. Coraz wyraźniej rozumiałem. Ogarnął mnie spokój. Ciało przestało mi dygotać. Nie czułem już zimna. To znaczy nie przysłał ich tu Kientibakori. I nie były to czary maczikanarich
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Bywaj|e nam, druhu ozwaB si przyjaznie Czcibor, gdy ]Vtieszko daB znak, aby kmie podszedB bli|ej opowiadaj, co[ widziaB i zdziaBaB! KrzesisBaw pomieszany i zawstydzony obecno[ci ksi|t podszedB do stoBu i bez sBowa poBo|yB przed Mieszkiem Hodonowe pismo, które uprzednio jeszcze idc za klucznikiem dobyB ze swego woreczka
- Pułkownik Cathcart nie był w stanie ocenić, ile zyskał czy stracił na tej cholernej strzelnicy, i żałował, że nie ma przy nim pułkownika Korna, który mógłby ocenić dla niego...
- Tryumfu hetmana, który przywiódł swych jeńców: Wasyla, Dymitra oraz Iwana Szujskich, kniazia Wasyla Golicyna, patriarchę Filareta Romanowa i przekazał zdobyte sztandary...
- Motorniczy tramwajów, który ma prawo jeździć po całej Pradze, odnalazł ręką trąbkę i zatrąbił capstrzyk, tęskny capstrzyk, głos trąbki schodził po schodach aż ku rzece, aby...
- Powszechna republika będzie z pewnością szczęściem! Postęp? Ach, taki sam jak w znanej opowieści o chorym, który przewraca się z boku na bok w nadziei, że mu będzie lepiej...
- Po „Siedmiu kotach" został w redakcji tajemniczy obiekt, który przez wiele lat zagracał nasz ciasny lokal (podobno była to tablica rozdzielcza do teatralnych świateł), oraz...
- Dy Joal, który zdążał do ibrańskiej granicy sam i w wielkim pośpiechu, zebrał ich w mieście leżącym u stóp tych gór, gdzie zarabiali na marny żywot, raz eskortując...
- Chcąc sprecyzować tę niezwykłą właściwość dzieła sztuki należy zwrócićW^^ge na fakt, że człowiek posiada swój własny sposób percypowania rze^wistości, który różni go od...
- Nazwa pochodziła od „ryku"; przed każdą serią wybuchów słychać było sześć (?) ryków, sześć złowieszczych jak gdyby nakręceń jakiejś maszynerii, po chwili następowały wybuchy...
- Marek, który już tego nie robił, zaproponował radzie gminnej, aby tę kwotę przeznaczyła na inny cel, oświadczając, że jeżeli ksiądz chce mieć dzwonnika, może go sobie...