Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Nie jestem pewny, czy nie odzywa się ona w brzasku twórczości, w tej uroczystej chwili, kiedy człowiek, zdawałoby się daleki od zamiarów pisarskich, mimowolnie i jakby nieświadomie kładzie przed sobą kartę papieru i sięga po ołówek czy pióro, by wnet, w oszołomieniu, układać słowa w porządku, o jakim nigdy się im nie śniło w życiu potocznym, i wypowiadać nimi rzeczy nieprawdopodobne. Czy w młodości nawiedza nas tęsknota? Wielu o tym wątpi, zapewne pamięć ich zawodzi. Tęskni się zawsze - od pierwszych lat świadomości. Gdyby odjąć literaturze tęsknotę jako bodziec twórczy, wiele by z niej przepadło, nie narodziłyby się takie poematy, jak "Pan Tadeusz", a może i dzieła Homera, który pierwszy szedł na "poszukiwanie straconego czasu", tak samo jak Wergili i długi orszak epików - jeden z nich daje swemu poematowi tytuł: "Raj utracony", co można przyjąć jako symboliczne hasło. Tak samo powieści historyczne, często zrodzone w szarzyźnie życia, mającego tylko to jedno okno: na przeszłość, barwną, całą w błyskach zbroi, buńczuczną - jakże często były one protestem przeciw dokuczliwej i smętnej teraźniejszości! 26 27 Czyż Don Kichot, uwikłany w tęsknoty i marzenia, nie jest wizerunkiem samego Cervantesa? W końcu niepodobna przemilczeć i zewnętrznych podniet, które może i nie potrafią zrobić nikogo pisarzem, ale na pewno mogą rozdmuchać przyczajoną w nim iskrę. Zdarzały się okresy, że dokonywała tego moda, narzucając ludziom pewnej klasy lub pewnego stanowiska uprawianie literatury. Można w tym było dojść do takiej samej sprawności, jak i w innych zaletach towarzyskich, ale można było również przekroczyć granice konwenansu prawdziwym talentem. Inny zespół podniet przyniosło skomercjalizowanie życia literackiego, począwszy od wieku XIX. W bogatych społeczeństwach niektórzy pisarze dorabiali się fortun, co ściągało uwagę ludzi zapobiegliwych i sprytnych. Wprawdzie nie ma przykładu, by tą drogą wszedł do literatury wielki twórca, roi się natomiast od obrotnych spekulantów i producentów słowa, których szeroka publiczność obdarza nieraz zaufaniem, godnym lepszej sprawy. Istnieje nawet giełda rzemiosła literackiego, np. w kolumnach ogłoszeń czasopisma amerykańskiego pt. "The Writer", gdzie popyt i podaż dotyczą powieści i dramatów, sielanek i sonetów, wierszy rymowanych i białych, z tematyką obejmującą wszystko - od wiosennych obłoków do ścieków fabrycznych, od sadyzmu do świętości. Co jest w tym piśmie najbardziej gorszące, to jego tytuł. Nazwą pisarza bardzo się dzisiaj szafuje. Jeszcze nie tak dawno przestrzegano większej powściągliwości, czyniąc dyskretną różnicę między pisarzem a literatem. Pierwszy był pasowanym rycerzem, drugi zaledwie giermkiem. Literatowi pozwalano mieć nadzieję, że kiedyś zasłuży sobie na to zaszczytne miano, które następnie stopniują przymiotniki: znany, głośny, świetny, znakomity, wielki. Uchodziło za samochwalstwo, zwłaszcza u młodych, jeśli się ktoś podawał za pisarza - to jakby mówił, że już należy do literatury, że ma w niej własną kartę. Poprzestawano więc skromnie na tytule literata, określającym zawód. Nie jest próżnością przyznanie się dcTswego zawodu. Dziś niemal wszyscy piszący pozbyli się podobnych skrupułów, chyba niesłusznie. Nie każdy, kto pisze i ogłasza swe prace, jest pisarzem. Nie mówiąc o grafomanach, wielu autorów pożytecznych książek, choćby to były poematy, dramaty, powieści, nigdy nie wejdzie do literatury. Tylko początki piśmiennictwa są tak łaskawe, że przyjmują wszystkich, nawet najskromniejszych pracowników słowa; poczciwy wierszokleta ma szansę nieśmiertelności na równi z poetą, gdy się odzywa w pustce niemego stulecia. W dalszej historii rządzi coraz większa surowość. Bardzo dobitnie wyraził ją Yoltaire w swoim "Słowniku", głosząc: "Ten, kto nie czytał nic oprócz romansów i sam nic innego prócz romansów nie stworzył, kto bez żadnej sztuki ułoży byle jak parę utworów teatralnych, kto, pozbawiony wiedzy, sklei kilka kazań - nie będzie policzony do literatów". Yoltaire użył wyrażenia gens de lettres, które dziś ma znaczenie zawodowe. Gdyby jego sąd wprowadzić do statutu Socićte des Gens de Lettres, ta potężna instytucja zostałaby ogołocona w jednej chwili z większości swoich członków. Zupełnie spowszedniał wyraz: autor i nikt się nawet nie domyśla, że jest to najzaszczytniejszy tytuł pisarza. Łaciński auctor wywodzi się od słowa: augere - powiększać, pomnażać. Tym mianem uświetniano zwycięskich wodzów, którzy rozszerzyli granice państwa. Zasługiwałby więc na nie tylko pisarz, który jest naprawdę pomnożycielem dziedzictwa duchowego, zdobywcą nowych prowincji piękna. Lecz tym wyszarganym tytułem obdarza się już od dawna nawet układaczy senników. Rzymianie rozróżniali cztery rodzaje artificum, czyli artystów słowa: mówców, poetów, filozofów, historyków. Ten podział zachował się przez wszystkie wieki i dopiero w ostatnich generacjach zakres literatury zacieśnił się do tego, co Anglicy nazywają fiction. Poza poezją, dramatem, powieścią, w dziełach traktujących o literaturze spotykamy tylko anemiczne rozdziałki o prozie niebeletrystycznej, podręczniki nawet i z tego rezygnują, a recenzenci gotowi są każdej bredni teatralnej albo miernej bajędzie poświęcić najwyższą uwagę i sążniste felietony, nie znając nawet z imienia essaystów, filozofów, historyków, którym inteligencja, wiedza, styl powinny zapewnić posłuch i szacunek w rzeczypo-spolitej literackiej. 29 28 Nie zapomnimy w tej książce, że wymowa szczyci się imionami ' Demostenesa i Cicerona, Bossueta i Skargi, że w niej się kształtował kult pięknego słowa, że ona pierwsza i najwszechstronniej je rozważała, wypracowując zarówno ogólne zasady stylu, jak i szczegółowe środki, że jej zawdzięcza proza niemal wszystką swoją urodę, ogromny zapas frazeologii w różnych zwrotach, konceptach, porównaniach, idących w spadku od dalekiej starożytności po dzień dzisiejszy, mnóstwo pomysłów w zakresie tematów, sytuacji, motywów, dokoła których wciąż krzątają się pióra dramaturgów i powieściopisarzy, że wreszcie sama poezja -ars sanctissima poesis - ma poważne długi wobec swej siostry -wymowy