Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Taśma się skończyła. Wstawał, by ją odwrócić, gdy usłyszał Holly Grace. - Cześć, Dallie, portier mówił, że cię wpuścił. Miałeś przyjść jutro. - Zmiana planów. Jezu, Holly Grace, to mieszkanie wygląda jak gabinet lekarski. Holly Grace stanęła w progu z dziwną miną. - Francesca zawsze mówi to samo. Wiesz, Dallie, czasami mnie przerażacie. - Czemu? Rzuciła torebkę na kanapą. - Nie uwierzysz, ale czasami jesteście do siebie bardzo podobni. To znaczy, nie tak jak my, bo my jesteśmy jak dwa ziarnka w korcu maku. Jesteśmy podobni fizycznie, tak samo mówimy, mamy te same zainteresowania: seks, sport, samochody. - Do czego zmierzasz? Bo głodny jestem. - Macie z Francescąodmienne zainteresowania: ona uwielbia ciuchy, wielkie miasta, brzydzi się potem i ma bardzo liberalne poglądy, pewnie dlatego, że jest imigrantką, a ty nie zwracasz uwagi na ubranie i jesteś prawicowym radykałem. Pozornie wszystko was dzieli. - Delikatnie mówiąc. - A jednak jesteście podobni. Kiedy tu weszła po raz pierwszy, powiedziała to samo, co ty. I wiesz co, nie uwierzysz, ale pobiła cię, jeśli chodzi o przybłędy. Najpierw przygarniała bezdomne koty. Potem psy, co było ciekawe, bo boi się ich panicznie. Teraz przerzuciła się na ludzi - zbiera z ulicy kilkunastoletnie uciekinierki, które sprzedają się za grosze. - Naprawdę? - Dallie podniósł głowę z zainteresowaniem. - A co z nim robi, kiedy... - urwał, gdy Holly Grace zdjęła kurtkę i zobaczył siniaka na jej szyi. - Co to? Malinka? - Nie będę o tym rozmawiać. - Zakryła szyję dłonią i poszła do kuchni. Poszedł za nią. - Cholera, Gerry Jaffe, tak? Ten komuch? - Nie komuch. - Holly Grace wzięła sobie piwo z lodówki. - Ma inne poglądy niż ty, ale to nie znaczy, że jest komuchem. Zresztą wcale nie jesteś takim konserwatystą, za jakiego chcesz uchodzić. - Moje poglądy nie mają tu nic do rzeczy, skarbie. Nie chcę, żebyś cierpiała. - A skoro o kochankach mowa: jak się miewa Bambi? Nauczyła się już czytać, nie poruszając ustami? - Holly Grace... - Przysięgam na Boga, nie rozwiodłabym się z tobą, gdybym przypuszczała, że zaczniesz się umawiać z idiotkami. Rozwiedli się, bo kiedy prasa zwęszyła informacje o niekonwencjonalnym małżeństwie gwiazdy nowego serialu i zawodowego golfisty, ulubieńca publiczności, dziennikarze nie dawali im spokoju. Holly Grace znosiła to lepiej, ale Dallie nienawidził paparazzich i kilka razy użył siły, żeby się ich pozbyć. W rezultacie przewodniczący PGA zawiesił go na kilka miesięcy i Holly Grace uznała, że trzeba coś z tym zrobić. Stąd rozwód. - Daj mi spokój. - Dallie się skrzywił. To fakt, Bambi to była wielka pomyłka, ale czy Holly Grace musi mu ciągle o tym przypominać? W drzwiach zazgrzytał klucz. Z holu dobiegł zdyszany dziecięcy głos. - Ej, Holly Grace, udało mi się! Na piechotę! - Super! - Nagle wstrzymała oddech. - Cholera! Francie mnie zabije. To Teddy, jej synek. Odkąd zamieszkała w Nowym Jorku, kazała mi przysiąc, że się nie spotkacie. Dallie poczuł się urażony. - A co, ona uważa mnie za zboczeńca? Przecież go nie porwę. - Wstydzi się i tyle. Nic z tego nie rozumiał. W tej chwili Teddy wbiegł do kuchni, rozczochrany, roześmiany. - Wiesz, co znalazłem na schodach? Superśrubę. Pójdziemy jeszcze raz do tego muzeum? Jest fajne i... - Urwał, bo zobaczył Dalliego. - Rany! - Otwierał i zamykał buzię jak rybka w akwarium. - Teddy, oto jedyny i niepowtarzalny Dallas Beaudine - powiedziała Holly Grace. - Wreszcie go poznałeś. Dallie wyciągnął rękę. - Cześć, Teddy. Dużo o tobie słyszałem. - Rany! - powtórzył Teddy z zachwytem. Też chciał wyciągnąć rękę, ale z tego wszystkiego zapomniał, którą. Dallie mu pomógł. Wziął za prawą i uścisnął. - Holly Grace mówiła, że się lubicie. - Oglądaliśmy cię w telewizji miliony razy! - poinformował Teddy entuzjastycznie. - Holly Grace opowiadała mi o golfie i w ogóle. - Fajnie. - Ładny to on nie jest, stwierdził Dallie. Bawiła go mina chłopca; jakby zobaczył samego pana Boga. Jego mama jest śliczna, pewnie zatem z Nicky'ego był straszny brzydal. Teddy wiercił się niespokojnie, wpatrzony w Dalliego jak w obraz. Okulary zjechały mu na czubek nosa i chciał je poprawić, ale z emocji zrzucił na ziemię. - Proszę... - Dallie schylił się po nie. Teddy też. Obaj kucali, dwie głowy pochyliły się do siebie, ruda i blond. Dallie podał chłopcu okulary
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Więc przyszliście pieszo z braku pieniędzy? NIEZNAJOMY Taak! MATKA (uśmiecha się) I pewnie nic nie jedliście? NIEZNAJOMY Taak! MATKA Bardzo pan jeszcze...
- Orygenes Talk więc dręczące Platona pytanie z Eutyjrona — czy bogowie miłują to, co święte, ponieważ jest święte, czy też jest ono święte dlatego, że bogowie je miłują? —...
- Leżąc wieczorem ze wzrokiem wbitym w gasnące węgle, zastanawiałem się, jakich narzędzi należy użyć, żeby wyciąć w żywopłocie przejście, i gdzie te narzędzia zdobyć...
- Skoro bowiem od długiego czasu nie znali ni nazwy, ni faktu niewątpliwej klęski, więc ten nagły cios znosili bez opanowania i odpowiedniej postawy...
- Więc co robić? — Masz rację! Co robić? Co robić? — mruczał towarzysz i z powrotem położył się na łóżko...
- Pozbawione szacunku i największych źródeł dochodu istoty chwytały się więc czego tylko mogły, byle tylko zdobyć jakieś środki do życia...
- Isser przesłał wiadomość, że chce jak najszybciej wi dzieć się ze mną i Uzim, zanim więc zdążyliśmy odsapnąć, Dawid już miał na sobie fedorę i wełniany płaszcz...
- Nie: ani jedna linijka jego dawnych listów i ani jeden moment z jej własnej i niena- wistnej młodości nie dały jej odczuć, że wtorkowe wieczory mogą być tak nużąco rozwlekłe...
- "Nic nigdy nie dzieje się tak, jak tego oczekujesz - wymamrotał Lews Therin - Nie oczekuj więc niczego, a wówczas nie zostaniesz zaskoczony...
- Bywaj|e nam, druhu ozwaB si przyjaznie Czcibor, gdy ]Vtieszko daB znak, aby kmie podszedB bli|ej opowiadaj, co[ widziaB i zdziaBaB! KrzesisBaw pomieszany i zawstydzony obecno[ci ksi|t podszedB do stoBu i bez sBowa poBo|yB przed Mieszkiem Hodonowe pismo, które uprzednio jeszcze idc za klucznikiem dobyB ze swego woreczka