Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Chodziło mu o pieniądze i prestiż związany z za rządzaniem fortuną Rakefieldów. - Jednym z powodów, dla których zatrzymałem się dłużej w Triple R, było to, że musiałem pomóc Kasandrze w pewnych kłopotach związanych ze złodziejami bydła. - Kasandrze? Na Boga, nie sądziłem, że ktoś tak ją nazywa. - Wyrosła ze swojego zdrobniałego imienia. To nowe lepiej do niej pasuje. - Hmmm... - Gordon zamyślił się. - Złodzieje bydła, po wiadasz? Mam nadzieję, że nie było to nic poważnego? Sły szałem, że potrafią się hodowcom cholernie naprzykrzać. Dustin nie miał zamiaru opowiadać ojcu o tym, jak zastrzelił Rodneya. Mężczyźni o takich sprawach nie rozmawiają. Musiał go zabić. Szeryf po kilku pytaniach przyznał mu rację i sprawa została zakończona. Nie widział powodu, żeby teraz wdawać się w szczegóły. - Nie zdarzyło się nic takiego, z czym nie można byłoby się uporać. - Dobrze. A jak ona radzi sobie bez dziadka? Wiem, że była do niego bardzo przywiązana. - Ciężko przeżyła jego śmierć - przyznał Dustin - ale szybko się otrząsnęła i sprawnie kieruje ranczem. - Czy twoim zdaniem to, co napisała o stanie rancza, wyposa żenia i liczebności bydła, jest zgodne z tym, co zobaczyłeś? - Absolutnie tak. Przygotuję na ten temat pełny raport. Znajdziesz go na swoim biurku za dzień, dwa. - To dobrze. Prowadzenie tak dużego rancza nie jest łatwe dla młodej kobiety. - Ona jest zdolna i energicza - stwierdził Dustin. - Nie widzę powodu, żeby firma zwlekała z wypłaceniem pieniędzy, o które prosi. - Oczywiście, tylko że musimy postępować zgodnie z re gułami, jakie obowiązują przy zarządzaniu depozytem. - Gor don wziął w rękę gazetę i poskładał ją. - Powiedz jeszcze, jak ułożyły się twoje kontakty z Sani. Nie było kłopotów? Dustina zirytowało to pytanie, ale odpowiedział spokojnie. - Nie. Oczywiście zaskoczyła ją moja wizyta, ale szybko zrozumiała, że przyjechałem po to, by jej pomóc. - Tak przypuszczałem. Już dawno chciałem cię tam wysłać, Hmmm... skoro nie chcesz odpowiedzieć na żadne moje dyp lomatyczne pytanie, to będę szczery. Przebywałeś tam dłużej, niż się spodziewałem. Odnowiłeś wasz dawny romans? Może macie jakkieś plany na przyszłość? Jeszcze nie, pomyślał Dustin, ale będą. Nie miał zamiaru mówić o tym ojcu. W każdym razie nie teraz, nie w jego biurze. Powie mu dopiero wtedy, gdy będzie gotowy opuścić Kansas City na dobre. - Nie mam ci nic do powiedzenia o moich osobistych kontaktach z Kasandra. - Wobec tego nie wiem, po co zjawiłeś się w moim biurze. Dustinie, wystawiasz na próbę moją cierpliwość. Jeszcze raz ci powtarzam: jeśli nie poślubisz Kasandry, zrobi to ktoś inny. Pamiętaj, czas ucieka. Dustin ze zdenerwowania poczuł skurcz w żołądku. Miał już dość tej rozmowy. Wiedział, że Gordon poruszy sprawę małżeństwa. Zawsze tak robił. - Nie mam zamiaru roztrząsać z tobą tych spraw. - Tak przypuszczałem. - Gordon odłożył gazetę na biurko i zapytał: - Wpadniesz do mnie na obiad dziś wieczorem? Dustin wstał. Znał ojca na tyle, by wiedzieć, że w tym momencie powinien się pożegnać. Było mu to zresztą na rękę. - Raczej nie - odpowiedział. - Chcę popracować nad rapor tem i mam jeszcze kilka ważnych spraw do załatwienia. - O, tak, jestem pewny, że musisz nadrobić zaległości. Może wobec tego za parę dni? - Chętnie. Są pewne sprawy, o których chciałbym z tobą spokojnie porozmawiać. - Na jaki temat? - Rodziców Kasandry, jej ojczyma. Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o jej przeszłości. Gordon przymrużył nieco oczy. Niewątpliwie był mocno zaskoczony. - Nie sądzę, żebym mógł dodać coś więcej do tego, co już wiesz. - Może i tak. - Dlaczego sam jej nie zapytałeś? - Pytałem, ale ona była wówczas mała i niewiele pamięta. - Nie rozumiem, dlaczego interesuje cię jej przeszłość. Powinieneś raczej zająć się jej przyszłością. I przyszłością firmy. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby stracić depozyt Rakefieldów. - Och, zapewniam cię, że interesuję się również jej przy szłością. Dlatego teraz zajmę się raportem. Dustin wyszedł z gabinetu ojca i udał się do swojego biura, które mieściło się na tyłach budynku. Rozejrzał się po skromnie umeblowanym gabinecie, po ścianach pokrytych boazerią i ok nach osłoniętych ciemnozielonymi kotarami. Nie, nie chciał tu dłużej przebywać. Nie chciał dłużej pracować w tym ubraniu, w tym biurze, w tym mieście. Wolał kontrolować ogrodzenia, znakować bydło, jeździć konno po prerii. Chciał nosić koszule bez sztywnego kołnierzyka i skórzane kamizelki. Dość miał krawatów i eleganckich garniturów, wolał ścigać kłusowników i pomagać Kasandrze w prowadzeniu Triple R. Najbardziej jednak pragnął kochać się z nią. Marzył o pocałunkach w świetle księżyca i o tym, żeby została jego żoną. Wrócił we wspomnieniach do nocy spędzonej z Kasandrą przed laty, w ogrodzie. Powiedziała wtedy, że chce, żeby po raz pierwszy byli razem właśnie tam, pod księżycem i gwiaz dami. Teraz rozumiał, dlaczego. Przepełniło go gorące prag nienie, by znów być z nią razem. Musiał znaleźć sposób, by przekonać Kasandrę, że jest jej potrzebny. Musiał jej udowodnić, że się zmienił, że zawsze może na niego liczyć. W głębi serca odczuwał jednak pewien niepokój. Teraz jego jedynym zmartwieniem był Webster. Zdawał sobie sprawę, że skoro ten człowiek wie już, jaki majątek odziedziczyła Kasandrą, nie zechce ustąpić bez walki. Ten osobnik mógł jeszcze przy sporzyć mu kłopotów. Dustin wiedział, że nie uspokoi się, dopóki nie załatwi tego, co ma do zrobienia w Kansas City i nie wróci do Wyoming