Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Kobieto - obruszył się ojciec- ja z tego powodu w ogóle sięniemartwię, tylko cieszę. Poza tym- dodał ze złością - nie zapisałem siędopartii, to i do "Solidarności" też nie. Jestem człowiekiem, którynigdzienie musi się zapisywać,abygodnie żyć. - W nędzy nie da sięgodnie żyć - wtrąciłamatka, a ja dziwiłemsię,że ojciec zrównał "Solidarność" zpartią, choć "Solidarność" wygrała zkomunizmem, a Wałęsa należał do jego ulubieńców i ojciecczęsto powtarzał jego słowa zasłyszane w telewizji lub przeczytanew gazecie. -Jeżeli "Solidarność" ma rozdzielać dobre posady tak, jak wcześniejrobiła to partia, to ja mam gdzieś taki związek zawodowy - rzekłzamyślony ojciec. - Ty wszystko masz gdzieś. - Matka podniosłagłos. -A dziecko jużnigdy nie będzie mieć szwedzkiegowózka. Tylko nie mów, że sam muzrobisz. Matka,wspominając szwedzki wózek, już na całego dogryzła ojcu. Szwedzki wózek pojawił sięw rozmowachw naszym domu dwa latawcześniej, gdylatem na rynekobok Bartosza Głowackiego zajechałpiętrowy autobus z niemiecką rejestracją. Z autobusu wysunęła sięmetalowa platforma i zjechało po niej na wózkach kilkanaścioro wyrośniętych chłopaków-' i dziewczyn, w moim mniejwięcej wieku- Dostrze84 głem ich z ławki podkasztanem i natychmiast pojechałem pod pomnik Bartosza. To były wspaniałe wózki. Wszystkie metalowe części miały chromowane. Zaopatrzone były także w podpórkę, która pomagała wstawaćz wózka, a oparcie można było regulować tak, że jak ktoś chciał, to mógłsię położyć. Z boku przypiętabyła skórzana torba na ubranie lub jedzenie. Lecz najlepsze było to, że wózki same jeździłybezgłośnie, napędzanesilnikiem elektrycznym. Miały jednak wielkąwadę, co natychmiast zauważyłem. Gdy niemieckie dzieci chciały wyjechać z ulicyna skwer i alejki rynku, ich opiekun, zdrowy mężczyzna,musiał kłaśćnakrawężnikkawał grubej blachy. Dopiero po tejblasze mogły wjechać. Na rynkuNiemcy zrobili sobie zawody, kto najprędzej objedzie alejkami dokoła skweru. Było to okołostu metrów, ale z licznymi, ostrymizakrętami idziurami w alejkach. Śmiali się głośno, kiedykołowózkanajszybciej jadącego chłopaka utkwiło w dziurze, tak że od razu znalazł się na końcu. Nie mogłemsię powstrzymać i przyłączyłem siędozawodów. Zacząłem z ostatniej pozycji i szybko wyprzedzałem jednego Niemca po drugim, aż znalazłem się naprzedziei pierwszy przejechałem metę, którą wyznaczyłopiekun. Niemcy przestali sięśmiać,zrobiło sięnienaturalniecicho. Spoglądali na mój wózek, którego koław wielu miejscach pokrywała rdza. Przy tamtych wózkach mójwyglądałjak wyciągnięty ze złomowiska. Ale cieszyłem się, że byłem najszybszy, i powiedziałem do nich; Bardzo powolijeździcie. Nie zrozumieli. Opiekun przetłumaczył im moje słowa na niemiecki. Wtedy ich twarze rozjaśniły się w uśmiechu, ale nie był to swobodny, szczeryśmiech. Pomyślałem, że niepotrzebnie zepsułem im zabawę. Wyczułem, że mój wózek wzbudzi w nichwyrzuty sumienia: oni,kalecy z bogatego kraju, mają o wiele lepsze wózki niż taki sam kaleka,lecz z biednego kraju. Nagle zaczęli o czymś swarliwie rozmawiać, niemal kłócić się pomiędzy sobą. Po ich spojrzeniach domyśliłem się, żekłótnia wynikła z mojego powodu. Jeden z niemieckichchłopaków,spoglądając na przemian namnie i na swego opiekuna, stanowczocze85. goś się domagał i jednocześnie przymierzał się do zejścia z wózka. Odniosłem wrażenie, że chce się przejechaćna moimwózku. Leczokazało się, jak wyjawił opiekun Niemców, że nie tylkochciał się przejechać na moim wózku. Zapragnął zamienić się wózkami. Trochę byłem zaskoczony, że aż do tego stopnia Niemcowi spodobałsię mójstary wózek. Pomyślałem, że widocznielubi szybką jazdę, a ponadtochce bez pomocyinnych wjeżdżać i zjeżdżać z krawężników- Może,pomyślałem, w ego kraju już nie produkują takich prostych wózków. Doszłoby do wymiany wózków, gdyż Niemiec upierał się przytym,gdyby nie przyszedł ojciec, któregoktoś powiadomił, że rozmawiamzNiemcami. Na widok wózków z własnym napędem ojcu aż zaiskrzyłysię oczy Lubił techniczne nowinki. Pytał opiekuna o moc silnika, jakdługowózek jeździ bez ładowania baterii, czyma wsteczny bieg. Z przyjemnością gładził palcami chromowania. Przez ten czas niemiecki chłopak dalej nagabywał opiekuna, żeby wreszcie porozmawiał rzeczowo o zamianie wózków, gdyż opiekun z widoczną niechęcią, zwróciłsię do ojca: - To jest pański syn? - pokazał na mnie. - Zgadza się - potwierdził ojciec. -Jeden zmoich podopiecznych, Thomas, chce zamienić się wózkami zpańskim synem. - Tamten na ten? - upewnił się ojciec, wpierw pokazując na wózekniemieckiego chłopaka, potem na mój