Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

W kapustniku już nie sadzono jarmużu, bezgłowej kapusty. Zakazał tego Dagro Blackhail, nazywając jarmuż „tym cuchnącym zielskiem”. Effie w zasadzie lubiła długie, karbowane liście, choć przyznawała, że ich przeżucie wymagało czasu. Teraz Anwyn uprawiała tu warzywa i zioła, takie jak por, czarna szałwia i biała gorczyca. Po wyrwaniu wszystkiego na zimę zostawała pokryta mierzwą gleba. Effie poczuła, jak serce jej przyspiesza, gdy szli wokół okrąglaka. Starała się patrzeć pod nogi, nie na szerokie otwarte przestrzenie, ale czasami się zapominała i przyłapywała na spoglądaniu w kierunku złych ziem i Pustkowia... miejsc, które nie miały końca. Dopiero gdy znalazła się za zamkniętą furtką i jej świat skurczył się do wielkości kapustnika, który mogła przemierzyć w niecałą minutę, poczuła się bezpiecznie. Drey usiadł na najbliższej ławce. Ona, nadal bez tchu, przycupnęła na drugiej, naprzeciw niego. Patrzyła, jak brat wodzi wzrokiem po kapustniku, próbowała rozszyfrować jego minę. Wierzba posadzona w kącie zaskrzypiała jak obluzowana okiennica na wietrze. - Ostatnim razem, kiedy tu byłem, dostałem lanie od Anwyn Bird - powiedział Drey. - Rzucaliśmy oszczepami za stajnią i wiatr porwał jeden i przeniósł nad murem. Oszczep ściął co najmniej tuzin jarmuży. Oczywiście, Raif próbował je naprawić. Ustawił je prosto, posmarował łodygi błotem, żeby były sztywne... - głos Dreya cichł stopniowo. - Tak czy inaczej, minęło wiele lat, od kiedy tu byłem. Pokiwała głową. Nie przychodziło jej na myśl nic do powiedzenia. Nagle Drey pochylił się w jej stronę. - Effie, zostaliśmy sami i musimy otaczać się opieką. Musimy trzymać się razem. Jadąc z oddziałem, miałem czas na myślenie. Arlec stracił bliźniaka. BuIIhammer przybranego brata... - Potrząsnął głową. - Nie jestem dobry w gadaniu, jak wszyscy w naszej rodzinie, ale wzrok mi dopisuje. Widziałem, jak coraz bardziej zamykasz się w sobie. Wiedziałem, że źle się dzieje, ale dusiłem to w środku, wmawiałem sobie, że Effie jest dobrą dziewczynką, że nic jej nie będzie. Teraz uważam inaczej. Musisz mi powiedzieć, co ci doskwiera. Nikniesz w oczach, za każdym razem, gdy cię widzę, jesteś coraz mniejsza. Raina mówi, że bierzesz jedzenie, ale nie wie, czy je zjadasz. Anwyn powiedziała, że od nocy zrękowin Rainy i Mace’a wychodzisz ze swojej izdebki tylko do psów. Czego się boisz? Czy ktoś ci coś powiedział? Przestraszył cię? Proszę, Effie, muszę wiedzieć. Patrzyła w brązowe oczy brata od chwili, gdy zaczął mówić, ale spuściła głowę, gdy padły ostatnie słowa. Była to najdłuższa przemowa Dreya. To ją zasmuciło. Nie odpowiedziała. - Tamtego dnia pojechałaś z Rainą do lasu, prawda? Tamtego dnia, kiedy ona i Mace... - Drey urwał. - Tego dnia, kiedy się zaręczyli. Zdobyła się na nieznaczne skinienie. Nie chciała myśleć o tym dniu. Nie chciała. Drey z trudem podniósł się z ławy, przyciskając ręce do brzucha, i usiadł obok niej. - Przestraszyłaś się czegoś, Effie. Wiem. Widziałem, jak chowasz się w sieni pod schodami. Nie chciałaś, żeby ktoś cię zobaczył. Wiem, że ostatnie miesiące były ciężkie, wiem, że brakuje ci taty... i Raifa. Ale myślę, że jest coś więcej. Jakaś tajemnica. Podniosła głowę. - Proszę, Effie. Jeśli to coś złego, muszę wiedzieć. - Sekretów nie wolno wyjawiać. - Nie te złe. Te złe wolno i trzeba. Jej ręka znalazła talizman. - Złe sekrety tracą swoją moc, gdy się je podzieli - przekonywał Drey. - Zło staje się o połowę mniejsze. - Podzieli? - Tak. Między ciebie i mnie. - Ciebie i mnie? Drey pokiwał głową. W napierśniku z gotowanej skóry nabitej żeberkami stali wyglądał tak staro jak pełnoprawny wojownik. I tak bardzo cierpiał - poznawała to po pocie perlącym się na czole i nierównym rytmie oddechu. Nie chciała go rozczarować ani okłamać. Nie chciała go utracić, tak jak utraciła tatę i Raifa. Uspokoiła się, ściskając talizman, i zaczęła mówić. Opowiedziała bratu wszystko o dniu w Starym Lesie: jak Raina zbudziła ją i zabrała na sprawdzenie pułapek, jak Mace Blackhail przyjechał na spienionym i ubłoconym wierzchowcu, jak kazał jej odejść, chcąc porozmawiać z Rainą na osobności, jak podkradła się na skarpę nad nimi i co stamtąd zobaczyła i usłyszała. Powiedziała, jak Mace jej groził i wspomniała o martwych oczach Rainy. Nie radziła sobie dobrze ze słowami i brakowało ich na opisanie tego, co zaszło między Mace’em i Rainą, ale opowiedziała wszystko, jak najlepiej umiała, zachęcana milczeniem, cierpliwością i niezmiennym wyrazem twarzy Dreya. Kiedy skończyła, brat pokiwał głową. Nie wziął jej na spytki, nie dociekał, czy jest pewna. Trzymał ją za rękę, siedział i rozmyślał. W pewnym punkcie swojej opowieści Effie zaczęła dygotać i nadal się trzęsła, z niepokojem czekając na reakcję Dreya. Niebo pociemniało, zrobiło się bardzo zimno, ale prawie nie czuła chłodu. Wewnątrz była gorąca i spięta. Po jakimś czasie Drey wstał. - Chodź, maleńka. Wracamy do środka. Wstała razem z nim. Obarczała się winą za zmęczenie, jakie brzmiało w jego głosie, nienawidziła się za to, że nie umie mu powiedzieć, co czuje. Droga do okrąglaka dłużyła się w nieskończoność. Effie patrzyła pod nogi, depcząc zmarznięte chwasty. W sieni było inaczej niż wtedy, gdy wychodzili. Płonęły pochodnie, mężczyźni stali grupkami, rozmawiając cicho i popijając piwo. Czterej mali chłopcy siedzieli wokół stosu oblepionej błotem i włosami broni, w nabożnym milczeniu czyszcząc głowice młotów i toporów. Pękaty rudy Paille Trotter śpiewał pieśń o królowej Moirze Dhoone i Okaleczonym Człowieku, którego pokochała i utraciła. Wszyscy ranni zostali wyniesieni. Myślała, że Drey zaprowadzi ją do kuchni, do Wielkiego Paleniska albo do jej komórki, lecz przeszedł przez sień do schodów wiodących do komnaty naczelnika. Zrozumiawszy, co to oznacza, szarpnęła się, ale trzymał ją mocno. Na schodach spotkali płaską jak deska Nellie Moss. Niosła zapalone łuczywo i nawet nie próbowała go osłonić, gdy się mijali. Effie czuła, jak żar spieka włosy wokół jej twarzy. Klan Blackhail nie miał tronu jak klan Dhoone. Żaden naczelnik Hailów nigdy nie obwołał się królem, choć z czasem zgromadzili atrybuty królewskiej władzy. Jednym z nich był Klanowy Miecz, znany na całej Północy jako symbol Blackhailów. Klan Bludd miał swój Czerwony Topór - tak naprawdę wcale nie czerwony, ale, jak powiadano, starszy od samych klanów. Ganmiddichowie posiadali wielką płytę zielonego marmuru, zwaną Krabią Taflą, gdyż na środku widniał wielki skamieniały krab, choć została wykopana tysiąc mil od najbliższego morza. Effie znała na pamięć wszystkie klanowe skarby i emblematy. Jej ulubiony należał do klanu Orrl; nie był ani bronią, ani polerowanym kamieniem, tylko zwyczajnym dębowym kijem zwanym Kosturem. Lubiła myśleć o tych skarbach. Były piękne. Bezcenne