Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Nic się nie święci - rzekła Sheridan z oburzeniem. - Sprawa jest zakończona. Julianna ruchem głowy wskazała na Monice i Georgette. - Czy one wiedzą, kim pani jest? - zapytała. - Nie. Nigdy nie miałam okazji ich spotkać, gdy byłam... - przerwała w pół zdania, ale po chwili dokończyła: - ...gdy byłam Charise Lancaster. - Kiedy byliście zaręczeni? Sheridan niechętnie kiwnęła głową. - Czy chce pani wracać do domu? Sheridan zaśmiała się histerycznie. - Gdyby istniała taka możliwość, zrobiłabym to natychmiast. Julianna wykręciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. - Proszę się zatem pakować - rzuciła przez ramię, uśmiechając się porozumiewawczo. - Zaczekaj! Co zamierzasz zrobić? - Zamierzam wziąć papę na bok i powiedzieć mu, że źle się czuję i chcę wracać do domu. W takiej sytuacji pani będzie musiała jechać ze mną. Zapewne nie uda nam się tak łatwo wyciągnąć stąd mamy. Mam jednak nadzieję, że nie każe mi tu zostać, w obawie że rozchoruję się na oczach hrabiego - oświadczyła Julianna i zaśmiewając się, dodała: - Mama nadal ludzi się, że on wreszcie spojrzy na mnie i zakocha się bez pamięci. Wygląda na to, że nadal nie ma pojęcia, o co tu chodzi. Już zamykała za sobą drzwi, gdy Sherry znów ją zawołała: - Czy mogłabyś powiedzieć księżnej, że przed wyjazdem chcę się z nią jeszcze zobaczyć? - Wszystkie panie jakiś czas temu udały się do wsi. Zostały jedynie towarzyszki Stephena oraz panna Charity. Gdy ostatnim razem niespodziewanie opuściła tych ludzi, uznana została za winną i w dodatku niewdzięcznicę. Teraz więc nie miała zamiaru uciekać potajemnie. Chciała się wycofać zupełnie jawnie. - Czy mogłabyś poprosić do mnie pannę Charity? - A gdy Julianna kiwnęła głową, dodała: - I nikomu oprócz swojego ojca nie mów o naszym wyjeździe. Sama poinformuję o tym hrabiego. ROZDZIAŁ 56 Panna Charity wyraźnie posmutniała na wiadomość, że Sheridan wyjeżdża. - Ale wciąż nie miała pani okazji porozmawiać z hrabią na osobności i wytłumaczyć, dlaczego go opuściła! - przekonywała. - Miałam okazję wczoraj - rzekła Sherry z goryczą. Nie przerywając pakowania, spojrzała w okno swojej sypialni i dodała: - A tam widać, co z tego wynikło. Charity podeszła bliżej i ujrzała dwie młode kobiety, zabawiające rozmową siedzącego między nimi hrabiego. - Mężczyźni potrafią być naprawdę irytujący. Przecież jemu w najmniejszym stopniu nie zależy na żadnej z nich i pani doskonale o tym wie. - Nie zależy mu też na mnie. Charity usiadła na krześle i Sherry ze wzruszeniem przypomniała sobie chwilę, gdy po raz pierwszy ujrzała swą przyzwoitkę, która wydała jej się wówczas podobna do porcelanowej lalki. Rzeczywiście, starsza pani wyglądała niczym porcelanowa laleczka - choć dziś bardzo nieszczęśliwa i smutna. - Czy wyjaśniła mu pani, dlaczego uciekła i więcej nie pokazała mu się na oczy? - Nie. - Dlaczego nie? To pytanie tak ją zaskoczyło, że aż się wzdrygnęła. - Mówiłam pani o tym wczoraj. Sądziłam, że jestem Charise Lancaster, gdy nagle prawdziwa Charise stanęła przede mną, oskarżając mnie, że celowo podałam się za nią, oraz grożąc, iż powie o tym Stephenowi. Wpadłam w panikę i wybiegłam z pokoju. Dopiero gdy ochłonęłam z pierwszego wrażenia, zdałam sobie sprawę, że wszyscy dokoła udawali przede mną zupełnie inne osoby. Zaczęłam sobie przypominać, że Charise była zaręczona z jakimś baronem, nie hrabią, i w dodatku wcale nie nazywał się on Westmoreland, lecz Burleton. Chciałam poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, bardzo chciałam. Poszłam więc do Nicholasa DuVille'a. Wiedziałam, że jest on uczciwym człowiekiem i powie mi całą prawdę. - Czego dowiedziała się pani od DuVille'a? Sheridan poczuła się nieco zakłopotana. Odwróciła się w stronę lustra, chcąc niby to poprawić fryzurę. - Wszystkiego - odezwała się wreszcie. - Opowiedział mi całą tę upokarzającą historię: o śmierci Burletona i o tym, dlaczego Stephen chciał mi znaleźć nowego narzeczonego, to znaczy nie mnie, lecz Charise Lancaster. Poinformował mnie dokładnie o wszystkim