Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

-To szczególne, Sylwio: w jaki sposób pan Yautrin wróci³ dziœ w nocy, skoro ju¿ przedtem Krzysztof zaryglowa³ bramê. - Przeciwnie, proszê pani. Us³ysza³ pana Yautrin i zeszed³ mu otworzyæ. St¹d pani myœla³a... - Podaj mi spódnicê i zejdŸ prêdko zajrzeæ na œniadanie. Przyrz¹dŸ resztê baraniny z ziemniakami i daj gruszki pieczone, z tych po dwa grosze sztuka. Niebawem pani Vauquer zesz³a na dó³, w chwili gdy kot str¹ci³ ³ap¹ spodek stanowi¹cy przykrywkê garnczka z mlekiem i chlipa³, co wlezie. - Mistigris! - krzyknê³a. Kot uciek³, potem wróci³ ocieraj¹c siê o jej nogi. - Tak, tak, udawaj baranka, stare ladaco! - rzek³a. - Sylwio! Sylwio! - A co, proszê pani? - Popatrz, ile ten kot wy ch³epta³. - To przez ba³wana Krzysztofa: mówi³am, ¿eby przykry³ mleko. Gdzie on poszed³? Niech siê pani nie martwi, damy to ojcu Goriot. 37 Dope³niê wod¹, nie spostrze¿e siê. Nie zwraca uwagi na nic, nawet na to, co je. - Gdzie¿ on poszed³, ten stary Chiñczyk? - rzek³a pani Vauquer rozstawiaj¹c talerze. - A kto go wie! Czart tam przejrzy jego diabelskie konszachty. - Za d³ugo spa³am - rzek³a pani Vauquer. - A³e te¿ pani œwie¿a jak ró¿yczka... W tej chwili da³ siê s³yszeæ dzwonek i Yautrin wszed³ do salonu œpiewaj¹c grubym g³osem: D³ugom wêdrowa³ po tym œwiecie, Zdepta³em go i wszerz, i wzd³u¿... - Ho, ho! Dzieñ dobry, mamo Vauquer - rzek³ spostrzegaj¹c gospodyniê, któr¹ obj¹³ dwornie wpó³. - Daj¿e pan spokój... - Powiedz pani: "Zuchwalcze!" - odpar³. - No, niech¿e pani powie. Us³yszê wreszcie? Czekaj paniusiu, pomogê pani nakrywaæ. Hê? Grzeczny ch³opczyk ze mnie? Niejednom s³odkie tuli³ dzieciê, Ca³owa³ p¹czki... Widzia³em przed chwil¹ coœ osobliwego... ...krasnych ró¿. - Co takiego? - rzek³a wdowa. - Ojciec Goriot by³ o wpó³ do dziewi¹tej na ulicy Dauphine u z³otnika, który kupuje stare srebro i galony. Sprzeda³ mu za ³adn¹ sumê srebrny serwis, wcale grzecznie ugnieciony jak na kogoœ, kto nie nale¿y do cechu. - Doprawdy? - Tak. Szed³em tutaj odprowadziwszy jednego z przyjació³, który odje¿d¿a za morze, zaczeka³em na ojca Goriot, ot, tak, z ciekawoœci, dla zabawy. Wróci³ w te strony, na ulicê Kamienn¹, gdzie wszed³ do znanego lichwiarza nazwiskiem Gobseck, skoñczonej szelmy, gotowej zrobiæ domino z koœci w³asnego ojca; to istny ¯yd, Arab, Grek, Cygan, cz³owiek, którego niesposób by³oby podebraæ: odnosi talary do banku. 38 - Co on to w³aœciwie robi, ten ojciec Goriot? - Nic nie robi! - rzek³ Vautrin. - Traci, rujnuje siê na dziewczêta, które... - Idzie! - rzek³a Sylwia. - Krzysztofie! - zawo³a³ ojciec Goriot. - ChodŸ za mn¹. Krzysztof uda³ siê za ojcem Goriot i niebawem wróci³. - Gdzie idziesz? - rzek³a pani Vauquer do s³u¿¹cego. - Z posy³k¹ dla pana Goriot. - Có¿ to takiego? - rzek³ Vautrin wydzieraj¹c Krzysztofowi list, na którym przeczyta³: Do hrabiny Anastazji de Restaud. - I masz z tym iœæ dok¹d?... - dorzuci³ oddaj¹c list Krzysztofowi. - Na ulicê du Helder. Mam rozkaz oddaæ jedynie do r¹k pani hrabim^. -i Co tam mo¿e byæ w œrodku? - rzek³ Vautrin bior¹c list pod œwiat³o. - Bilet bankowy? Nie. - Uchyli³ kopertê. - Wykupiony weksel! - wykrzykn¹³. - Psiakoœæ! to mi rycerz z tego starego piernika. IdŸ, serdeñko - rzek³, k³ad¹c szerok¹ d³oñ na g³owie Krzysztofa, którego obróci³ w miejscu jak frygê - czeka ciê dobry napiwek. Nakryto do sto³u, Sylwia zagotowa³a mleko. Pani Vauquer zapali³a w piecu przy pomocy Vautrina, który wci¹¿ nuci³: D³ugom wêdrowa³ po tym œwiecie, Zdepta³em go i wszerz, i wzd³u¿... Skoro wszystko by³o gotowe, zjawi³a siê pani Couture i panna Taillefer. - Sk¹d tak rano, droga pani? - rzek³a pani Vauquer. - By³yœmy siê pomodliæ u œw. Szczepana, wszak to dziœ mamy iœæ do pana Taillefer. Biedna ma³a dr¿y jak listek - odpar³a pani Couture siadaj¹c przy samym piecu i zbli¿aj¹c trzewiki, które zaczê³y dymiæ. - Ogrzej siê, Wiktoryno - rzek³a pani Vauquer. - To bardzo ³adnie ze strony panienki modliæ siê do Bozi, aby zmiêkczy³a serca ojca - rzek³ Vautrin podsuwaj¹c krzes³o sierocie. - Ale to nie wystarcza