Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Niespodziewany, przeraźliwy ból sprawił, że Kayleigh odrzuciła głowę w tył, wydając gardłowy krzyk. Odepchnęła go oszołomiona, chcąc, żeby ją natychmiast puścił. Wyczołgała się spod niego i upadła w piasek, chcąc znaleźć się jak najdalej od mężczyzny, który ją zranił. - Jezu Chryste! - wykrzyknął St. Bride, patrząc ze zgrozą na czerwoną strużkę spływającą między jej udami. - Jezu Chryste! - Oniemiały, z pobladłą twarzą, podszedł do klęczącej na piasku Kayleigh. Ona jednak wstała chwiejnie, schwyciła mokrą, pokrytą piaskiem koszulę i zaczęła biec. - Zraniłeś mnie! - krzyknęła. - Wiedziałeś, że mnie zranisz! Świadomie chciałeś mnie zranić! - Nie! - Próbował do niej podejść i wziąć ją w ramiona, lecz ona cofała się przed nim w popłochu. Pospiesznie naciągnęła zabrudzoną koszulę i uciekła, wiedząc, że nie będzie próbował jej zatrzymać. Patrzył w ślad za nią, kiedy biegła do domu. Potarł skronie, szukając ubrania. Kątem oka dostrzegł jej przepiękną, kosztowną suknię, na której również były ślady krwi. Klnąc głośno, kopnął ją, zasypując plamy piaskiem. R owinna była wiedzieć, co z tego wyniknie. Powinna była wiedzieć, że coś równie cudownego skończy się w sposób równie straszny. Kayleigh, skulona przy oknie, patrzyła, jak ostatnie promienie słońca barwią na różowo obłoki nad horyzontem. Morze było spokojne, a na wieczornym niebie pojawił się już księżyc, chociaż o wiele bledszy niż w nocy. Nie płakała. Czerpała osobliwe zadowolenie z tego, że jej serce po prostu zamieniło się w kamień. Kiedyś, dawno temu, była ufna i naiwna. Gdy dała kosza Straughtowi, podśmiewały się wraz z Morną z jego oświadczyn. Wydawało się absurdem, by Kayleigh, tak młoda i świeża, chciała poślubić podstarzałego, nieokrzesanego kuzyna ich ojca. Nie przypuszczały, że okaże się tak bezlitosny w dążeniu do celu. Łza spłynęła jej powoli po policzku. Starła ją palcem, po czym znów zaczęła patrzeć w okno. Chciała tylko tego, co dane było Mornie 231 - kogoś, kogo mogłaby darzyć miłością i zaufaniem. Teraz wiedziała, że nie jest to St.Bride. Druga łza stoczyła się po jej twarzy. Potem trzecia. Nie zadała sobie trudu, by je wycierać. Tak, nie należało mu ufać. Wciąż sobie przecież powtarzała, że łączyły go z jej kuzynem jakieś podejrzane interesy i że nic dobrego z jego strony jej nie spotka. Unikała go, jak mogła. A tam, na plaży, uwierzyła nagle, że stanie się coś wspaniałego. Każde jego dotknięcie, każdy pocałunek kazały jej sądzić, że naprawdę pragnie tego, co w końcu nastąpiło, pragnie dojmująco. Myliła się jednak. Osłoniła piersi rękami, jakby chciała się przed czymś bronić. Ból i krew okazały się zupełnym zaskoczeniem. W Mhor niewiele wiedziała o naturze związku między mężczyzną a kobietą. Potem znalazła się nagle w Nowym Świecie. Razem z Bardolfem żyła wprawdzie z kradzieży, lecz rozumiała, co właściwie robią nierządnice, nad rzeką spotykała ich przecież wiele. Te kobiety miewały nieraz całe tuziny klientów, lecz sądziła, że ich rzemiosło jest w najgorszym razie czymś bardzo uciążliwym, nigdy zaś tak bolesnym, jak to, czego doznała dzisiaj na plaży. Sprzedawanie się mężczyznom za pieniądze było niemoralne, ale czy było też jednym rozdzierającym bólem? Uniosła do warg drżącą dłoń. Musi obmyślić nowy plan ucieczki. „Briney Marlin" odpłynie bez niej! Przeklinała dzień, kiedy spotkała St. Bride'a. Obracając w palcach ogniwa srebrnego naszyjnika, zaczęła zastanawiać się gorączkowo, co robić. Chciała wrócić do Szkocji, obojętnie, w jaki sposób, i nigdy więcej nie oglądać St. Bride'a. Choć mdliło ją na myśl o tym, co się tam dziś wydarzyło, z ponurą miną wpatrywała się uparcie w wydmy. Nie kochał jej. Nie wierzył ani trochę w to, co mu 0 sobie mówiła. Wziął ją niby uliczną dziewkę, dając w zamian tylko ból. Musi od niego uciec! A jeśli serce będzie ją bolało? No to zostawi je na plaży Wolf Island 1 już. - Czy Wasza Wysokość życzy sobie czegoś? - spytała w holu Mad-die, gdy St. Bride przechodził koło niej. Było już późno, cała służba spała w swoich chatach. Maddie jako jedyna służąca nocowała w domostwie. Właśnie miała udać się do swojego pokoju, gdy wzburzony St
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Park Jordana został po pewnym czasie przejęty przez zarząd miasta Krakowa, ale profesor do końca życia czuwał nad j ega rozwojem i wypracowywaniem właściwego profilu,...
- Rzeź, uczyniona przez rycerza i jego syna, dobiegała już końca...
- Lincoln wiedział, że groźba jest poważna i że nie można zapobiegać jej bez końca...
- Termos został opróżniony do końca...
- Kronikarz widział to postanowienie już ex post i, pisząc o testamencie, miał na myśli późniejsze wydarzenia...
- Otworzyła kobieta...
- Tego dnia wszelako, kiedy w związku z przybyciem poselstwa węgierskiego i spodziewanym przyjęciem tronu Węgier przez Władysława zjechali się do Krakowa niemal wszyscy...
- SesjÄ™ takÄ… nazy- wano sejmem konwokacyjnym...
- W dwudziestoleciu międzywojennym w Bednarce działały czytelnie „Pro-swity" i im...
- Wszystkie ruchy nacjonalistyczne w Europie, pod koniec lat dwudziestych liczone na tuziny, były stworzone, uformowane i prowadzone pnez intelektualistów - uczonych i...