Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Flock pu[ciB do niej oko. Lord Beecham, odziany w elegancki wieczorowy strój, doskonale do niego pasujcy, wszedB energicznym krokiem do salonu, odszukaB wzrokiem Helen i natychmiast znalazB si przy niej. SkBoniB si nisko nad jej rk, nie pocaBowaB jednak jej nadgarstka ani palców. U[miechnB si tylko i u[cisnB dBoD lorda Pritha. - MiaBem kiedy[ przyjemno[ widzie pana u White'a. Mog spyta, jak wysoka byBa paDska |ona? - Ach, moja sBodka Matylda... Nazwano j tak na cze[ |ony Wilhelma Zdobywcy, rozumie pan. ByBa drobn dziewczynk, kiedy j poznaBem. Gdy brali[my [lub, sigaBa mi ledwie do Bokcia. Przysigam jednak, |e rosBa potem jeszcze przez wiele lat i dorównaBa swej córce. Helen, jak wysoka byBa twoja matka? - Moja matka, lordzie Beecham, byBa o dwa centymetry wy|sza ode mnie. Niejeden d|entelmen bBagaB j, by za niego wyszBa, jednak od czasu gdy poznaBa tat, nikt si dla niej nie liczyB. 46 Zaloty - Ten sam los spotyka ciebie. - Lord Prith westchnB, po czym zwróciB si do Beechama. - Wielu m|czyzn chciaBoby po[lubi moj córk. Niestety, wikszo[ z nich jest od niej znacznie ni|sza. Wystarczy, |e na ni spojrz, i mdlej z wra|enia. Oczywi[cie ani ja, ani Helen nie widzimy, kiedy upadaj na podBog. - Bo s tacy niscy. - Otó| to. - Lord Prith skinB gBow. - Flock, przynie[ szampana. No tak, pomy[laBa Helen, u[miechajc si do ojca. Wkrótce przekonaj si, co wart jest lord Beecham. Nie wiedziaBa, jakimi kryteriami posBuguje si Flock, oceniajc czyj[ inteligencj, lecz ojciec zawsze poznawaB to po stosunku do szampana. Lord Beecham spojrzaB na pikny kielich wypeBniony po brzeg idealnie schBodzonym trunkiem. U[miechnB si do Flocka i pokrciB gBow. - Prosz wybaczy, ale wolaBbym brandy. Lord Prith zakrztusiB si tak, |e a| parsknB kropelkami szampana. Helen potrzsnBa gBow. PosmutniaBa. - Jest pan pewien, lordzie Beecham? Nie lubi pan szampana? - Wrcz przeciwnie, bardzo ceni sobie jego smak. Problem polega jednak na tym, |e po szampanie, szczególnie tak dobrym jak ten, bardzo zle si czuj. Kiedy po raz pierwszy napiBem si szampana, w Oxfordzie, byBem niemal bliski [mierci. Od tej pory spróbowaBem go jeszcze tylko raz. Zapewniam pani, |e byB to po|aBowania godny widok. I jeszcze gorsze wspomnienie. - Brandy dla pana, milordzie - o[wiadczyB Flock. - To najlepsza francuska brandy, przemycona z Francji na specjalnie zamówienie lorda Pritha. 47 Catherine Coulter - Flock, lord Beecham mo|e na nas donie[ - zauwa|yBa Helen, popijajc szampana. - Nie, nie zrobi tego - odrzekB powoli lord Prith. - Potrafi by niebezpieczny, ale jest uczciwy. I wysoki. Szkoda tylko, |e nie pija szampana