Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Teraz, opierając dłonie na tłustych biodrach jakiejś nieładnej panny, patrzył za wchodzącą po schodach Judytą. Nie tańczył z nia bo bał się, że przyjdzie mu do głowy ją przeprosić. Za co miał ją przepraszać? Był uprzejmy, póki tam, w ogrodzie, nie zaczęła się zachowywać jak wariatka, składając śluby, do których nie miała prawa. Słusznie zrobił, że zabrał ją od mężczyzny, który opacznie pojmował jej uśmiechy. A ona sprawiła, że czuł się, jakby uczynił coś niewłaściwego. Odczekał chwilę, zatańczył jeszcze z dwiema niewiastami. Gdy Judyta nie wracała, zniecierpliwiony wbiegł na schody. Przez tych kilka krótkich sekund, nim dotarł do komnaty, zdążył wyobrazić sobie różne niestworzone historie. - Otworzywszy drzwi, ujrzał Judytę zanurzoną po szyję w parującej wodzie. Widać było tylko jej głowę opartą na krawędzi kadzi. Oczy miała zamknięte. Woda musiała być bardzo gorąca, bo twarz Judyty błyszczała od potu. Na jej widok Gawin poczuł, że stężały mu wszystkie mięśnie. W jednej chwili zapomniał, że przedtem gniewała się na niego, złościła, teraz bowiem stanowiła uosobienie niewinności. Nagle zrozumiał, że tego właśnie od niej chce, tego potrzebuje. No to co, że nim gardziła? Była jego i tylko jego. Z bijącym sercem zamknął drzwi. — To ty, Joanno? — spytała Judyta leniwie. Nie otrzymawszy odpowiedzi, otworzyła oczy. Jedno spojrzenie na twarz Gawina wystarczyło jej, by domyślić się jego zamiarów. Mimowolnie jej serce zaczęło prędko bić. — Zostaw mnie, chcę być sama — wyszeptała z trudem. Z ciemniejącymi oczyma podszedł bliżej, jakby nie słyszał jej słów. Pochylił się, wziął ją pod brodę. Usiłowała wyrwać się, lecz trzymał ją mocno. Zaczął ją całować, z początku niezbyt delikatnie, potem jego uchwyt i pocałunek zelżał. Judyta poczuła, że omdlewa. Gorąca woda, dłoń Gawina na policzku, pocałunek osłabiły ją. Gawin odsunął się i zajrzał jej w oczy — złote, ciepłe, błyszczące. Nie wyczytał w nich nienawiści, lecz tylko pragnienie bliskości. Pożądanie zagłuszyło ich wzajemną wrogość. Uklęknął nad kadzią, wsunął dłoń pod jej plecy. Znowu ją pocałował, przesunął wargami po załomie szyi. Był już gotowy, ale chciał przedłużyć rozkosz, dociągnąć ją do poziomu graniczącego z bólem. Uszy Judyty były słodkie, pachniały mydłem różanym. Nagle zapragnął zobaczyć ją całą. Chwycił ją pod pachy i wyjął z ciepłej wody. Ten niespodziewany czyn oraz chłodny powiew powietrza spowodowały, że zadrżała. Sięgnął po ręcznik i owinął ją nim. Judyta nie odzywała się. Gdzieś, w podświadomości, wiedziała, że słowa psują nastrój. Dotykał jej czule, bez szorstkiego napierania. Usiadł na ławce przed ogniem i postawił ją między swoimi kolanami jakby była dzieckiem. Gdyby ktoś Judycie powiedział, że coś takiego może się zdarzyć, nie uwierzyłaby, miała go przecież za nieczułego brutala. I choć był ubrany, nie czuła skrępowania swą nagością tylko zachwyt magią chwili. Zaczął powoli wycierać ją. Robił to niezgrabnie, chwilami nieco za mocno, to znowu zbyt delikatnie. — Odwróć się, wytrę ci plecy — powiedział, a ona posłusznie spełniła jego polecenie. Gdy w pewnej chwili rzucił ręcznik na ziemię, Judyta wciągnęła powietrze i przestała oddychać. W milczeniu sunął palcami po jej plecach. Od tego dotyku przebiegł po niej prąd. Ten jeden gest mówił więcej niż setki pieszczot. — Jesteś piękna szepnął ochryple, położywszy dłonie na jej biodrach. Tak bardzo piękna. Nie oddychała, nawet kiedy poczuła jego wargi na szyi. Dłonie Gawina posuwały się powoli w górę, najpierw ku brzuchowi, potem przez żebra ku piersiom, które czekały na to niecierpliwie, błagały o pieszczotę. Judyta oddychała głęboko, oparła się plecami o Gawina, położyła mu głowę na ramieniu. Jego wargi smakowały jej szyję, a dłonie błądziły po ciele, odkrywając coraz to nowe zakamarki. Kiedy Judyta już prawie oszalała z pożądania, zaniósł ją do łoża. W mgnieniu oka zrzucił ubranie i położył się obok niej. Spragniona jego ust, niecierpliwym gestem wyciągnęła ku niemu ręce. Gawin roześmiał się, chwilę zwlekał z przekory, ale w jego szarych oczach nie było kpiny. Tylko pragnienie przedłużenia przyjemności. Judyta już wiedziała, które z nich będzie się śmiało ostatnie. Z iskierką w oku sięgnęła w dół. Kiedy trafiła na to, czego szukała, z oczu Gawina zniknął śmiech. Były czarne jak noc, gdy przesuwał ją pod siebie. Minęła tylko chwila, a już razem krzyknęli, oboje wyswobodzeni ze słodkiej męczarni. Gdy Gawin zsunął się z niej. Judyta poczuła się bardzo wyczerpana. Westchnęła głęboko i zapadła w sen. Obudziwszy się następnego ranka, przeciągnęła się jak kotka smacznej drzemce. Przesunęła ręką po prześcieradle. Miejsce było puste. Natychmiast oprzytomniała. Gawin zniknął, sądząc po promieniach słońca wpadających przez okno, ranek nie bardzo wczesny. W pierwszym odruchu chciała pobiec na dwór, lecz cieple łoże i wspomnienie ostatniej nocy okazały się silniejsze. Przewróciła się na bok, dotknęła wgłębienia w pościeli po Gawina i zanurzyła twarz w poduszce, która zachowała jeszcze jego woń. Jak prędko nauczyłam się rozpoznawać jego zapach, pomyślała. Uśmiechnęła się rozmarzona. Tej nocy czuła się jak w niebie. Na dźwięk cichego pukania do drzwi serce zabiło jej silniej, natychmiast uspokoiło się, gdy stanęła w nich Joanna. - Czy moja pani się aby wyspała? — spytała dworka uśmiechając się. Judyta miała zbyt dobry humor, by ostro zareagować. — Lord Gawin wstał wcześnie. Wkłada zbroję. — Wkłada zbroję! — Judyta gwałtownie usiadła