Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Jego syn pił kawę z tą starą czarownicą! Wciąż nie mógł w to uwierzyć. A Diana spokojnie robiła zakupy. Tego j u ż za wiele. Naprawdę za wiele! A gdyby Harry rzucił się na Brandona? Owszem, Col-by zatroszczy! się o to, by syn potrafił się bronić, ale chłopak nie brał nigdy udziału w żadnej bójce. A gdyby Diana znalazła się między walczącymi? Przecież na pewno próbowałaby ich powstrzymać. "Mogliby jej coś zrobić. Ręce same zacisnęły mu się w pięści. Nie, zachowanie Diany było niewybaczalne. Przecież wiedziała, że nie życzył sobie spotkania Brandona z Margaret Ful-brook. Oczywiście, chłopak był ciekaw swojej babki, ale nie powinien postępować wbrew wyraźnemu zakazowi ojca. To Diana jest wszystkiemu winna. - Niech to wszystko diabli! Sny 151 Popełnił błąd, przyjeżdżając tego lata do Fulbrook Corners. Musiał postradać zmysły. Ale gdyby tu nie przyjechał, nie spotkałby Diany. Wysiadł z samochodu i podszedł bliżej wodospadu. Pył wodny osiadał mu na włosach i koszuli. Stał, patrząc w kierunku ukrytego wejścia do jaskini. Owej nocy była taka czuła i kochająca. Ucieleśniała jego wszystkie marzenia o kobiecie. Czuł, że oddaje mu się tak, jak żadnemu innemu mężczyźnie, nie ukrywając niczego. Należała do niego. A ra.no zachowywała się tak, jak gdyby nie się nie stało. Przecież nie można wykluczyć, że zaszła w ciążę. Dziś obiecała mu, że zniknie całkowicie z jego życia, tak jak odeszła z pracy. Prawdopodobnie jeszcze raz uważała się za ofiarę męskiego szowinizmu. Wrócił do samochodu i usiadł za kierownicą. Wcale nie podobała mu się myśl, że podciągnęła go pod jeden strychulec ze wszystkimi nieodpowiedzialnymi mężczyznami w jej życiu - ojcem, facetami, dla któryełi pracowała, draniem, który ją kiedyś zostawił. Miał jednak prawo być na nią wściekły. Zawiodła go. Nie powinna zachować zimnej krwi, gdy na nią krzyczał. Nie powinna zamykać się w sobie. Był j u ż w połowie drogi do domu, gdy wreszcie ochłonął i zaczął rozsądnie myśleć. Pierwszą myślą, jak przyszła rnu do głowy, było, że nie pozwoli Dianie tak po prostu odejść ze swego życia. Drugą - że gdy był u niej, zauważył jakąś zmianę w ustawieniu stolika w przedpokoju. ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Diana skończyła właśnie sprzątanie kuchni i pakowała jedzenie do torby chłodniczej, gdy Specter szczeknął. W chwilę później usłyszała warkot jeepa i nerwowo zacisnęła powieki. Colby wrócił, by znów na nią krzyczeć. Nie, więcej tego nie zniesie. Pobiegła szybko do przedpokoju i zamknęła zasuwę w momencie, gdy na stopniach ganku usłyszała niecierpliwe kroki. ~ Diano, otwórz! - Colby zabębnił energicznie w drzwi. Specter odpowiedział głośnym ujadaniem, ale Diana milczała. Wróciła do kuchni, zamknęła tylne drzwi i zabrała się z powrotem za pakowanie. Colby nie dawał za wygraną. - Diano, wpuść mnie!. Muszę z tobą porozmawiać! Pies pobiegł do przedpokoju i z radcścią udzielił odpowiedzi za swą panią. Przez kilka minut słychać było nie słabnące stukanie w drzwi i zajadłe szczekanie. Nagle zapadła cisza. Specter szczeknął zwycięsko po raz ostatni i wbiegł z powrotem do kuchni. - Dobry piesek - pochwaliła go Diana. - Przynajmniej na ciebie mogę liczyć. Nie usłyszała jednak warkotu silnika, a Specter zaczął znowu nasłuchiwać. Stał chwilę z przechyloną na bok głową, po czym rzucił się z głośnym skowytem w głąb mieszkania. ~ Za późno, ty głupi kundlu. Jestem już w środku. Sny 153 Głos Colby'ego dochodził z sypialni. Diana przypomniała sobie, że zostawiła tam otwarte okno. Odwróciła się powoli ku wchodzącemu mężczyźnie. Specter szczerzył groźnie zęby, kręcąc się wokół łydek Colby'ego, nie atakował go jednak. - Co tu się, u licha, dzieje? ••- spytał Colby, przesuwając wzrokiem po stertach pudeł. - A jak myślisz? Wyjeżdżam. - Diana wróciła do swego zajęcia, metodycznie wkładając produkty do torby. - Narozrabiałaś, a teraz uciekasz? - spytał szorstkim tonem. - Dałam ci słowo, że zniknę z twojego życia. A to oznacza, że muszę wyjechać z Fulbrook Corners. To miasteczko jest za małe dla nas obojga. Ciągle byśmy na siebie wpadali