Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ale była też ostatnia epoka, której ślady widoczne są w górzystych partiach Izydy. Spadło mnóstwo śmiecia, wszędzie. - Jakiś milion lat temu? - Tak. Czemu pytasz? - Bo to cholernie dziwne. Pięć miliardów lat temu planety wyczyściły cały system słoneczny Ra z latającego śmiecia, więc później kratery już nie powinny powstawać. - Nigel, posłuchaj... - Ted odchylił się w siatkowym fotelu i zaczął się bawić piórem. - Izyda odsuwała się od Ra, zmuszana siłami pływowymi, i kto może wiedzieć, jaki to miało efekt? Tutaj reguły gry są zupełnie inne i normalne zasady nie obowiązują. - Właśnie - rzucił z zadumą Nigel. - To znaczy? - Dlaczego zakładamy, że satelity są ostatnim osiągnięciem cywilizacji EM-ów, obojętne jaka ona była? Ich wiek orbitalny jest mniej więcej taki sam jak ostatnia epoka powstawania kraterów, ale zbieg okoliczności nie musi oznaczać związku przyczynowego. - Słuchaj, dowiemy się więcej, kiedy znajdziemy jakieś miasta. - Przypuśćmy. - Nigel wzruszył ramionami i zebrał się do wyjścia. - Może EM-y nigdy nie budowały miast. Ale miasta istniały. Albo, ściślej mówiąc, budowle. Archeologiczny Zespół #6, analizując wykonane w podczerwieni zdjęcia pewnego szczególnego płaskowyżu, natknął się na kolistą formację. Różne dowody świadczyły o występowaniu wcześniejszych okresów wędrówek wydm pyłowych, a teraz zmiana wiatrów Oka odsłoniła równinę liczącą, jak wynikało z datowania radioizotopowego, osiemset dziewięćdziesiąt trzy tysiące lat. Łagodnie wygięte zagłębienia okrążały centralne wzniesienie - stare, zerodowane wzgórze. Od tego miejsca odchodziły linie jak szprychy koła. Dzięki pracom wykopaliskowym znaleziono budynki zaledwie piętnaście metrów poniżej suchej, smaganej przez wiatr powierzchni terenu. Starożytne kamienie były prostokątne, pokryte niewyraźnymi znakami. Antropolodzy z "Lansjera" wydedukowali z nich niewiele. Zdołali prześledzić ogólny przebieg ulic, systemu irygacyjnego i doliny rzecznej. Nie natrafili na ślady wyprodukowanych czy wytopionych metali, ale też nikt ich się nie spodziewał. To, czego nie zżarła rdza, zniszczył wiatr. 4 Nigel ziewnął, patrząc na wypływającą z niego krew. Jakimś sposobem to zawsze przyprawiało go to o senność. Pierwsze kilkanaście razy przeważnie mdlał. - Hej, nie zapytałam, czy chcesz się położyć. Chcesz? - Tak, wyraźnie się skłaniam ku temu - zażartował Nigel, ale techniczka nawet się nie uśmiechnęła. Szybkim, niedbałym ruchem zniżyła oparcie fotela. Nigel patrzył, jak różowe włókna osocza płyną rurką do medmonu. Opasła maszyna zaszczekała, przenosząc próbkę do następnego urządzenia diagnostycznego. - Odpowiedzialna robota, nie ma co - mruknęła kobieta. Nigel chciał współczująco pokiwać głową, lecz jego barki, piersi i kark były unieruchomione; maszyna musiała podtrzymywać rytm naczyniowo-sercowy mimo spadku ciśnienia krwi i było to łatwiejsze, gdy organizm pacjenta nie przeszkadzał. Mógł jednak poruszać ustami. - Doskonale wiesz, że byłabyś potrzebna, gdyby cokolwiek poszło nie tak. Tak samo jak pilot... - Zostałam przeszkolona, żeby wejść w skład załogi, wiesz? Byłam inżynierem, najlepszym, ale nie w kategorii dopuszczającej do pracy na statku. Przejrzałam oferty pracy i doszłam do wniosku, że mogę liczyć tylko na ten etat. Nigel skrzywił usta w grymasie, który, jak miał nadzieję, wyrażał zrozumienie. Zerknął na szczupłą, znudzoną twarz techniczki i spróbował ocenić jej samopoczucie. To ćwiczenie oderwało jego myśli od nieprzyjemnego dzwonienia w uszach, które następowało za każdym razem, gdy medmon zaczynał silniej zasysać, odfiltrowując plazmę i zatrzymując czerwone ciałka krwi. W tym samym czasie klocowata maszyna pompowała w żyły sztuczne osocze, ale szum i tak się pojawiał. Z plazmą wypływały zniszczone krwinki, zastępowane nowym materiałem. Przeciw utleniacze do niszczenia wolnych rodników. Mikroenzymy do rozłączania splątanych łańcuchów DNA. Wspomagające dawki immunologiczne. Środki ługujące do niszczenia starzejących się komórek, które utraciły zdolność właściwej reprodukcji. Koktajl przeciwko starzeniu. - Zajęcie raczej nudne - zaczął ostrożnie. - Jak cholera - przyznała kwaśno. - Wiesz, trudno uwierzyć, że kiedyś robili to lekarze. To było nie byle co. - Poważnie? - Nigel próbował okazać odrobinę zainteresowania, choć doskonale pamiętał czasy, kiedy lekarze robili zastrzyki igłami i uważali, że jedzenie mięsa jest szkodliwe. - Teraz to tylko sposób na zarabianie. - A obsługa? - Tak, prawda. Wiesz, lubię pracować rękami, przy konkretach, a ten szajs... bez obrazy, wiesz, rozumiem, ludziom to potrzebne, ale to jest jak być fryzjerką czy coś w tym stylu. - Byłaś inżynierem. - Fakt. Teraz każą mi nadzorować plazmaferezę i oznaczać hormony, i... - Chciałabyś wskoczyć do działu przewodów napędowych? Wyszła poza swój stały repertuar narzekań i popatrzyła na niego uważnie. Do tej pory był kolejnym anonimowym klientem, bezosobowym obiektem, który musiała podłączyć do medmonu. - Jasne, cholera, poszłabym na to, tylko... - Myślę, że mógłbym wkręcić cię do tej ekipy. - Kto tak mówi? - Ja. Pogadam o tym z Tedem Landonem. - Poważnie? Wiesz, trudno... - Pewnie. Potrafię zrozumieć, że to cholernie nieciekawa fucha. Musi być okropna, szczególnie kiedy trzeba przepuścić przez medmon takiego ramola. - Rozumiesz! - Twarz jej pojaśniała i przybrała wyraz zainteresowania. - Mógłbyś załatwić mi miejsce w tym zespole? Wystarczy mi czyszczenie rur, wiesz, sprzęganie faserów, głównie robota manualna i trochę pracy głową, ja... - Świetnie. Wyglądasz na facetkę, która zasługuje na uwolnienie z tego kieratu. - Chciałby machnąć ręką w niemej demonstracji, ale stwierdził, że kontrola motoryczna zniknęła. - Czuję się jak zombie. - Słuchaj, prawie skończone. - Klapnęła wyłącznik i mógł już poruszyć prawą ręką. - Przykro mi, że zajmuję ci czas... całe to monitorowanie, drobne naprawy i tak dalej. - Taa. Powinieneś sam się tym zająć. Czemu nie jesteś na medmonie samoobsługowym? - Ted jest ostrożny. Chce mieć nadzór nad takimi starymi piernikami. - O rany. Tylko więcej roboty. - Właśnie