Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Ślepa rodzicielska miłość Wingate'ów zawstydziła mnie. Ja nie przyniosłem kwiatów i nie śpiewałem hymnów. Nie wiem, jak długo stałem, patrząc na miejsce ostatniego spoczynku mojego przyjaciela, niezdolny powstrzymać wspomnień. Może pięć minut, a może pięćdziesiąt. Nagle poczułem, że nie jestem sam. - Cześć. - Była ubrana na biało i patrzyła na mnie z dziwną, pełną zatroskania natarczywością. - Widzę - powiedziała prawie szeptem - że ty też nie potrafiłeś trzymać się z daleka. Pochyliła się i złożyła na grobie niewielki wieniec z białych i czerwonych róż. Na szarfie nie było żadnego napisu. Widać zabrakło jej słów. Ja również nie wiedziałem, co powiedzieć. - Przepraszam - zacząłem. - Przykro mi, że nie chcieli cię na pogrzebie. - To nie twoja wina. Mam nadzieję, że nie z mojej winy nie mogłeś uczestniczyć w tej smutnej uroczystości. - Trudno kogoś o to wszystko winić: ich, ciebie, Maksa. Przez chwilę stała obok mnie, ze spuszczoną głową, milcząc. Potem spojrzała na mnie i powiedziała: - Co porabiałeś... przez tych kilka dni? - Nic interesującego. A ty? - Podobnie. - Nie chciałem, żebyśmy się rozstali w taki sposób. Tysiące razy marzyłem, żeby móc naprawić to, co wydarzyło się w ciągu tych kilku minut po wyjściu Vity. Sam nie wiedziałem, czy powiedziałbym te słowa, gdyby nie obietnica dana Faradayowi. Czy mówiłem to szczerze? Czy też z konieczności udawałem szczerość? - Pragnęłam tego samego. - Nasze palce splotły się mimochodem; trudno powiedzieć, kto pierwszy wyciągnął rękę. - Może spróbujemy jeszcze raz? Może potrzebujemy więcej czasu? - Zgadzam się z chęcią. - Obydwoje musimy tu zostać aż do rozprawy. Mamy ponad dwa tygodnie. - Faraday mi o tym powiedział. - Czy powiedział ci, że wyjeżdża z Wenecji? -Nie. - Jutro. Nie musisz się obawiać jego wścibstwa. Możesz wrócić do willi. Nasze spojrzenia pierwszy raz spotkały się na dłużej niż jedna ulotna chwila. Patrząc na nią, przypomniałem sobie o tym, co zrobiliśmy. W jej oczach wyczytałem niepewną zapowiedź tego, co jeszcze możemy zrobić. Niech mi Bóg wybaczy. Maks na pewno by nie wybaczył. -Nie będzie łatwo czekać na ten dzień, kiedy nasze... niemoralne... prowadzenie się zostanie publicznie ujawnione przed sądem. Może jednak we dwoje łatwiej sobie z tym poradzimy? - To nie było niemoralne. - Nie. Ale ludzie będą tak mówili. - Niech sobie mówią. - Niech sobie mówią, jeśli tylko dasz mi siłę, bym mogła pozostać obojętna. - Postaram się. - Wrócisz do wilii? - Jeśli Vita nie będzie miała nic przeciwko temu. - Ona nigdy nie ma nic przeciwko temu, co jest dla mnie dobre. - Czy ja jestem dla ciebie dobry? - Mam nadzieję, że jesteśmy dla siebie dobrzy. - Tak - powiedziałem, odchodząc od grobu. - Ja też mam nadzieję. IX Wróciłem do Villa Primavera. Nie jestem pewien, czy gdyby zostawiono mnie w spokoju, nie uległbym pokusie w ciągu dwóch tygodni, które musiałem spędzić w Wenecji. I tak nie ma to żadnego znaczenia. Musiałem wrócić do willi dla dobra Diany. Skoro już się tam znalazłem, bez trudu udawało mi się przekonywać samego siebie, że ze względu na nią prawie każde oszustwo, pobłażanie każdej słabości, jest usprawiedliwione. Po śmierci Maksa Diana przeniosła się do innego pokoju. Nie musiałem pytać dlaczego. Na szczęście w willi nie przechowała się pamięć tamtego popołudnia. Obecność Maksa była zbyt krótka, żeby jego duch żył tu po śmierci. Jeśli o nim myślałem - a zdarzało się to często - to w innych miejscach i okolicznościach, niż te związane z jego śmiercią. Drugiej nocy, kiedy nad ranem przyszła do mnie Diana, płacząca i zdenerwowana, mogłem wziąć ją w ramiona nie czując na sobie spojrzenia Maksa. Trzeciej nocy, kiedy stało się to, co - jak myślałem - nigdy już nie miało się stać, gdy ulegliśmy potrzebom i instynktom ciała, żadne skrupuły nie powstrzymywały mojej ręki, przesuwającej się po jej ciele. Powinienem się tego spodziewać. Dni wyczekiwania na Lido, gdy jesień przekradała się obok nas w słonych mgłach i coraz chłodniejszych świtach, były dziwne i niepokojące. Pragnąc uciszyć wątpliwości i niepewność, tuliliśmy się do siebie. Czy mogło być inaczej? Nie kochałem jej. Nie wierzyłem w miłość