Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

A my sterczałyśmy z książkami. Przez całe lato pogrążałam się w gąszcz najbardziej zawiłych problemów psychologii - teorie procesów intelektualnych, epistemologie genetyczną, analiza czynnikową, modelowanie funkcjonalne... Nastia czytała podręczniki wyższej matematyki i dla wprawy opowiadała mi po angielsku mrożące krew w żyłach opowieści o życiu osobistym różniczek i całek... Coś z tego udało mi się zapisać i potem przeanalizować metodą Learmeckera. Rezultaty były wstrząsające: współczynnik fantazji przewyższał 250! A Learmecker mówi, że sam nigdy nie spotkał człowieka, którego współczynnik fantazji byłby większy od 160. Opanowując technika analizy czytałam fantastyka naukową, baśnie, mity... Tylko w dwóch przypadkach wskaźnik fantazji przewyższał 200, co - według Laermeckera - odpowiadało fantazji genialnej. Pod koniec lata przeprowadziłam swego rodzaju egzamin i kazałam Nastii napisać wypracowanie na temat "Piąta pora roku". Sama też w straszliwej męce wydusiłam z siebie trzy stroniczki (współczynnik fantazji 160). Analiza przeprowadziłam wedle najostrzejszych kryteriów, a mimo to wskaźnik fantazji wyniósł u Nastii 290 jednostek. Naturalnie w przypadku Nastii skala Learmeckera traciła sens. To, co się u niej wykształciło, nie było fantazją w normalnym rozumieniu tego słowa. To była nowa jakość, która tak się miała do zwyczajnej wyobraźni, jak rachunek całkowy do arytmetyki. Podczas lata wykonałam jeszcze jedną prace: zestawiłam zbiór zadań do rozwijania ultrafantazji. Przez te wszystkie lata działałam na oślep, nie mając opracowanego żadnego systemu. Nie mogłam go zresztą mieć, bo nikt przedtem nie prowadził takich badań. A teraz wyraźnie widziałam drogi rozwijania ultrafantazji. Zdawałam sobie sprawę z popełnionych dotąd błędów. Gdybym zaczynała swój eksperyment teraz, rezultaty byłyby widoczne już dużo wcześniej... W dziesiątej klasie Nastia miała same piątki. Gejm pojechał do szkoły matematyczno-fizycznej do Nowosybirska i gwiazda Nastii bez przeszkód płonęła na szkolnym firmamencie. Aha, prawda, trzeba jeszcze dorzucić parę słów o chłopcach. Sława matematyczna plus oczy koloru burzowego nieba przyciągały ich jak magnes. Najpierw mnie to przerażało. Wyobraziłam sobie wszelkie możliwe okropności: na przykład Nastia wyjdzie za mąż i nie będzie studiować na mat-fiz-chemie... Ale Bozia strzegła! Najwidoczniej panowie nie lubią, żeby nawet najpiękniejsze oczy patrzyły p r z e z nich, a ich właścicielka myślała o Bóg wie czym. Wśród kręgów zainteresowanych utarta się opinia, że Nastia to kujon i marzy tylko o złotym medalu. Rzeczywiście Nastia dostała złoty medal. Ja z trudem załapałam się na list pochwalny - wszyscy myśleli, że Nastia mi pomaga i należało ratować honor firmy. Medal - dobrze, ale wątpliwości miałam coraz więcej. Odkryłam nagle, że na froncie nauk ścisłych funkcjonuje koncepcja, która sama w sobie stanowi przeciwieństwo mojego eksperymentu. Mówi się bowiem, że współczesna nauka wkracza tam, gdzie zawodzi wyobraźnia. Im śmielej uczony będzie wyzwalał się od tego, co oczywiste, tym dalej zajdzie. I podpierano ten pogląd przekonującymi przykładami. Rzeczywiście, spróbujcie sobie wyobrazić foton, który raz zachowuje się jak cząsteczka, innym razem jak fala, jeszcze kiedy indziej demonstruje charakter falowo-korpuskularny i w dodatku nie ma masy spoczynkowej... Teoria względności, mechanika kwantowa, fizyka atomowa - każdy krok w przód był możliwy tylko dlatego, że odchodzono od tego, co oczywiste. Właśnie dlatego tak wzrosła rola matematyki. Wygląda na to, że usiłuje płynąć pod prąd. Dla uspokojenia sumienia wymyśliłam teorie szpar. Mianowicie, iść do przodu można nie tylko z pozycji matematycznej siły, ale i drogami okrężnymi - istnieją szpary, przez które wyobraźnia może się wyrwać daleko do przodu. Pojechałyśmy do Moskwy i bez nadmiernego wysiłku dostałyśmy się: Nastia na mat-fiz-chem, a ja na psychologię. To był zabawny widok, kiedy po raz pierwszy pojawiłyśmy się na mat-fiz-chemie! Absolutnie nie obawiałam się o wynik egzaminu Nastii i dlatego pozwoliłyśmy sobie na żarty