Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- No, zawsze mo|e si okaza, |e czego[ si nie wie. - Chyba nie w twoim przypadku. Podpowiesz? WojtyBa u[miechnB si lekko. Kilka godzin pózniej z gmachu gimnazjum wysypaBa si gromadka chBopców. - Jak poszBo? - zapytaB Kluger. - Chyba dobrze A tobie? - Matma to betka, ale ten polski... My[laBem, |e sBowa z siebie nie wydusz. Dziki za wsparcie. Jurek byB rzeczywi[cie wdziczny Lolkowi. Gdy usByszaB pytania, wpadB w panik i rozpaczliwie spojrzaB na koleg. Ten nie 51 szepnB ani sBówka, ale w jego wzroku byBo co[ takiego, |e Jurek poczuB si spokojniejszy. ZebraB wiadomo[ci zapamitane na lekcjach i jako[ skleciB odpowiedz. - Na dzisiaj mam ju| do[ szkoBy - powiedziaB, gdy stanli na rogu Mickiewicza i Pierackiego. - Mo|e by[my si kawaBek przeszli? - Chtnie. W któr stron? - Do parku! Nie mam ochoty Bazi w stron synagogi. Wystarczy, |e co sobot musz tam i[ z rodzicami. Minli okazaBy gmach wizienia i powdrowali ulic SBowackiego w gór, a| do ko[cioBa karmelitów. Lolek lubiB to miejsce, wstpowali tu czasem z ojcem. Teraz jednak minli ko[cióB i skrcili w prawo. Jeszcze kilkaset metrów i dotarli do parku. - T...U...M....W... i...O - Jurek przeczytaB skrót widniejcy przy wej[ciu. - Wiesz, co to znaczy? - No pewnie, Towarzystwo Upikszania Miasta Wadowic i Okolicy. - Eee tam, to oficjalna nazwa. - Jurek wydB lekko wargi w filuternym u[miechu. - Niektórzy mówi, |e To Ulubione Miejsce Wadowiczanek i Oficerów. NiezB mo|na mie zabaw, jak si troch posiedzi w krzakach. Czasem jest fajniej ni| w kinie. {eby[ to widziaB. Te westchnienia, te objcia, a czasem takie ogniste pocaBunki. - W gBosie Jurka sBycha byBo wyraznie fascynacj. Lolek nie odpowiedziaB. - Przychodz tu czasem, jak Tesia ma mecz - dodaB Kluger. Tesia, jego starsza siostra, [wietnie graBa w tenisa, a w wadowickim parku znajdowaBy si korty, na których staczaBa zacite pojedynki. - Te| grasz? - zapytaB WojtyBa. - Owszem, ale nie tylko w to. Lubi ping-ponga i oczywi[cie nog. - No, to szkoBa zapowiada si ciekawie. Ja te| przepadam za piBk. Brat mnie nauczyB. - Atak? 52 - Wol bramk. Jako[ si przyzwyczaiBem, jeszcze jak Mundek z nami mieszkaB. Chodzili[my nad Skaw, Mundek sadzaB mnie na czapce... wiesz, z czapek robili bramki, i patrzyBem, jak graj. - Ty nie graBe[? - Co[ ty. MiaBem par lat. Ale fajnie byBo. Potem Mundek wyjechaB, a ja zaczBem gra. Mo|e spróbujemy jutro? - Dobra, bardzo chtnie. Obeszli park dookoBa, na chwil zatrzymali si przy kortach i wrócili do wyj[cia. - Chyba trzeba wraca - powiedziaB Lolek. Wybrali krótsz drog