Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Odejdź. Spojrzała na niego, osłupiała. Śmiejąc się, wziął ją za ręce. - Nie gniewaj się, kochanie. Jestem bardzo niemiły, kiedy przeszkadza mi się w pracy, a teraz akurat coś się we mnie zaczyna wykluwać. - Nie będę się narzucała, o to możesz być spokojny. Skrzywił się lekko, próbując stłumić irytację. Przecież starał się załatwić to dyplomatycznie, czyż nie? - Muszę uchwycić, ile się da, dopóki mam wenę, rozumiesz. Po prostu zapomnij, że tu jestem. - Ale twój pokój! Trzeba zmienić pościel, a łazienka... - Nie martw się o nią. - Ogień na kominku już płonął, a w nim narastała niecierpliwość. Podniósł Briannę na nogi. - Wysprzątasz wszystko, kiedy skończy mi się natchnienie. Byłbym wdzięczny, gdybyś od czasu do czasu postawiła pod drzwiami tacę z jedzonkiem. Niczego więcej mi nie trzeba. - Dobrze, ale... - Prowadził ją już w stronę drzwi. Wyrwała mu się. -Nie musisz mnie wypychać. Idę. - Dzięki za śniadanie. - Proszę... Zatrzasnął jej drzwi przed nosem. - ...bardzo - powiedziała przez zęby. Gray nie dał znaku życia przez resztę tego dnia i dwa dni następne. Próbowała nie myśleć o stanie jego pokoju. Nie wiedziała, czy pamięta 0 tym, żeby podsycać ogień, czy raczy w ogóle spać. Wiedziała, że je. Za każdym razem, gdy przynosiła nową tacę, poprzednia stała pusta pod drzwiami. Wyjadał wszystko do ostatniej okruszyny. Równie dobrze mogłaby być w domu sama, gdyby nie to, że każdym nerwem czuła jego obecność. Wątpiła, czy Gray poświęcił jej w tym czasie choć jedną przelotną myśl. Miała rację. Sypiał od czasu do czasu, ale były to drzemki pełne snów i wizji. Jadł, karmił ciało, podczas gdy historia, która opisywał, odżywiała jego umysł. Przewalała się przez niego jak burza. Przez trzy doby napisał ponad sto stron. Tekst był niedopracowany, język chropawy, miejscami akcja słabła, ale Gray miał już rdzeń swojej książki. Wymyślił morderstwo, przebiegłość i szelmostwo. Opisał cierpienie i udrękę, rozpacz i kłamstwa. Był w siódmym niebie. Kiedy w końcu skończyło się natchnienie, rzucił się na łóżko, naciągnął kołdrę na głowę i zapadł w kamienny sen. Po przebudzeniu omiótł wzrokiem pokój i uznał, że kobieta tak silna jak Brianna nie powinna zemdleć na widok bałaganu, jaki w nim panował. Miał jednak wątpliwości, jak zareaguje na widok Graysona Thane'a. Przesunął dłonią po szczeciniastej brodzie. Patrząc na siebie w łazienko- wym lustrze, doszedł do wniosku, że wygląda jak ktoś, kto dużo czasu spędził na bagnach. Ściągnął koszule, starając się przy tym nie oddychać, skrzywił się z niesmakiem i wszedł pod prysznic. Pół godziny później wkładał czyste ubranie. Miał lekkie zawroty głowy i zesztywniałe mięśnie. Ale czuł jeszcze w sobie radość tworzenia. Otworzył okno i zaczerpnął haust wilgotnego powietrza. Cudowny dzień, pomyślał. Cudowny dzień w cudownym kraju. Taca stała pod drzwiami, jedzenie zupełnie ostygło. Trochę sobie pospałem, pomyślał, i zniósł tacę na dół, w nadziei, że ubłaga Briannę, aby mu podgrzała śniadanie. Może wyciągnie ją na spacer. Przydałoby mu się towarzystwo. A może namówi ją na wycieczkę do Galway, gdzie mogliby spędzić dzień w tłumie innych ludzi. Mogliby... Stanął w drzwiach kuchni i uśmiechnął się od ucha do ucha. Stalą przy blacie, z rękami w cieście i umączonym nosem. Patrząc na ten śliczny obrazek, czuł, jak humor mu się polepsza. Odstawił tacę z brzękiem. Brianna odwróciła się, przestraszona. Chciała uśmiechnąć się na powitanie, ale nie zdążyła, bo on podszedł, ujął jej twarz w dłonie i pocałował mocno w usta. Zacisnęła dłonie w cieście. W głowie jej zawirowało. Zanim zdążyła zareagować, Gray odsunął się. - Cześć! Wspaniały dzień, prawda? Czuję się rewelacyjnie. Widzisz, nigdy nie można liczyć na natchnienie. Kiedy już przyjdzie, jest jak ekspres pędzący ci w głowie. Nie można go zatrzymać. - Wziął kawałek zimnej grzanki z tacy i podniósł ją do ust, po czym zamarł w połowie gestu. Wzrokiem poszukał jej oczu i upuścił grzankę na talerz. Ten pocałunek, taki radosny i spontaniczny, był odbiciem jego nastroju. Reakcja przyszła dopiero teraz. Gray poczuł, jak napinają mu się mięśnie, a dreszcz pełznie po plecach. Brianna stała jak wrośnięta w podłogę, z rozchylonymi wargami. Oczy jej zrobiły się ogromne. - Jedną chwileczkę - powiedział cicho i podszedł do niej znowu. -Jedną chwileczkę. Nie poruszyłaby się, nawet gdyby dach się zaczął nad nią zapadać. Zaczerpnęła tylko powietrza, kiedy ponownie ujął jej twarz w dłonie, tym razem delikatnie, bez pośpiechu. Pochylił ku niej głowę, nie zamykając oczu. Poczuła jego wargi na ustach, miękkie, czułe. Taki dotyk nie powinien był rozpalać żaru w żyłach. A jednak! Odwrócił ją, tylko troszkę, tak by zetknęły się ich ciała, i odchylił jej głowę, by móc ją mocniej całować. Jęknęła cicho, z rozkoszy czy bólu, zanim ramiona opadły jej bezwładnie. Ma cudowne usta, uświadomił sobie Gray. Pełne, szczodre, spragnione. Całując takie usta, nie należało się śpieszyć. Ścisnął delikatnie zębami jej dolną wargę i w odpowiedzi usłyszał cichy, bezradny jęk. Powoli, patrząc jak Brianna przymyka zamglone oczy, obrysował jej usta językiem. Tyle subtelnych smaków. To było cudowne, czuć, jak się rozpala, jak słabnie mu w ramionach, jak bije jej serce. A może to było jego serce. Coś huczało mu w głowie, pulsowało ciężko w żyłach. Odsunął się dopiero wtedy, gdy poczuł nara- stającą żądzę, podstępną i bezwzględną. Brianna drżała, ale instynkt ostrzegł go, że jeżeli posunie się dalej, będzie to ze szkodą dla nich obojga