Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Kiedyś zdarzało mu się doznawać nieznacznego poczucia winy — zaledwie w formie lekkiego poirytowania — na myśl, że popełnia grzech chciwości, który napiętnował na każdym kroku. Teraz zmroziła go nagła świadomość, że w rzeczywistości nigdy nie był hipokrytą: istotnie nie zależało mu na pieniądzach. Ta myśl otworzyła przed nim kolejną dziurę, wiodącą do jeszcze jednej ślepej uliczki, w którą nie wolno mu było się zapędzić. Po prostu chcę coś dzisiaj robić!, zawołał w myślach do wszystkich i do nikogo, w proteście i gniewie — proteście przeciw temu, co wtłacza mu do głowy te myśli, i w gniewie na wszechświat, w którym jakaś złośliwa siła nie pozwala mu znaleźć radości bez potrzeby uświadamiania sobie, czego i po co pragnie. Czego pragniesz?, pytał wciąż jakiś wrogi głos, a on szedł coraz szybciej, by przed nim uciec. Własny mózg wydawał mu się labiryntem, w którym za każdym zakrętem czyhała ślepa uliczka, wiodąca ku mgle ukrywającej otchłań. Miał wrażenie, że biegnie, a maleńka, bezpieczna wysepka kurczy się i wkrótce pozostaną już tylko uliczki. Przypominało to resztki światła na otaczającej go ulicy, pochłanianej stopniowo przez mgiełkę. Dlaczego musi się kurczyć?, myślał w panice. Przeżył tak całe dotychczasowe życie: patrząc wyłącznie na chodnik przed sobą, umiejętnie unikając widoku całej drogi, zakrętów, odległości, szczytów. Nigdy nie zamierzał donikąd dojść, chciał być wolny od postępu, od jarzma linii prostej, nigdy nie chciał, by jego lata połączyły się w jakąś sumę —jak to się stało, że zostały podliczone? — dlaczego dotarł do jakiegoś nie zaplanowanego celu, gdzie nie można już było stać bez ruchu ani się cofnąć? „Uważaj, jak chodzisz, bracie!” — warknął ktoś, odpychając go łokciem — i Taggart uświadomił sobie, że zderzył się z jakąś zwalistą, śmierdzącą postacią i że biegnie. Zwolnił i rozejrzał się po ulicach, by sprawdzić, dokąd zaniosły go nogi. Nie chciał wiedzieć, że wraca do domu, do żony. Ta uliczka też była spowita mgłą, ale nie pozostała mu już żadna inna. Gdy tylko ujrzał milczącą, wyprostowaną postać Cherryl, która wstała, by go powitać, zrozumiał, że jest to bardziej niebezpieczne, niż mu się zdawało, i że nie dostanie tego, czego pragnie. Ale niebezpieczeństwo było dla niego sygnałem do zamknięcia oczu, wyłączenia zdolności oceny i po- dążania naprzód na podstawie nie zwerbalizowanego założenia, że niebezpieczeństwo pozostanie nierzeczywiste dzięki jego odmowie dostrzeżenia go — jakby wewnątrz niego odzywała się syrena, mająca na celu nie ostrzeżenie przed mgłą, lecz jej przywołanie. — Tak, istotnie, miałem być na ważnym bankiecie, ale zmieniłem zdanie. Miałem ochotę zjeść dziś kolację z tobą — rzekł tonem komplementu. — Rozumiem — odparła cicho. Poczuł złość z powodu jej beznamiętnej postawy i bladej, nieodgadnionej twarzy. Rozzłościł go konkretny, bezpretensjonalny sposób, w jaki wydała polecenia służbie, a potem fakt znalezienia się naprzeciw niej w oświetlonym przez świece pokoju, przy perfekcyjnie zastawionym stole, na którym stały dwa kryształowe puchary z owocami i srebrne miseczki lodów. Najbardziej jednak irytowało go jej opanowanie: nie była już małym, dziwacznym stworzonkiem, przytłoczonym przez luksus rezydencji zaprojektowanej przez wielkiego artystę; dopasowała się do niej. Siedziała przy stole, jakby miała prawo do tego pokoju. Ubrana była w szytą na miarę podomkę ze złotobrązowego brokatu, współgrającego z kolorem jej włosów, której jedynym ornamentem była prostota linii. Wolałby dawne dźwięczące bransoletki i sprzączki z kryształu górskiego. Od wielu miesięcy niepokoił go jej wzrok: nie był ani przyjazny, ani wrogi, lecz uważny i pytający. — Zakończyłem dzisiaj ważną transakcję — rzekł na wpół chełpliwie, na wpół błagalnie. — Transakcję dotyczącą całego kontynentu, w którą zamieszanych jest kilka rządów. Uświadomił sobie, że respekt, podziw i entuzjastyczna ciekawość, której oczekiwał, mogły pojawić się tylko na twarzy nieistniejącej już dziewczyny ze sklepu. Na twarzy swojej żony nie ujrzał żadnej z tych rzeczy. Nawet gniew lub nienawiść byłyby lepsze od jej spokojnego, uważnego spojrzenia, w którym malowało się coś gorszego niż oskarżenie: pytanie. — Jaką transakcję, Jim? — Co to znaczy: jaką transakcję? Masz jakieś podejrzenia? Dlaczego od razu zaczynasz węszyć? — Przepraszam. Nie wiedziałam, że to tajemnica. Nie musisz mi odpowiadać. — To nie jest tajemnica. — Czekał, ona jednak milczała. — No? Nic nie powiesz? — Nie — powiedziała zwyczajnie, jakby chciała mu sprawić przyjemność. — A więc nie jesteś zainteresowana? — Myślałam, że nie chcesz o tym mówić. — Och, dość tych sztuczek! — wybuchnął. — To wielka transakcja. Podziwiasz przecież wielki biznes, co? A to jest większe niż wszystko, o czym ci chłoptasie mogliby marzyć. Trawią życie na gromadzeniu fortun, grosz po groszu, a tymczasem ja to robię tak — pstryknął palcami — ot tak. To największy wyczyn, jakiego kiedykolwiek dokonano. — Wyczyn, Jim? — No, transakcja! — I to ty go dokonałeś? Sam? — A żebyś wiedziała! Ten gruby dureń, Orren Boyle, nie wykombinowałby tego w milion lat. Na to potrzeba było wiedzy, talentu i wyczucia czasu — zobaczył w jej oczach iskierkę zaciekawienia — i psychologii. — Iskierka znikła, on jednak brawurowo parł naprzód. — Trzeba było wiedzieć, jak podejść Wesleya, jak nie dopuścić do niego niewłaściwych wpływów, jak zainteresować Thompsona, nie pozwalając mu wiedzieć zbyt wiele, jak informować Chicka Morrisona, nie informując Tinky’ego Hollowaya, i jak zmusić odpowiednie osoby do wydania kilku przyjęć dla Wesleya we właściwym czasie, no i..
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Jasne, że jest jeszcze off Broadway, a nawet off off Broadway, lecz to już inna cywilizacja...
- Anu zaryczał z wściekłości, kiedy zniszczono czołg z „Transhara”, lecz jego gniew wzmógł się jeszcze, kiedy czołg wroga zajął pozycję, która obejmowała także rampę...
- Jak pisze Pumpian (1986) - wprawdzie zakłady pracy chronionej czynią dużo, aby przesunąć swoich pracowników do zwykłych zakładów pracy, lecz efekty w tym zakresie są...
- - Nic dziwnego, że mumie egipskie mają taki piękny połysk - mamrotał mi do ucha Higgs - nic dziwnego! Moje piszczele będą się teraz w sam raz nadawały do polerowania butów...
- David i Angela pozwolili jej przez jakiś czas bawić się z psem, lecz wkrótce musiała przyjść do bawialni, gdzie ponownie podłączono jej kroplówkę, Wilsonowie uważali bowiem, że...
- Światło, wpadające przez dwa małe okienka i dodatkowo wpuszczone teraz przez uchylone drzwi, nie rozjaśniało półmroku, jaki tu panował na skutek unoszących się w...
- Dzieci tych czasów (a właśnie są teraz) nie będą miały nikogo, by zarządzał ich dobrami i przechował w spiżarniach pożywienie, i będą nękane na targu kupna i sprzedaży...
- Miała zdrowie, miała pod dostatkiem pieniędzy i miała jeszcze Ashleya, chociaż widywała go teraz coraz rzadziej...
- Zciany byBy udekorowane skromnie, lecz gustownie: wisiaB na nich Bupek zawierajcy skamieniaBe szcztki ryby, fotografia, na której [ciskaBem dBoD szympansa, oraz wypchany nietoperz
- Nie ma już w recenzjach tej cierpkości, ukrytej goryczy, której dawniej można się było doszukać, teraz wyczuwa się, obok zrozumienia (ono było zawsze), także pewną...