Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
Słyszy, jak charczę. Dlaczego nie strzeli jeszcze raz i nie wykończy mnie? A może to jakiś amator? Nie. Wielki Boże, nie, wywnioskował obserwator. Poprzez wirujące myśli, w fetorze płynącej potokiem krwi, od której robiło mu się niedobrze, stwierdził niepewnie, że się myli! To nie amator. Kiedy odwrócił się w stronę odgłosu kroków, zauważył, że pistolet miał niezwykły kształt — w miejscu, z którego normalnie wyrzucana jest pusta łuska, zanim do komory zostaje załadowany następny nabój, zamocowano przegrodę. Uniemożliwiała ona otworzenie zamka, więc blokowała dodatkowo huk wystrzału. W ten sposób wzmacniała działanie tłumika. A zatem z tej dwudziestkidwójki można było strzelić tylko jeden raz! Oto dlaczego napastnik nie pociągnął ponownie za spust i nie upewnił się, że kameleon nie żyje! Nie! To nie amator! Zawodowiec. Prawdziwy zawodowiec! Świetnie wyszkolony, doświadczony zabójca! Napastnik był na tyle dobry, że wystarczył mu jeden strzał. On wie, że nie mam szans. Wie, że to już tylko kwestia czasu... Coraz bardziej osłabiony, obserwator zaczął się rozpaczliwie modlić. Teraz tylko to mu pozostawało. Jedyną pociechą była świadomość, że nie mógł już być przesłuchiwany. Żałował jedynie, że nie będzie w stanie powstrzymać napastnika przed przeszukaniem go i zabraniem pierścienia, który miał ukryty w kieszeni marynarki. Nagle poczuł, że samochód zatrzymuje się. Usłyszał, jak napastnik wysiada, a obok taurusa zatrzymuje się inny pojazd. A więc chcą zostawić mnie tutaj — gdziekolwiek to jest — żebym umarł? Nadzieja wzmocniła nieco jego słabnący puls. Może uda mi się zgromadzić tyle sił, żeby wyczołgać się z samochodu. Może ktoś mi pomoże, zawiezie do szpitala. Niestety nadzieję gwałtownie mu odebrano, ponieważ następnym, słabo docierającym dźwiękiem nie było wsiadanie napastnika do drugiego samochodu. Zamiast tego usłyszał, że do wnętrza taurusa ktoś wlewa jakiś płyn. Poczuł, jak płyn nasącza mu ubranie, i zrobiło mu się niedobrze od ostrego smrodu benzyny. Nie! Ostatnim dźwiękiem, jaki do niego dotarł, było draśnięcie zapałki. Płomienie wypełniły taurusa i ogarnęły jego ciało. Nie! Boże! W nieopisanych mękach zaczął się modlić jeszcze żarliwiej. Ojcze nasz, któryś jest w niebie...! Zadziwiające było to, że jego wola okazała się tak potężna, iż doszedł aż do „ale nas zbaw ode złego”, zanim pochłonęły go płomienie. 5 Kiedy Tess szła w kierunku wielkich, szerokich schodów, jej matka odezwała się: — Pomimo godnych pożałowania nieprzyjemności tego wieczoru jestem naprawdę zadowolona, że mnie odwiedziłaś. Mam nadzieję, że mocny sen nastroi cię o wiele lepiej. — Dziękuję, mamo. Ja też się cieszę ze spotkania z tobą. — Tess zgarbiła ramiona. — Wątpię jednak, by udało mi się dobrze spać. Gnębi mnie tyle spraw. — Może gdybyś miała coś do czytania... Mnie lektura zawsze usypia. Ojej! — Matka zatrzymała się nagle na schodach. — Co się stało? — Zupełnie zapomniałam. Prosiłaś, żebym zatelefonowała do dyrektora Biblioteki Kongresu. Znalazł tę książkę, o którą prosiłaś, i przysłał mi ją przez posłańca. — Matka cofnęła się ze schodów. — Leży w salonie. Powiedział, że popełniłaś błąd w tytule. Krąg — albo inaczej Pierścień — na szyi gołębia. Najwyraźniej tak wygląda dosłowne tłumaczenie z hiszpańskiego. — Matka pospieszyła do salonu, a po chwili wróciła, rozpakowując pakunek. Książka pachniała starością. Tess otworzyła ją szybko i ucieszyła się, widząc, że jest napisana po angielsku. — Dziękuję. — Uścisnęła matkę, zaskoczoną tak gwałtownym okazaniem uczuć. — Doceniam to. Naprawdę. Dziękuję. Matka wyglądała na zmieszaną. — Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby ktoś tak bardzo się ekscytował z powodu książki. Kiedy czekałam na twój przyjazd, przerzuciłam ją i nie wydała mi się interesująca. — Mylisz się, mamo. Spodziewam się, że będzie pasjonująca. Z walącym sercem Tess chciała pobiec na górę, żeby od razu zacząć czytać, ale zmusiła się do powolnego wchodzenia po schodach, równo z matką. W długim korytarzu na górze, z obrazami francuskich impresjonistów na ścianach, zatrzymały się przed pokojem Tess. — Dobranoc. — Tess pocałowała matkę w policzek. Na twarzy Melindy Drakę znowu pojawiło się zdziwienie. — Przepraszam za tę scenę, ale nie potrafisz sobie wyobrazić, co przeszłam w ciągu ostatnich kilku dni. Daję słowo, że już więcej nie będę cię tak denerwować. — Moja droga — odparła matka niepewnym głosem i zawahała się. — Nie musisz przepraszać. Przecież, na Boga, jesteś wszystkim, co mi pozostało. Nigdy nie przestanę cię kochać. Urządzaj tyle scen, ile tylko zechcesz. I tak zawsze będziesz tu mile widziana. I obiecuję, że zrobię wszystko, by pomóc ci rozwiązać twoje problemy. Tess poczuła, że za chwilę wybuchnie płaczem. Nagle matka zrobiła rzecz zadziwiającą. Także pocałowała Tess, ale nie tak jak poprzednio, muśnięciem, lecz prawdziwym pocałunkiem, mocnym złożeniem ust na czole córki
-
WÄ…tki
- Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.
- Nie przestawał powtarzać: — To nadzwyczaj przykre, takie historie nie powinny się zdarzać, wie pan przecie, że nienawidzę tego, i doprowadzi pan do tego, że więcej moja noga...
- Kto wie, czy gdyby zbadać pod takim właśnie kątem widzenia twórczość innych rosyjskich poetów–liryków tego stulecia i porównać uzyskane wyniki z tymi, jakie...
- Pola się ożywia i pyta: „Co to?” Skąd ten embrion dorosłego wie, które z tysięcy mówionych słów nie jest po polsku? Dwulatki są przenośnymi komputerami na podkładce zaszczanej...
- Najczęściej wtedy, gdy bardzo długo pracuje nad celem i nagle pojawia się w jego świadomości coś takiego, że wie wszystko, co można wiedzieć o danym celu...
- Przez półtora miesiąca szturmuje występ jelnieński, bo jest to przyczółek do ewentualnej ofensywy na Moskwę, chociaż sam ponoć wie, że w tym momencie nikt na stolicę uderzać nie...
- W budo-wie piramid nie uczestniczyli zapewne niewolnicy, a raczej wolnichBopi egipscy, zaszczyceni udziaBem we wznoszeniu pomnikaNie[miertelnego
- In- żynier Andrzej Czarniak i majster aż nadto dobrze wie- i ; dzieli co to za rodzaj pracy, toteż zakwalifikowali ją we- dług najwyższych stawek, plus dodatek...
- Tych pierwszych, prawdziwych Jednak minęło dużo czasu i nikt już nie wie, gdzie można ich znaleźć...
- — No, aleja przecież żyję, Genowefciu! — Chwała Bogu, chwała Bogu, kwiatuszku ty mój — zaszlochała Genowefcia...
- Wie- czorem wiatr przygniótł już kolanami wieś...