Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

- Parmenion wytrzeszczał oczy, jakby słuchał niewiarygodnych rzeczy. - W tym momencie Pytia krzyknęła oszalała: „Ależ nie można ci się oprzeć, chłopcze!". Wtedy Aleksander zatrzymał się, uderzony tą wypowiedzią, i rzekł: „Ta odpowiedź jest po mojej myśli". I odszedł: Parmenion potrząsnął głową. - To naprawdę dobre, jest to zdanie godne wielkiego aktora. - A Aleksander nim jest. Lub przynajmniej jest nim także. Zobaczysz. - Myślisz, że wierzy w wyrocznie? Antypater przeciągnął dłonią po szczeciniastej brodzie. - Tak i nie. Współistnieją w nim racjonalność Filipa 310 i Arystotelesa z tajemniczą, instynktowną i barbarzyńską naturą matki. Jednak widział swojego ojca, jak padał przed ołtarzem, i w owej chwili słowa proroctwa musiały uderzyć niczym piorun w jego umysł. Nie zapomni ich do końca życia. Zapadał zmierzch i dwóch starych żołnierzy ogarnęła nagła, głęboka melancholia. Czuli, że ich czas się skończył wraz ze śmiercią Filipa, a ich dni zdawały się rozpraszać w podmuchu płomieni, które ogarnęły stos zabitego władcy. - Może gdybyśmy my byli u jego boku... - wyszeptał nagle Parmenion. - Nic nie mów, mój przyjacielu. Nikt nie może uniknąć przeznaczenia. Musimy myśleć tylko o tym, że nasz król przygotował Aleksandra na swojego następcę. Życie, jakie nam pozostało, należy do niego. Władca powrócił do Pełli na czele swoich hufców i przejechał przez miasto pośród świętujących tłumów. Po raz pierwszy, odkąd sięgnąć pamięcią, armia wracała zwycięska z kampanii, podczas której nie walczyła i nie poniosła żadnych strat. Wszyscy widzieli w tym przepięknym młodzieńcu o promiennym obliczu, w połyskujących szatach i zbroi, niemal ucieleśnienie młodego boga, bohatera eposu. A w jego towarzyszach, jadących u jego boku, zdawało się odbijać to samo światło, w ich oczach zdawało się błyszczeć to samo niespokojne i gorączkowe spojrzenie. Antypater wyszedł, aby go przyjąć i przekazać sygnet, a także by oznajmić mu, że przybył Parmenion. - Prowadź mnie natychmiast do niego - rozkazał Aleksander. Generał wskoczył na konia i poprowadził go do ustronnej willi tuż za miastem. 311 Parmenion zszedł po schodach z sercem w gardle, kiedy tylko został powiadomiony, że król przybył go odwiedzić, nie zatrzymawszy się nawet w swojej kwaterze w pałacu. Kiedy wyszedł przed drzwi, stanął z nim twarzą w twarz. - Stary, dzielny żołnierzu! - pozdrowił go Aleksander i uścisnął. - Dziękuję, że wróciłeś. - Panie - odparł Parmenion ze ściśniętym gardłem -śmierć twojego ojca napełniła mnie wielkim bólem. Oddałbym życie, żeby go ocalić, gdybym tylko mógł. Zasłoniłbym go własną piersią, zrobiłbym... - Nie mógł mówić dalej, bo głos mu się załamał. - Wiem - rzekł Aleksander. Potem położył mu ręce na ramionach, spojrzał prosto w oczy i dodał: - Ja też. Parmenion opuścił wzrok. - Było to jak uderzenie pioruna, plan opracowany przez umysł genialny i bezlitosny. Panował wielki zgiełk, a ja byłem z przodu z królem Aleksandrem z Epiru: Eu-menes krzyknął coś do mnie, ale nie zrozumiałem, nie mogłem dosłyszeć, a kiedy zdałem sobie sprawę, że coś się dzieje, i odwróciłem się, on już klęczał cały we krwi. - Wiem, panie. Ale nie mówmy już o tych smutnych sprawach. Jutro udam się do Ajgaj, złożę ofiarę w jego żałobnej świątyni i mam nadzieję, że mnie usłyszy. Jaki jest powód twojej wizyty? - Chciałem cię zobaczyć i zaprosić na wieczerzę. Będziemy tam wszyscy i przedstawię wam moje plany na zimę. Wyprawa, którą wam obwieszczę, będzie naszą ostatnią w Europie. Potem ruszymy na wschód, tam gdzie wstaje słońce. Wskoczył na konia i odjechał galopem. Parmenion wrócił do domu i wezwał służącego. - Przygotuj mi kąpiel i moje najlepsze ubranie - polecił. - Dziś wieczorem będę na kolacji u króla. 312 43 W ciągu następnych dni Aleksander ćwiczył się w sztukach wojennych i wziął udział w licznych polowaniach z nagonką, mógł też przekonać się, że jego władza została uznana w bardzo dalekich krajach. Przybyły bowiem do niego poselstwa od Greków z Azji, a nawet z Sycylii i z Italii. Kilku dyplomatów z grupy miast położonych nad Morzem Tyrreńskim przywiozło mu w darze złoty puchar i zwróciło się do niego z pewną prośbą. Aleksandrowi bardzo to pochlebiło i zapytał ich, skąd przybywają. - Z Neapolu, Medmy i Posejdonii - wyjaśnili mu z akcentem, jakiego nigdy jeszcze nie słyszał, ale który przypominał mu trochę akcent mieszkańców Eubei. - Co pragniecie, żebym uczynił? - Królu Aleksandrze - odparł najstarszy z nich - na naszej ziemi, bardziej na północ, leży potężne miasto o nazwie Rzym. - Słyszałem o nim - odrzekł Aleksander. - Podobno założył je Eneasz, bohater trojański. - A zatem na terytorium Rzymian, na wybrzeżu, leży miasto, które zajmuje się piractwem i przynosi ogromne straty naszemu handlowi. Chcemy, aby położono kres tej sytuacji i żebyś to ty poprosił Rzymian o podjęcie odpowiednich kroków. Twoja sława rozniosła się wszędzie i sądzę, że właśnie twoja interwencja będzie miała swoją wagę. - Chętnie to uczynię. I mam nadzieję, że mnie posłuchają. A wy poinformujcie mnie, proszę, o wyniku tej inicjatywy. Potem dał znak skrybie i zaczął dyktować