Niepewność bywa czasem gorsza niż brak uzbrojonej straży.

Powinnaś nam była powiedzieć o tym, zanim wyjechaliśmy z Boru Majowego. Nie, nie pójdziesz dzisiaj do kościoła. Możesz włożyć czarną sukienkę jutro do szkoły. Ukryjemy ją zresztą pod fartuchem. Emilka pogodziła się ze swym losem i została w domu, ciężko wzdychając: ale poranek nie był taki smutny, jak przewidywała. Kuzyn Jimmy wziął ją z sobą na przechadzkę i otworzył księgę przeszłości przed jej chłonnymi oczami. - Dlaczego wszyscy Murrayowie są tutaj pochowani? - spytała Emilka. - Czy rzeczywiście dlatego, że za dumni są, ażeby spoczywać obok zwykłych śmiertelników? - Nie, nie, kurczątko. Nie posuwamy naszej dumy aż do tego stopnia. Gdy stary Hugo Murray osiadł w Srebrnym Nowiu, były tu tylko lasy, ciągnące się aż do Charlottetown. Nie było też cmentarza, dlatego starzy Murrayowie są pochowani tutaj, a potem chcieliśmy wszyscy być pochowani obok naszych przodków i krewnych, stąd ten rodzinny cmentarzyk na wzgórzach Czarnowody. - To brzmi jak wiersz z jakiegoś poematu, kuzynie Jimmy - rzekła Emilka. - Tak też i jest, jest to wiersz z jednego z mych utworów. - Mnie się podoba ta myśl chowania swoich bliskich wyłącznie na własnym cmentarzyku - rzekła Emilka bardzo stanowczo, rozglądając się dookoła. Kuzyn Jimmy zachichotał. - A oni jeszcze narzekają, że ty nie jesteś Murayówną - rzekł. - Murrayowie, Byrdowie, Starrowie i trochę krwi Shipleyów, to wszystko złożyło się na ciebie, o ile się bardzo nie mylę! - Shipleyów? - Tak; rodzina żony Hugona Murraya, twoja prababka była Shipleyówną, Angielką. Czy słyszałaś, w jaki sposób Murrayowie przybyli do Srebrnego Nowiu? - Nie. - Jechali do Quebec, wcale nie mieli jechać do Stanów. Mieli za sobą długą, uciążliwą podróż, ale zabrakło im wody, więc kapitan okrętu "Srebrny Nów" zatrzymał się tutaj, żeby odnowić zapas wody. Maria Murray omal nie umarła, tak chorowała na morzu. Kapitan, zatroskany o nią, kazał jej pójść na ląd z kilkoma marynarzami, ażeby uczuła stały grunt pod nogami. Poszła raźnie, a gdy stanęła na wybrzeżu, rzekła: "Tu pozostanę". I pozostała. Nic nie zdołało jej ugiąć. Stary Hugo, wówczas młody Hugo, rzecz jasna, miotał się, krzyczał, perswadował, nic nie pomogło. Rozpłakał się nawet... Pozostała niewzruszona. Wreszcie ustąpił i wylądował również. Osiedli tutaj i w ten sposób stali się Murrayowie obywatelami tego kraju. - Cieszę się, że to tak się stało - rzekła Emilka. - Ale stary Hugo nie przebaczył swej żonie tego uporu. Grób jej jest tam na górze, w samym rogu. Ten oto, na którym leży czerwony kamień. Idź i zobacz, co on kazał wyryć na płycie grobowcowej? Emilka, zaciekawiona, pobiegła. Na dużej płycie wyryte były tylko dwa wyrazy: "Tu pozostanę". Nic więcej. - Oto, co go nurtowało - rzekł kuzyn Jimmy. - Był dobrym mężem dla niej, ona również była dobrą żoną i matką licznego potomstwa, a po jej śmierci on już nigdy się nie uśmiechnął. Ale to w nim nurtowało, aż znalazło ujście w tym oto nagrobku. Emilkę dreszcz przeszył. Myśl o tym starym, srogim przodku, o jego niewygasłej urazie do najbliższej i najdroższej mu osoby, była czymś przerażającym. - Cieszy mnie, że tylko w połowie jestem Murrayówną - rzekła do siebie samej po cichu. A głośno dodała: - Ojciec mówił mi, że zwyczajem Murrayów jest niepamiętanie krzywd i uraz za grobem. - Słusznie. Ale to ma źródło właśnie w tym zdarzeniu. Jego rodzina tak była zgorszona, widzisz, jego postępkiem, że wywołało to istny skandal. Niektórzy uważali to za oznakę niewiary starego Hugona, a mianowicie twierdzili, że on nie wierzy w zmartwychwstanie duszy; z czasem przestano się nim zajmować. Emilka przeszła do innego nagrobka. - Elżbieta Burnley... kto to był, kuzynie Jimmy? - Starego Williama Murraya żona. Był to brat Hugona, przybył tu w pięć lat po jego śmierci. Żona jego była pięknością i za taką uważano ją na Starym Lądzie. Nie lubiła lasów tutejszych. Miała nostalgię, Emilko, tęskniła do swego kraju, okropnie tęskniła